Spojlery w tekście dotyczące i pierwszej, i drugiej części. Kto nie widział - niech nie czyta.
Cztery lata po sukcesie pierwszego Francuskiego Łącznika (5 oscarów, w tym za najlepszy film roku), reżyser John Frankheimer, twórca takich filmów jak Manchurian Candidate czy Grand Prix zrealizował drugą część przygód niefrasobliwego, lecz niesamowicie zdeterminowanego policjanta Jimmy'ego "Popeye'a" Doyle'a. Projekt był oczywiście ryzykowny - wszak pierwowzór wyznaczył nowe standardy realizacji kina akcji i podniósł poprzeczkę niesamowicie wysoko (do dziś niewiele filmów się do niej zbliżyło), lecz udało sie znów nakłonić do udziału Gene'a Hackmana i tytułowego łącznika - Fernando Reya.
Przed seansem wyczytałem gdzieś opinię, jakoby był to jeden z najbardziej niepotrzebnych sequeli klasycznych filmów. Czy to prawda? Faktem wiadomym jest, że niewiele sequeli trzymało poziom bądź przewyższało pierwszą cześć. W przypadku tego filmu możemy mówić raczej o poprawnym i swego rodzaju honorowym załatwieniu sprawy. Przede wszystkim - Popeye to nadal Popeye. Podrywa młode, piękne dziewczyny, sporo pije, przeklina, wyzywa wszystkich wokół od sukinsynów i dupków, nie ma skrupułów do nieczystych zagrywek. I nadal jest, na swój sposób, skuteczny. Warto zaznaczyć, że Hackman dokonał rzeczy niesamowitej - pobił sam siebie w kategorii "najlepiej zagranego Popeye'a Doyle'a" i przebił swoją kreację sprzed kilku lat. Jego delirium narkotykowe w połowie filmu to aktorska perła (z lamusa, chciałoby się dodać), porównywalna do roli Raya Millanda w Straconym Weekendzie z 1945. Zaiste, aktor ten ma w sobie niezliczone pokłady emocji, skrywanych za fasadą mętnych, zmęczonych oczu, i potrafi je wydobyć, kiedy trzeba. Trzeba też dodać, że sama, niemal półgodzinna, sekwencja narkotykowa to klasa sama dla siebie. Frankheimer wykazał się dużą znajomością tematu (autopsja?) i nie przeszarżował z efektami. Dzisiejszy reżyserzy (jak Arronofsky czy Danny Boyle) mogą się schować ze swoimi pseudoefekciarskimi i przeholowanymi filmowymi hajami...
Należy jednak, dla zasady, dodać, że sekwencja ta, w całej swojej genialności jest całkiem niepotrzebna i wiele do filmu nie wnosi. Tym bardziej, że kilkanaście minut potem, gdy Popeye znajduje w kieszeni marynarki kilka działek heroiny, od której przecież go uzależniono, rozsypuje go na podłogę. Jest to co prawda wyraz jego determinacji i żelaznych emocji, ale tego zdążyliśmy już sie dowiedzieć w części pierwszej.
Przyznam, że obawiałem się przeniesienia akcji z brudnych ulic Nowego Jorku do słonecznej Marsylii. Jednak i tu twórcy wywiązali się ze swojego zadania wzorowo - dekoracje i scenografia przedstawiają to miasto z dwóch stron - z jednej plażowe kurorty, bary, palmy, z drugiej - speluny, opuszczone magazyny czy gnijące wręcz tanie hotele. Motyw działalności policji na ulicach został zgrabnie i twórczo rozwinięty. Brakuje mi jedynie spektakularnej sceny pościgu samochodowego (ach, ta chłopięca fascynacja;P) na którą, wyznam szczerze, czekałem cały film. Zastąpiona została pościgiem na pieszo - swoją drogą, również niesamowicie klimatyczny moment, gdy zmęczony, ale jak zawsze nieustępliwy Popeye biegnąc goni Francuskiego Łącznika uciekającego łodzią. Tu scenarzyści zdecydowali się na pójście na oczekiwania publiczności - "główny zły" zostaje jednak zastrzelony, chociaż należy sprawiedliwie oddać królowi co królewskie i Frankheimer na pohybel mainstreamowi kończy film sekundę po finalnym strzale i pozostawia nas z tym samym uczuciem niepewności i lekkiego niedosytu (w pozytywnym znaczeniu) oraz pytaniem - co dalej?
