Wszechobecnu zachwyt nad Gladiatorem sklonił mnie do napisania dłuższej recenzji. Film robiony nieprzymierzając całkowicie pod Oscary, czego dowodem jest 12 nominacjii (z czego 5 zbędnych). Trudno mi jednak uwierzyć w piękno i dramatyzm filmu, bo niestety mojego umysłu nie łatwo zaćmić. Drażni mnie w filmie Hollywoodzkie podejście do niektórych spraw. Sceny bitew nie dostarczają napięcia, za to jest PATOS i krew na piasku. tak patosu jest tu co niemiara. Ridley z radościa korzysta z wszystkich efektó specjalnych, przez co odchodzi od dramatu w stronę... bajki. Tak film to niestety trochę bajka, nie do końca zgadzam się z niektórymi rozwiązaniami fabularnymi (dlaczego nikt nie uwolnił Maximusa z rąk handlarza niewolników), brak napięcia maja rekompensowac wybuchy, sceny bitew i widok koloseum. Słabo zagrał Russel Crowe- korzysta ze schematów biednego umięśninego twardziela. Ale nie odmówię filmowi rozmachu, takze w pozytywnym znaczeniu tego slowa. Ridley Scott mial piękne wizje niektórych scen- kroczenie po zbożowych polach, co zastapiło ef. specjalne dramatyzmem. piękna muzyka, wraz ze scenografią zachwycają, tak samo zachwycają, jak rola Jaqlina Phoenixa- gra na oscara. Swietna kreacja. podsumowując ładny film, z nutą dramatyzmu i uniesienia, ale nazbyt hollywoodzko przewidywalny (trochę schematyczny). W roli synka Maximusa zagrał aktorek z "Życie jest piękne"- GIORGIO CANTARINI. Co mnie ogromnie cieszy. 7/10