Powoli zaczynają mnie wkurzać te naciągane sytuacje w filmach marvela, ale też się do nich już przyzwyczaiłem. Tłumy ludzi, którzy domagają się oddania dziecka w ręce antagonisty… no dej spokój. No i ta końcowa scena, w której to Sue miała zginąć po tym jak wysłała Galactusa większego niż nie jedna wieża w mieście do portalu. No ale jednak przeżyła bo dziecko (jeszcze w CGI…) zaczęło płakać, że chce do mamy i ją uzdrowiło :) Marvel boi się uśmiercać głównych bohaterów, nie to że mówię że grała źle bo miała wybitną rolę i do niej pasowała ale takie sytuacje robią się powoli nudne i przewidywalne.. No ale takie sceny już przystały jak na filmy o superbohaterach. Bohater ginie w bohaterski sposób… no ale jednak :). Wiem to tylko film, ale myślę że mnie rozumiecie. Oczywiście są w tym filmie naprawdę dobre momenty jak ta w kosmosie czy na planecie Galactusa (naprawdę udał im się wygląd, a sam głos aktora epicki)
Pan fantastyczny za bardzo przypominał mimiką i spokojnym charakterem Joela z TLoU, ale ogólnie postacie na +, no i świetna rola Vanessy Kirby podobnie jak srebrnego surfera.
Może i naciągana ocena 7 tak jak przedstawione sytuacje w filmie ;), ale moim zdaniem jest bliski poziomu nowych Thunderbolts*, a scena po napisach przyprawia o ciarki, co się wydarzy w grudniu przyszłego roku.