PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1494}

451 stopni Fahrenheita

Fahrenheit 451
7,4 9 777
ocen
7,4 10 1 9777
7,4 12
ocen krytyków
451 stopni Fahrenheita
powrót do forum filmu 451 stopni Fahrenheita

Obejrzałam ten film zaledwie dzień po przeczytaniu książki Bradbury'ego i nieźle się zawiodłam. Nie oczekuję, że każda ekranizacja będzie stuprocentowo wiernym odzwierciedleniem oryginału, czasem to nawet fajnie, kiedy reżyser serwuje widzom własną interpretację danego dzieła, ale w przypadku Fahrenheita 451 odstępstw jest zbyt wiele i to w nieciekawym kierunku. Gdzie klimat i dobitne przesłanie oryginału? Miałam wrażenie, że oglądam przede wszystkim film o nieco przedwczesnym kryzysie wieku średniego u faceta, który poznał atrakcyjną blondynkę i nagle odkrył, że obecna żona i praca mu nie odpowiadają, a nie moralitet sci-fi o społeczeństwie, które same postanowiło się ogłupić, rezygnując z myślenia i wymiany poglądów. Czy koniecznie trzeba było zastępować tchórzliwego, starego profesora Fabera atrakcyjną, wygadaną i "legalną", dwudziestoletnią blondynką, z którą bohater zaliczy obowiązkowy happy end? Gdzie przekonujące ukazanie rozwoju krytycznego myślenia u głównego bohatera? W książce Montag działał - głupio, ale zawsze! - na rzecz obalenia systemu, natomiast w filmie gada głównie o swojej promocji i pozostaje bierny. Gdzie prawdziwie depresyjny klimat jego relacji z żoną, gdzie samo ukazanie, jak bardzo nieszczęśliwa czuła się Linda (Millie)?

Bardzo byłam ciekawa, jak film z lat 60-tych poradził sobie z efektami specjalnymi w postaci mechanicznego psa-pająka, słuchawek dousznych czy salonu z trzema ekranami telewizyjnymi. Otóż film nie poradził sobie... nijak, bo większość "trudnych" elementów zwyczajnie wycięto, może z wyjątkiem telewizora Lindy - spory, płaski ekran na współczesnym widzu nie robi najmniejszego wrażenia, ale 50 lat temu to musiało być naprawdę coś. :) Co ciekawe, na miejsce wywalonych efektów dano inne, których próżno szukać w oryginale, czyli latających strażaków i "podniebną" kolejkę (której nie pobudowano już peronów, lol).

No, ale efekty efektami, film się bez nich obejdzie. Gorzej z tym, o czym pisałam na początku - gdzieś po drodze zgubiły się duch i siła papierowego oryginału. Czyli wychodzi na to, że Bradbury miał rację - kino/telewizja nie są w stanie porządnie zastąpić książek. ;)

ocenił(a) film na 6
LucreciaLeVrai

Podpisuję się pod tym komentarzem obiema rękami.
Generalnie, moim zdaniem, to olbrzymia większość ekranizacji powinno nazywać się tylko interpretacją książki. Wyjątkiem jaki przychodzi mi w tym momencie do głowy jest chyba tylko serial "Lalka" Ryszarda Bera. Tam twórcy trzymali się kurczowo prozy Prusa.

ocenił(a) film na 6
LucreciaLeVrai

Celem adaptacji filmowej wcale nie jest wierne przeniesienie książki na ekran, jeżeli tego właśnie oczekujesz, to po prostu przeczytaj książkę jeszcze raz. Film jest zupełnie inną formą sztuki i odtwarzanie pisma na taśmie filmowej jest tylko marnowaniem potencjału kinematografii

ocenił(a) film na 5
WuduPiccaman

Argument trochę kulą w płot. Nie chodzi o samą formę wyrazu, tylko o wyrażoną przez tę formę treść. Przykładowo: Jackson po swojemu zinterpretował Tolkiena, nie przenosił książki na ekran 1:1 - i to jest okej. Ale gdyby zamiast historii o ratowaniu świata nakręcił komediowy sitcom o romantycznej relacji Froda z Samem, bagatelizując przy tym wątek pierścienia, to chyba nikogo nie dziwiłby głosy fanów, że "nie tego się spodziewaliśmy".
W filmowym Fahrenheicie zabrakło mi esencji oryginału. Tyle.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones