IX część SW skojarzyła mi się trochę z zabawą dzieci w superbohaterów. Jak każde dziecko wybiera sobie supermoce. "Ja strzelam piorunami", a ja "odbijam wszystkie pioruny i jestem niewrażliwy na wszystkie ataki" , a "ja atakuję takimi pociskami, co działają nawet na tych co są na nie niewrażliwi" itp. I tak odczuwam to od początku filmu.
Dotychczas najsilniejszą bronią była gwiazda śmierci, następnie ta planeta zmieniona w broń; teraz nagle dowiadujemy się , że Palpatine na jakimś zadupiu zrobił pierdyliard krążowników, które też rozwalają planety (nie wiadomo skąd czerpią moc do tego, ale OK), no i w ogóle mamy dużo; ale dopiero za 16h je wszystkie użyjemy.
A Ruch Oporu jest biedny i ma ledwo parę stateczków. Ale na szczęście dzięki miłości i braterstwu udaje im się pozyskać zaś z jakiś pierdyliard chętnych walczyć z innych galaktyk.
No o tym jak bardzo OP jest Rey to już nie będę się wypowiadał.