To niesamowite, ale wysiedziałem w kinie do końca seansu, z szacunku dla Mikulskiego, Karewicza i trochę Olbrychskiego, to jedyne jasne punkty tego czegoś co filmem ciężko nazwać. Szkoda mi Kota, że skusił się na takie coś...
U mnie na jakieś 6/10.
Lepiej tego nie można ująć.