Oglądałem na razie dwa jego filmy - ten i ,,Miasto kobiet", ale już mogę powiedzieć, że z pewnością zostanie on jednym z moich ulubionych reżyserów. Fellini ma w sobie specyficzną lekkość w prowadzeniu historii celnością przesłania i, kolokwialnie mówiąc, ,,jajcem". ..Ginger i Fred", poza tym, że jest niebanalną historią o starości i przemijaniu (rzecz nieczęsto spotykana!) jest najlepszym podsumowaniem telewizji, jakie w życiu widziałem, wszystkie te ,,Truman Showy" mogą się schować przy tym jak boleśnie celny jest ten film. Zdecydowanie ląduje u mnie na szczycie listy tych naj-naj-ulubieńszych filmów, jako filmowi wystawiam mu mocną ósemkę, choć przyznam się szczerze, że gdy przypominam sobie niektóre sceny to aż chce mi się wystawić dziesiąteczkę. :P