6,4 27 tys. ocen
6,4 10 1 26832
4,2 6 krytyków
Fighting
powrót do forum filmu Fighting

FIGHTING Dito Montiela to jeszcze jedna z długiego cyklu hollywoodzkich produkcji do których przyczepić należy łatkę NIEPOTRZEBNA.

Rozczarowanie płynące z oglądania filmu jest tym większe, iż podpisał go autor dobrego niezależnego dramatu WSZYSCY TWOI ŚWIĘCI (7/10), a na ekranie pojawili się znani aktorzy.

"Dramaty kopane" przeżywały czasy świetności w latach 70-ych i 80-ych XX wieku, ale w dobie mody na powtórki z rozrywki w ostatnich latach goszczą na naszych ekranach dość często.
FIGHTING i tak lepszy jest od ubogiej kopii KARATE KID zatytułowanej PO PROSTU WALCZ! (3/10).

Najnowszy obraz Dito Montiela w kinach specjalnej furory nie zrobił (w USA tylko nieco ponad 23 miliony dolarów wpływów). Opinie krytyków na temat tego dzieła też nie były zbyt pochlebne.

Nie ma się czemu dziwić, gdyż FIGHTING to film wyreżyserowany na autopilocie i powielający (do pewnego stopnia) schematy fabularne znane z setek podobnych produkcji.
Trudno jest tu więc o jakieś zaskoczenie widza czy też odczuwanie w trakcie seansu większych emocji.

FIGHTING od początku do samego końca ogląda się ze sporym dystansem i co gorsza znudzeniem. Dito Montiel nawet nie stara się wzbudzić u widza zainteresowanie losem swoich bohaterów i przez 103 minuty seansu każe im się dość beznamiętnie "przechadzać po ekranie".
Charakterystyka i sylwetki psychologiczne filmowych bohaterów, a także emocjonalne zaangażowanie widza w to co ogląda są najsłabszym punktem FIGHTING.
Nie cieszy tu nawet bardzo schematyczny i co gorsza kompletnie niewykorzystany wątek romansowy, którego temperatura nie jest nawet letnia.

To co jednak można zapisać na plus dziełu Dito Montiela to fakt, iż portretując świat drobnych naciągaczy i ciułaczy film do pewnego stopnia zachowuje realizm i dość wyraźnie portretuje lokalny koloryt półświatka Nowego Jorku.
Nie znajdziemy w tym filmie również tanich emocjonalnych sztuczek czy też do bólu ogranych scen treningu przed walką w której główny bohater hartuje ciało i ducha.
Nikt tu też nie wygłasza zbyt wielu moralizatorskich frazesów i pseudofilozoficznych mądrości. Jest to z pewnością dużym plusem FIGHTING, że pomimo schematycznej fabuły reżyser i scenarzyści zrezygnowali tutaj z tanich chwytów.
Problem jednak w tym, że w zamian nie mają oni nic do zaoferowania.
Konflikty charakterów, konflikty i interesów i psychologiczne portrety głównych bohaterów filmu są tu ledwie zamarkowane. Wobec tego cała fabuła filmu i będące rodzajem gorzkiego tryumfu głównych bohaterów zakończenie biorą w łeb.
nie za bardzo jest się tu czym emocjonować czy ekscytować.

W filmie nie za bardzo sprawdza się też znamienita obsada. Terrence Howard jako drobny naciągacz i cwaniaczek robi co może by przekonać nas do granej przez siebie postaci, ale zarówno reżyser jak i sam scenariuszowy kościec nie dają mu zbyt wielu szans.
Popularny Channing Tatum głównie się tu uśmiecha albo stroi minkę zbolałego psa co raczej nie może być poczytywane za dobre aktorstwo.
Rozczarowuje też statystujący Luis Guzman.

Jedynymi plusy FIGHTING to ciekawie ukazany lokalny koloryt Nowego Jorku, szlachetne intencje twórców by w tym filmie zachować choćby nutkę społecznego i obyczajowego realizmu oraz klasowa ścieżka dźwiękowa.
Zawodzi niestety kulawy scenariusz, aktorstwo oraz brak właściwego ładunku emocjonalnego w tej całej sztampowej i dość przewidywalnej historii.

zgadzam się (prawie) w 100%.
nie zgadzam się tylko z "gorszością" Never Back Down. tamten w przeciwieństwie do tego ogląda się bez poczucia marnowania czasu i zastanawiania się kiedy się wreszcie skończy... no i same sceny walk były tam zdecydowanie lepsze.

a ten? film strasznie "nijaki", nie wciąga (nawet nie próbuje)...
jedyne co go ratuje to "widok" Zulay Henao ;)