film z De Nrio "czarna lista hollywood". Szkoda ze De Niro sie ponizyl i zagral w tym filmie.Przeciez to aktor pierwsza klasa.
Zdecydowanie (ze względu na moje lewicowe poglądy) wolę propagandę "lewacką" od "prawackiej". I chyba nie tylko ja. Filmowcy z górnej półki chyba też. Chociaż nachalna propaganda w każdym wydaniu nie jest czymś pozytywnym.
PS. Już niżej pisałem kto według mnie używa słowa "lewactwo" i jakoś ciężko mi traktować takie osoby poważnie.
PS2. Co do De Niro to się zgodzę - to aktor pierwsza klasa:) W dodatku o poglądach lewicowych, więc zrobił to z przekonania, a nie się poniżył.
PS3.Naprawdę nie wiem kim trzeba być żeby uznać mrocznego, łamiącego życie ludziom o innych poglądach McCarthy`ego za postać pozytywną.
A ja nie wiem, jak można sowieckich agentów lub sympatyków komunizmu, będących jednocześnie urzędnikami administracji rządowej, uznać za godnych bycia pozytywnymi bohaterami filmu, a tego który ich wykrywał za łajdaka. Na Zachodzie, poddanym politpoprawnej propagandzie, można jeszcze to zrozumieć, ale tu w Polsce, gdzie stalinizm pochlonął ponad 100 tysiecy ofiar? Trzeba nie mieć przyzwoitosci.
Moim danaiem, nie odwołujmy sie odrazu do kwestii posiadania lub nie przywoitości. To co napisałeś to (z całym szacunkiem) też pewien rodzaj propagandy i uproszczenia, ponieważ myślę, że główny problem z McCarthym leży nie w tym, że wykrywał ludzi, którzy mogli szpiegować USA, co oczywiście jest godne pochwalenia, jednak to, że sposób w jaki to robił, niestety nie spełniał do końca pewnych kanonów i zasad sprawiedliwości, należnej każdej osobie stającej przed jakąkolwiek komisją i włąśnie niektore cechy jego działania, które można było nazwać cechami "polowania na czarownice" mi osobiście nie odpowiadały i dlatego w pewien sposób potępiam tego człowieka i stoję po stronie autorów filmu.
Po drugie może faktycznie film nie mówił o tym, że w tamtych czasach w administracji rządowej Stanów było wiele wysoko postawionych ludzi dostarczających informacje Związkowi i zagrożenie tego typu zjawisk było ogromne, i przestawił McCarthego trochę zbyt demonicznie. Jednak uważam, że bylo zawartych w tym filmie wiele myśli wartych przemyslenia i, z którymi, nie ukrywam, sie zgadzam. Nie powinno sie od razu rozważać wszytsko w sposób "czarno-białe" i od razu odwoływać sie do "przywoitości".
Pozdraiwam!
Odpowiem tak: jak się wyrwie dane zdarzenie z kontekstu to można wmówić co się chce np. że Sowieci to azjaci i hunowie bo mordowali ludność Prus Wschodnich (jakby wcześniej nie robili tego Niemcy), Stany to kraj policyjny (jakby nie było 11.09.2001 r.), a podziemie niepodległościowe terroryzowało kraj w latach 40-tych (jakby nie było wszechobecnego terroru UB). Idąc tą metodą już łatwo wzbudzić u czytelnika lub widza współczucie dla chorego Hitlera ("Upadek"), dobrotliwego Stalina (sowieckie filmy propagandowe) czy ludzkich komunistów ("Popiół i diament"). I taką manipulację zarzucam filmowi Clooney'a oskarżającego McCarthy'ego działającego w sytuacji, gdy administracja rządowa i środowiska naukowe były infiltrowane przez licznych agentów Sowietów i ich zwolenników-informatorów (co potwierdzają tzw. depesze Venony i współczesne opracowania historyczne), a wojna z blokiem komunistycznym - także jądrowa - wisiała na włosku (Korea). McCarthy, co warto podkreślić, prowadził dochodzenia jedynie przeciwko urzędnikom państwowym, którzy oskarżeni korzystali z praw jakie zapewnia demokracja (dziwne - jakoś nikt nie zginął ani nie zgnił w więzieniu podczas tego strasznego terroru, nie słychac też nic o torturach, łamaniu kości itd), co najwyżej stosowano wobec nich szykany. Tymczasem za "żelazną kurtyną" cień podejrzenia o wrogą działalność prowadził na Sybir, do więzień czy na krzesło gdzie dostawało się kulę w potylicę.
