Mimo, że do Epizodu I mam jakiś taki dziwny, pozytywny sentyment z dzieciństwa, muszę jednak stwierdzić że średnio się on udał George Lucasowi. Przede wszystkim, co się wyróżnia na pierwszy plan - wyjątkowo irytująca postać Jar-Jar Binksa (rozumiem element humorystyczny, ukłon w stronę dzieci etc.) ale na miłość Boską, można było ją inaczej wtopić w tło filmowe. Druga sprawa - wybitnie średnia gra aktorska, mimo przecież utalentowanych aktorów (Jackson, Portman, McGregor, Neeson) i średnia fabuła. Trzecia sprawa co ratuje tę część przed moim upodleniem to znakomita muzyka Williamsa, świetnie dobrane scenerie, zdjęcia oraz choreografia walk wraz z efektami specjalnymi. 10 lat temu pewnie byłoby 10/10 z mojej strony, teraz jest lekko naciągane 7. Do dzisiaj został mi w głowie pamiętny tekst z gry komputerowej na Tatooine : "I'm looking for T-14 hyperdrive generator.." ;)