cuda, cuda, cuda. krajobraz jak z rzeki w zonie tarkowskiego. rupieciarnia amerykańskiego łej of lajfa przywraca boskiemu co boskie a cesarskiemu co cesarskie sprowadzając cały kraj, symbol, marzenie, krainę wolności i hamburgera do bezużytecznie rdzewiejących na podwórku w lesie rzeczy, które nie mają już żadnej użytkowej wartości, na które się tylko patrzy.. ale ta wycieczka krajoznawcza po zapleśniałych reliktach dawnego imperium przywraca należne miejsce temu za czym tak wszyscy gonią. procesy rozkładu i korozji z miejsca wprowadzają właściwą perspektywę. między figurką myszki miki a figurką buddy czy jezusa nie ma żadnej różnicy. nothing is trivial, everything is.