Mam nadzieję, że po upływie pół roku od premiery nareszci będzie można bez emocji spojrzeć na "Gladiatora". Bo tak właściwie to przecież film o niczym. Płyciutki i prościutki. Wątek miłości Maximusa do rodziny jest zarysowany tylko na tyle aby uwiarygodnić totalną rzeźnię na ekranie. Autorzy scenariusza mogliby wiele się nauczyć "w tym temacie" od twórców "Patrioty". Za co tu Oscar? Same 100 mln. $ chyba go nie usprawiedliwia. A ta "słynna" scena bitwy: pomieszanie z poplątaniem, gdzie czasy "Szeregowca Ryana"? Miejmy nadzieję, że "Gladiator 2" nie powstanie!