Jednak Francuski Łącznik II to nie same superlatywy. Przede wszystkim, boli mnie niewykorzystany potencjał tego filmu, który miał szansę stać się czymś więcej niż tylko sprawnym filmem sensacyjnym. Chodzi o motyw współpracy, czy też jej braku, policji z dwóch różnych kultur. Zderzenie narwanego, bezkompromisowego gliny z USA i przepisowych, leniwych żandarmów z Francji mogłoby być ujęte w bardziej interesujący i "zgrzytający" sposób, zahaczając lekko o moralitet na temat stanu ówczesnej policji i możliwości ponadpaństwowego jej zrozumienia. Bo o ile przestępczość jest organizacją ponad wszystkimi podziałami, to policja - nie... Zamiast tego postawiono, zwłaszcza w drugiej części filmu, na widowiskowe strzelaniny. Ponadto kuleje też postać antagonisty. O ile Alain Charnier w pierwszej części filmu był fascynującym przestępcą, przebiegłym i tajemniczym - to w drugiej części pokazuje się kilka razy i jego postać nie zostaje należycie rozwinięta.
Odwołując się znów do przeczytanej przeze mnie opinii - druga część Francuskiego Łącznika mogłaby równie dobrze nie powstać, chociaż wcale nie oznacza to, że jest filmem niepotrzebnym. W interesujący, choć wtórny sposób rozwija wątki z części pierwszej, zawiera jeden z najlepszych portretów ludzi pod wpływem narkotyków i na narkotykowym głodzie, dostarcza dużo emocji, głównie przez hipnotyzująca rolę Hackmana. Trzeba to jednak rzec - lepiej wyszedł na tym wszystkim Buddy Russo, łapiąc tego roku rekiny w Massachussets ;)
Pozdrawiam
Obejrzalem przed chwila i znowu widze twoja wypowiedz, tak jak po obejrzeniu pierwszej czesci:)
Jak dla mnie druga czesc 'Lacznika' to niepotrzebna kontynuacja. Sama obecnosc wielkiego Gene'a (tu przyznam racje, kapitalna scena z nim na 'glodzie') nie zmienia mojego rozczarowania w zadowolenie. Bo Frankenheimer niby nie burzy tego, co zrobil Friedkin (wykazalby sie wowczas glupota), ale tez nie rozwija postaci Popey'a ani o jote w warstwie jego charakteru. Jimmy non stop rzuca bluzgami i wyzwiskami, czym po ponad godzinie seansu tez zaczyna nudzic. Szkoda, bo Hackmana stac bylo na pokazanie wiecej niuansow tej postaci, tyle ze rezyser nie wyciagnal z niego az tyle, ile bysmy sobie zyczyli. A skoro o rezyserze juz zaczalem, to niestety wykazal on tu tendencje do niepotrzebnego przedluzania scen. Niektore sekwencje az prosily sie o przyciecie tudziez dodania don dynamiki. Dwie niezle strzelaniny i zdjecia jakby z perspektywy oczu Popey'a to wszystko, jesli chodzi o cos nowego od Frakenheimera. Tak jak i Tobie, Szymek, tak i mnie zabraklo konkretnego poscigu samochodowego - co dziwne, bo przeciez 20 lat pozniej ten sam facet zrobil dwie swietne sekwencje poscigowe w 'Roninie' z Reno i DeNiro w rolach glownych. Nawiasem mowiac, chyba lubi Marsylie - ja tez pokazywal w pozniejszym 'Ronin'.
Jesli zatem mozna polecic 'French Connection 2' to zapewne goracym zwolennikom gatunku. Mnie, jako sequel kapitalnego filmu sensacyjnego, momentami nudzil i nie zaangazowal jak czesc pierwsza.
Frankenheimer w ogóle jest strasznie nierównym reżyserem, i to w odniesieniu do całości jego dorobku, jak i do pojedynczych filmów (np. do wspomnianego Mandżurskiego Kandydata zmuszałem się i obejrzałem na raty, potworny film wg mnie! z kolei Ronin to całkiem zgrabne, choć potwornie wtórne kino, które jednak warto obejrzeć dla kreacji aktorskich), nie widać w jego kinie żadnej stałej maniery albo tematyki, ot po prostu sprawny technicznie rzemieślnik, który w jakimś stopniu przysłużył się dla historii kinematografii (chociażby właśnie tym Kandydatem czy Żydem Jakovem).
