ale nie podoba mi się pokazanie prywatnej plantacji jako obozu z płotem z drutem kolczastym
gdzie ludzie byli wykorzystywani jako tania siła robocza co prawda w tamtych czasach mogło być
tak ale też nikt ich tam na siłę nie trzymał. A pokazanie państwowej plantacji jako takiej świetnej
gdzie była bieżąca woda itp i ten napis Departament Rolnictwa USA i zaraz takie warunki dobre
ale po za tym to dobry film.
Dla ścisłości: to rządowe to nie była plantacja tylko obozowisko dla podróżujących rodzin (zachowując proporcje - coś jak pole kempingowe).
Prace na miejscu były tylko czasowe albo dorywcze, np. kopanie rowu pod rury kanalizacyjne (czy jakie tam) - to widzimy, albo np. sprzątanie i wywóz śmieci (o tym mówi kierownik Joadom tuż przed tym kiedy ci się wprowadzają). Pracy stałej czy sezonowej, np. zbiory na plantacjach,
mieszkańcy musieli sobie szukać sami, ew. z pomocą agentów rządowych, którzy od czasu do czasu przybywali do obozu (o tym też mówi kierownik Joadom).
>ale też nikt ich tam na siłę nie trzymał
No to to przegięcie. Nie trzymał ich nikt, prócz życiowej konieczności zarobienia jakichkolwiek pieniędzy na podstawowe potrzeby życiowe, w pierwszej kolejności coś do jedzenia. A pracy dookoła było mało, a chętnych - imigrantów (a byli przecież i miejscowi) od groma.
Pzdr
Steinbeck (autor książki) przed jej napisaniem dokładnie się do tego przygotował. Przemierzył Stany razem z ludźmi udającymi się do Kalifornii, mieszkał w Hoovervillach, więc miał pojęcie o czym pisze.
Przepraszam, ale skąd to nawiązanie? Sam jestem wolnościowcem, głosuję nawet na KNP (choć JKMa uważam za bardzo szkodliwego dla tej partii) ale to nie znaczy, że za wszelką cenę będę bronił tego, co zostało opisane w książce (w sensie nie będę twierdził, że to nie prawda). Zresztą to co tam się działo z kapitalizmem mało miało wspólnego.
Taki tylko niezobowiązujący trolling z mojej strony, bardziej w kierunku autora całego wątku, niż Twoim.