Murnau tuż po genialnym "Nosferatu" realizuje film, którego w żadnym stopniu nie można porównywać do poprzedniego dzieła. "Fantom" jest obrazem realistycznym, dużo skromniejszym, ale wciągającym. W VI aktach poznajemy historię poczciwego chłopaka, który w imię wyimaginowanej miłości staje się najgorszą mendą społeczną. Opowieść przedstawiono bardzo żywo. Nie udałoby się to gdyby nie kilka szczegółów:
Duże wrażenie robią chociażby majaki opanowanego obłędem bohatera, trwające kilka sekund, ale sprawnie wtopione w akcję. Miło zobaczyć przedwojenny Wrocław którego ulicami przechadzają się postaci. Aktorzy również spisali się świetnie
Mam tylko 2 problemy z tym filmem:
1. Tuż po rozmowie z rodzicami Veroniki bohater udaje się do restauracji (po co?). Gdy już tam jest, spotyka kobietę łudząco podobną do swej "ukochanej". I zostaje jej adoratorem, rezygnując zupełnie z Veroniki, bo starczy mu "podróbka". Niezbyt rozumiem jego tok rozumowania... Albo to ja coś przeoczyłem, albo Murnau chciał podkreślić że kierując się wyglądem innej osoby zupełnie odrzucamy jej osobowość. Dziwny wątek.
2. Mamy uwierzyć że listonosz w samym środku nocy przyszedł z pocztą? Bardzo naiwny pomysł.
Mam nadzieję że kiedyś ktoś nawiąże do tych wątków i wytłumaczy jeśli się mylę. A jeśli nie oglądaliście to polecam. Reżyser kręcił lepsze rzeczy, ale poniżej pewnego poziomu nigdy nie schodził.