Moc Mocy nie równa.
Gwiezdne Wojny E1 miały być początkiem a zarazem kontynuacją wielkiej
epopei Lucasa. Początkiem nowego stylu filmów pod względem jakości efektów
specjalnych, kontynuacją artystycznego widowiska znanego z pierwszej edycji
Gwiezdnych Wojen. Niestety, przysłowie o dobrych chęciach jeszcze raz
potwierdziło się w rzeczywistości. Dobre chęci Lucasa w praktyce zostały co
najmniej wypaczone, dając całkowicie inny efekt niż w zamierzeniach.
Film Gwiezdne Wojny E1 nie ma wiele wspólnego ze swoimi poprzednikami
pod prawie każdym względem: artystycznym, intelektualnym, moralnym i
estetycznym. Jedyne, co wyróznia go na plus" są szeroko omawiane w mediach
efekty specjalne oraz muzyka. Niestety, odnieść można wrażenie że Lucas
zapomniał iż ważniejsze od efektów jest myśl przewodnia i przesłanie utworu, bo
tak naprawdę to ani treści ani tym bardziej głębszego przesłania film ten nie
zawiera. Jeżeli w pierwszych trzech częściach sagi podstawową rolę odgrywał
konflikt dobra i zła, postacie i ich charaktery były mocno zarysowane, to w
Epizodzie 1 w rzeczywistości mamy do czynienia z postaciami papierowymi".
Widz ma trudność z interpretacją bohaterów widowiska, postacie są niejako
dane": to nie ich czyny świadczą za nich ale a priori założono iż Jar Jar Binks
jest, a raczej ma być, śmieszny, królowa Amidali'a mądra, a Anakin odważny.
Co do treści trudno się wypowiadać, ponieważ aby o czymś mówić to coś musi
istnieć. Największym błędem scenariusza, który można zauważyć, jest
niespójność i nielogiczność akcji. W czasie seansu można mięć wrażenie
całkowitego pomieszania wątków, pojawiania się cudownych" sytuacji i zdarzeń
tak nieprawdopodobnych i niespójnych logicznie, że po pewnym czasie ktoś
może sobie zadać pytanie czy przypadkiem nie ogląda nowej reklamy proszku do
prania. Warto w tym miejscu zatrzymać się przy takim detalu jak poczucie
humoru. Jeżeli w Trylogii humor stał na naprawdę wysokim poziomie, dowcipy
były finezyjne i smacznie podane, to w Epizodzie 1 żarty przypominają niektóre
filmy z lat 20-tych, gdzie szczytem poczucia humoru był tort z bitą śmietaną na
twarzy ładnej blondynki. Gra aktorów także nie jest najwyższej jakości, czemu
zresztą trudno się dziwić: nawet najlepszy aktor nie potrafiłby odnaleźć się na
planie tego filmu! Liam Neeson i Ewan McGregor, sprawiają wrażenie
skrępowanych rolą, grają z trudnością ale nie sztucznie, czego nie można
powiedzieć o odtwórcy roli młodego Anankina, Jake Lloyd'a, który gra na tyle
źle iż trudno zrozumieć czemu Lucas właśnie nim obsadził tę rolę. Jedną z
najgorszych scen jest najprawdopodobniej scena pożegnania Anankina ze swoja
matka, chłopiec sprawia wrażenie iż jedzie na rodzinną wycieczkę, a nie na drugi
koniec Galaktyki z trudną misją. Można zaryzykować stwierdzenie że sztuczność
i nieudolna gra aktorska to standard w Epizodzie 1, trudno ją porównywać na
jakiejkolwiek płaszczyźnie z mistrzowskim aktorstwem w oryginalnej Trylogii.
Jednym z plusów, i to plusem szeroko reklamowanym, są efekty specjalne.
Niestety, jest to walor bardzo ulotny, ponieważ efekty specjalne spotykane w
Epizodzie 1 są zapewne głębokim ukłonem w stronę możliwości technicznych
nowoczesnego warsztatu kinematograficznego, ale ich ilość przytłacza widza,
odrywa od i tak już rozwodnionej fabuły - jest to typowy przerost formy nad
treścią. W wyniku takiego wykorzystania efektów specjalnych film sprawia
wrażenie nowoczesnej gry komputerowej, pełnej kolorów i szybkiej akcji, ale za
to mało sensownej. Natomiast do prawdziwych zalet filmu należy zaliczyć
muzykę: jest po prostu świetna, idealnie pasuje do akcji rozgrywającej się na
ekranie. Utwory są oryginalne i melodyjne oraz, co najważniejsze, zróżnicowane,
jest to element którego Epizod 1 z pewnością nie musi się wstydzić, artyzm John
Williams'a ponownie dał znać o sobie.
Niemniej jednak Gwiezdne Wojny - Epizod 1 są co najmniej filmem
nieudanym, Lucas roztrwonił swoją Moc na drobne, zajmując się bardziej
zarabianiem pieniędzy, aniżeli stworzeniem dzieła godnego swoich
poprzedników, dzieła które mogło by wejść do historii kina. Należy mieć nadzieję
iż nadchodząca kolejna część Sagi ustrzeże się przed podobnymi błędami i znowu
będziemy mogli z przyjemnością przeżywać tę nowożytna baśń. Oby Moc
powróciła do pana, panie Lucas! Oby...
Adam Grubba
Z przyjemnością podejmę polemikę, mój adres: grubba@gg.pl