Czas powszechnego zagrożenia usprawiedliwia działania nakierowane na zapewnienie bezpieczeństwa własnego kraju i narodu, nawet jeśli prowadzi to do tymczasowego zawieszenia niektórych lub nawet wszystkich zdobyczy demokracji - stawka jest zbyt duża. Całe szczęście dla USA że Sowieci (jak i ktokolwiek inny) nie byli w stanie ani tam wylądować, ani wywołać rewolucji, bo dopiero wtedy można by było zobaczyć jak wygląda prawdziwy terror. W istocie USA do prawdziwej konfrontacji z Sowietami, również na płaszczyżnie wywiadowczej i kontrwywiadowczej, były całkowicie nieprzygotowane (co poniekąd film pokazuje ukazując bezradnego działającego często na oślep McCarty'ego). Można postawić pytanie komu na rekę był taki stan rzeczy? (niestety w filmie go nie zadano).
Sukces rozpętanej na McCarty'ego nagonki w efekcie umożliwił różnym środowiskom antypaństwowym przeprowadzenie w trakcie wojny w Wietnamie kampanii medialnej skierowanej tak przeciwko swojemu krajowi jak i całemu wolnemu światu (no bo jak się histeryzuje na temat zabitych wietnamskich cywilów i worków ze zwłokami własnych żołnierzy to się traci wogóle z widzenia o co się ta wojna toczyła). Film Clooney'a doskonale wpasowuje sie w ten nurt, przedstawiając McCarthy'ego i oskarżonych przez niego zwolenników lub agentów "czerwonych" w oderwaniu od rzeczywistosci, w jakiej działał. Clooney okazuje się godnym następcą tych którym na ręke lub w zgodzie z wyznawaną ideologią, było nieprzygotowanie Stanów do konfrontacji z imperium zła - pytanie tylko umyślnie czy z głupoty. Można też silić się o dalsze, mające znaczenie dla współczesnej kondycji Ameryki, wnioski. Też pozdrawiam.
Skoro wolisz "lewacką propagandę od "prawackiej" to ci współczuję, bo wierzysz w jakąkolwiek propagandę, a mniejszego zła tu nie ma, nie ma też znaczenia, że prawdopodobnie napisałeś to w formie żartu, ale mimo wszystko:) Skoro dla ciebie McCarthy był złym człowiekiem, bo "łamał" komunistów, a w tym filmie propagandowym został przedstawiony jak wcielone zło to trudno, każdy ten film interpretuje jak chce. De Niro ma lewicowe poglądy, a inny, również wspaniały aktor jakim jest Clint Eastwood, ma prawicowe, co to ma wspólnego? Jestem pewien, że pan Robert zagrałby prawicowego polityka, ale Clint Eastwood, lewicowego już nie:)
Chyba nie oglądałeś tego filmu ... nie wiem jak można napisać taki denny komentarz.
Przykro mi, ale trudno nazwać lewacką propagandą film, w którym większość dialogów to autentyczne wypowiedzi ludzi, którzy uczestniczyli w tych audycjach.
Ostatnio coraz częściej odnoszę wrażenie, że wraz z nadejściem IVRP powrócił język agresji: "kto myśli inaczej niż ja, ten jest podła szuja". Kiedyś te "podłe szuje" nazywano rewizjonistami, teraz lewakami. Ale naprawdę chodzi o dokładnie to samo.
pozdrawiam