Gamer

2009
6,2 50 tys. ocen
6,2 10 1 49966
5,2 16 krytyków
Gamer
powrót do forum filmu Gamer

Słaaaaaby shit

ocenił(a) film na 3

Totalna porażka
Gdyby nie rewelacyjny jak zawsze Michael C. Hall i scena jakby wyjęta żywcem z musicalu, to było by 2/10, A tak przyznaję naciągane 3;/

ocenił(a) film na 8
cypeq

Rewelacyjny Hall? A co on takiego pokazał? Zagrał dupka i bufona. Przyznaję, zagrał poprawnie, ale takie role to potrafią grać nastoletni aktorzy w "głupich" filmach nastolatków. I gdyby nie to, że jego postać otwiera i zamyka główny wątek filmu to można można by ją nazwać epizodyczną. Film nic by nie stracił, gdyby zamiast niego zagrał jakiś podrzędny aktor z serialu TV. Udział Hall'a w tym projekcie miał tylko i wyłącznie zadanie marketingowe - przyciągnąć ludzi do kin, a wcześniej wyciągnąć kasę od sponsorów.

A co do filmu to uważam, że był bardzo dobry. Pod warunkiem, że się wie o co w nim chodzi, a chodzi o władzę nad światem, nad ludźmi. Tuż przed ostatnim starciem jest wszystko wyjaśnione tylko trzeba słuchać (albo czytać dokładnie napisy).

ocenił(a) film na 7
prymus

Zgadzam sie z ta opinia dot filmu, mi sie film podobal, daje mu solidne
7/10 :D

ocenił(a) film na 3
pwnt_maciek

film do dupy!!!!!!kompletna kleska.....nie wiem skad te wysokie oceny.....klapa!!!!!

ocenił(a) film na 3
prymus

No wiesz, to może moje takie odczucie, gdyż uwielbiam Dextera, ale z pewnością no pasaran wobec tego że każdy, nawet jakiś gówniarz o pedalskim, śnieżnobiałym uśmieszku byłby w stanie zagrać to tak dobrze. Fakt, postać drugoplanowa, jednakże niewątpliwie wnosząca do filmu element waloryzujący. A i nie głoś takich herezji, że zatrudniono go jedynie w celach komercyjnych. Idąc dalej takim rozumowaniem, można dojść do błędnego wniosku, iż każdy znany aktor pojawiający się w obsadzie obrazu, nie niesie za sobą wartości artystycznej, lecz służy jedynie przyciągnięciu sponsorów i widzów do kin.^^
Natomiast co do filmu, to zrozumiałem treść fabuły, aczkolwiek nie zmienia to mojego zdania, ażeby zasługiwał na więcej, aniżeli 3/10.

ocenił(a) film na 8
cypeq

Oczywiście, możesz się ze mną nie zgadzać, ale uważam, że jeśli aktor o znanym nazwisku i ceniony gra w filmie przez "5 minut" to:

a) nie jest wstanie wykreować dobrze granej przez siebie postaci. Jestem na 100% przekonany, że scena "musicalowa" była w scenariuszu, i że nie Hall ją wymyślił i była po to, że by dobitnie pokazać widzowi, że Castle ześwirował. Gdyby, jak twierdzisz, Hall zagrał rewelacyjnie to nie miałbym o nim takiego wrażenia od początku filmu. Powinien zrobić coś, żeby spróbować oszukać widza, że nie jest antyteza bohatera, np.: w scenie wywiadu pokazać trochę ciepła, i dwulicowości, próbując tuż po wywiadzie przelecieć prezenterkę, ale tego nie zrobił, od początku poleciał sztampowo i zrobił z postaci megalomana i tak już do końca. Co więcej uważam, że popełnił błąd. Kiedy został zaatakowany nożem przez Kable'a zagrał Dextera - chłodnego i opanowanego, a nie Kena Castle'a bardzo pewnego siebie megalomana. Owszem można by powiedzieć, że przecież dobrze zagrał, ale to jak pokazał we wcześniejszych scenach Castle'a zaprzeczało temu, że jest on chłodny i opanowany, wręcz przeciwnie żywo na wszystko reagował. Dlatego dziwnie się poczułem, gdy zobaczyłem go takim spokojnym, a w następnych ujęciach już był znowu sobą - pewnym siebie dupkiem.