Patrząc z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że FC II jest faktycznie niepotrzebny jako sequel, a fakt jego istnienia można wytłumaczyć naprawdę niezłym poziomem samego filmu no i zwłaszcza wspomnianą już rolą Hackmana (podobne refleksje mam przy Ojcu Chrzestnym III - ten film mógłby istnieć dla jednej, jedynej kwestii, w nim pada, jak myślisz - której? ;P). Brak pościgu samochodowego zakrawa niemal na skandal, bo ten z jedynki to przecież znak firmowy i klasa sama dla siebie. Może po prostu Frankenheimer bał się, że nie dorówna Friedkienowi w tym względzie i postanowił po prostu oddać sprawę walkowerem? ;)
Tak czy siak, Francuski Łącznik II nadal mi się widzi jako film policyjny, w którym Gene miał szansę pokazać, jak wielkim jest aktorem.
Pozdrawiam.
No to ja jeszcze dodam tu, że nie widziałem trzeciej odsłony "Ojca chrzestnego". Wiem, wiem, obciach się przyznać, ale już taki ze mnie szczery chłopak:) Muszę go dorwać w jak najszybszym czasie, podobnie ma się z dwiema pierwszymi częściami (jedynkę oglądałem ze trzy razy, dwójkę - tylko raz).
Pozdrawiam:)
Oglądałem drugą część 'Francuskiego Łącznika' lata temu, więc postanowiłem ją sobie dzisiaj przypomnieć z tego względu, że była prezentowana w TV. Przyznam, ze zrobiłem to trochę na siłę, ponieważ mając w pamięci poprzednie doświadczenie z tą kontynuacją, byłem raczej na nie. I w gruncie rzeczy nic się przez te kilkanaście lat nie zmieniło.
Film jest rozczarowujący. Faktycznie, zgadzam się z opinią, że zmarnowano temat, bo można to było lepiej zaaranżować. A tak mamy prawie 2 godziny takiego snucia się i gadania o niczym. Bardziej to przypomina wakacje jakiegoś zapijaczonego policjanta niż porządne kino sensacyjne. Tutaj po prostu nie ma żadnej akcji. Tak jakby twórcy nie bardzo wiedzieli co począć z tym tworem.
Fernando Rey tak wspaniały w oryginalnej pierwszej części, dystyngowany, enigmatyczny, przebiegły, operujący minimalną ilością gestów i słów, a przy tym przecież wyrachowany do bólu, w kontynuacji sprawia wrażenie jakiegoś emeryta, który już ledwo daje radę. Trochę jakby nie do końca wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. Słowem - jest zupełnie bezbarwny.
Gene Hackman...no cóż, jedzie na kilku ogranych chwytach. Głównie się rzuca, przeklina i zachowuje jak jakiś cwaniaczek.
Sceny są przydługie, rozwlekłe i zmierzają donikąd.
Wiadomo, że w filmach tego typu trudno się doszukiwać prawdopodobieństw itd, ale wiele pomysłów zakrawało już na głupotę. Już choćby pomysł z narkotyzowaniem Doyle'a. Czy - pamiętając pierwszą część - naprawdę postać grana przez Reya patyczkowałaby się z Hackmanem w taki sposób? Po za tym ta próba przywrócenia Hackmana do stanu równowagi po narkotycznym głodzie poprzez...spajanie go alkoholem. Pogrom!
Nie nie nie. Zdecydowanie nie. Uważam, że zmarnowano potencjał dobrych aktorów, bo i Hackmana i Reya stać było na więcej, ale reżyser to zaprzepaścił. Oryginał to zupełnie inny wymiar, inna klasa. Najlepiej nie łączyć obu filmów ze sobą i tyle.
Celne zarzuty wobec filmu i takież argumenty broniących go w całym wątku. Teza o nie łączeniu tych dwu tytułów nie wytrzyma starcia z rzeczywistością. Tematyka, bohaterowie , ba, nawet tytuł ten sam będą powodować skłonność do porównań.A te będą faworyzować ,,1". Ale myślę, że jakkolwiek ,,2" jest słabsza to obejrzeć warto/można bo pozostaje kontynuacją legendarnego oryginału, który z kolei znacząco odbiegł od literackiego pierwowzoru i w tym przypomina sequel.
Good night, and good luck, esforty.
5/10
"nie wytrzyma starcia z rzeczywistością"
Troche dziwne rozumowanie.Jak nie wytrzyma? Jakiego starcia? Za duzo tutaj profesorskiego belkotu.Dla jednych pasuje kontunuacja dla drugich nie musiolby jej byc wiec ubieranie tego w piekne slowa troche dziwi
Wystrzegaj się nienawiści. Ona pozbawia rozsądku.
Kto buduje na ludzkim zaufaniu, buduje na piasku.
albo
Najbogatszy jest ten, kto ma wpływowych przyjaciół.
To najpopularniejsze teksty z tego filmu