b) pojawia się tam z powodów marketingowych. Twoja teza jest błędna jak sam napisałeś, ale tylko w połowie, pierwszej połowie. Aktorom płaci się za wniesienie wartości artystycznej i to robią (a przynajmniej powinni), ale to kto zagra daną rolę ma bardzo duże znaczenie marketingowe. My ocieniamy filmy po walorach estetycznych, producenci po zysku ze sprzedaży. Duże nazwisko przyciąga widza i nikt temu nie zaprzeczy. Małe role "dużych" aktorów są w filmach z przyczyn właśnie marketingowych. Oglądałeś Mindhunters? Ten film dobitnie pokazuje o co mi chodzi. Sam film był naprawdę niezły, rzekłbym nawet b. dobry jeśli nie rewelacyjny. Ale nie stało się tak za sprawą Val'a Kilmer'a i Christaian'a Slater'a, a to ich nazwiska były wymieniane razem z tym tytułem.

Wiem, że prawda jest okrutna, ale to nie jest powód, aby umyślnie ją deprecjonować.

ocenił(a) film na 3
prymus

No więc tak - zacznę trochę od końca:
Choć nie oglądałem "Mindhunters", to zgadzam się z tobą co do punktu b).
Jednakże co do a), to tak zupełnie przypadkowo z definicji scenariusz to zbiór scen. Zatem z pewnością scena musicalowa była w scenariuszu i Hall jej nie wymyślił, tylko scenarzysta^^
Zapewne również Hall nie mógł na początku zwieść widza, gdyż scenariusz zakładał nakreślić od początku "czarny charakter".
Ponadto twoje stwierdzenie, ażeby Hall w momencie zagrożenia był chłodny i opanowany, mija się w moim odczuciu z prawdą, ponieważ on właśnie jest wtedy zbyt pewny siebie. Jest spokojny, gdyż nie dopuszcza do siebie myśli, że może cokolwiek mu się stać. Jednak gdy ostrze noża nieubłagalnie zbliżało się ku niemu, zaczął panikować i jak sam wspomniałeś żywo zareagował na zaistniałą sytuację, szukając ratunku u swoich "pomagierów".

ocenił(a) film na 8
cypeq

Skomentuję to krótko: aktorom wybitnym pozwala się na wprowadzanie zmian, czasem takie zmiany wchodzą "na żywo" - w trakcie kręcenia, jak chociażby wprowadzanie własnych "linijek" w dialogach. Jeśli więc Hall nie dostał takiego pozwolenia od reżysera, to go jeszcze za takiego aktora nie uważają, a jeśli miał i z tego nie skorzystał, to nie jest wybitny, bo nie miał "własnej wizji postaci", albo co gorsza nie potrafił z tego skorzystać.

Co do ostatniej sceny, to każdy ją może zinterpretować jak chce. I nie uważam, że spokój jest oznaką pewności siebie, czy odwrotnie. Ktoś pewny siebie nie musi reagować spokojem. Mógł mu się zaśmiać prosto w twarz, za to że w ogóle spróbował, albo zareagować rozczarowaniem, że ma do czynienia z "idiotą", który nie zrozumiał jego "wielkości", i pewnie na masę innych sposobów, ale "żywo"... A tymczasem zareagował (wg mnie) nienaturalnie dla swojej postaci.

Normalnym jest żywe reagowanie w obliczu śmierci, tym bardziej przez własną (ludzką) niedoskonałość. A czym innym bycie sobą, gdy się nad wszystkim panuje i czuje bezpiecznie.

Ja po prostu dostrzegam pewną dychotomię w zachowaniu Castle'a. Takie zaburzenia psychotyczne nie są niczym specjalnym, ale cechują harmonicznością, a u niego pojawia się to raz i to akurat w scenie końcowej. Nie twierdzę, że się to źle ogląda, ale po dłuższym zastanowieniu... nie kupuję tego i tyle.

ocenił(a) film na 3
cypeq

Film masakra...mam wrażenie, że jeśli reżyser nie ma pomysłu na film robi dynamiczny montaż i załatwione...takiej szmiry dawno nie widziałam..