Harry Potter i Kamień Filozoficzny

Harry Potter and the Sorcerer's Stone
2001
7,5 447 tys. ocen
7,5 10 1 447085
6,8 53 krytyków
Harry Potter i Kamień Filozoficzny
powrót do forum filmu Harry Potter i Kamień Filozoficzny

Domy

ocenił(a) film na 10

Siemka. Mówię tutaj o całej serii a nie tylko o tej części. Czy was też denerwuje że w filmach mówiło się głównie o Griffindorze i Slytherinie? Bo właściwie postaciami które odegrały jakąś większą rolę w filmie które nie były przydzielone do tych domów to Luna i Cho w Ravenclavie i jedyny Cedrik w Huffelpuffie. Dziwne prawda?

ocenił(a) film na 8
ganon1997

Osobiście uważam, że to jawna dyskryminacja, która w książkach posuwa się znaczniej dalej. Chociaż mamy cztery domy, to tylko dwa liczą się w rozgrywkach o puchar domów i puchar quidditcha, chociaż niekiedy wspomina się, że Ravenclav i Huffelpuff mają "bardzo dobrych" szukających. I co im z tego, skoro i tak nie mają żadnych szans? A może to jakieś nawiązanie do systemu parlamentarnego Wielkiej Brytanii?

ocenił(a) film na 10
Kandara

Niestety czytałem tylko Kamień Filozoficzny i Komnatę Tajemnic(filmy wszystkie wiedziałem) i dziwi mnie to. Te dwa domy praktycznie ciągle są pomijane w akcji a większość uczniów których częściej widujemy są z Griffindoru lub Slytherinu...

ocenił(a) film na 8
ganon1997

No to powiem ci, że w serii książkowej zostały opisane trzy pokoje wspólne: gryfonów, ślizgonów i krukonów (tom 7), tylko puchoni zostali tu bezczelnie pominięci. Jednakże mino to prawda jest taka, że uczniowe z domów orła i borsuka stanowią jedynie tło, dla wspaniałych gryfonów (ok. to jeszcze rozumiem w końcu główne trio to gryfoni) i nikczemnych ślizgonów. Jeśli się dobrze przyjrzeć, to można zauważyć, że te dwa domy stanowią swoje przeciwieństwo pod każdym możliwym względem (wieża - lochy. złoto i czerwień - srebro i zieleń. Lew - wąż....). A pozostałe... no cóż wydają się robione trochę na odwal. Nawet jeśli ich pokoje wspólne leżą, gdzie leża (czyli znowu wieża i lochy)
Trochę szkoda. I jeszcze ta opinia z pierwszego tomu, że w Huffelpuffie są same niezdary... Cóż szkoda.

O rany to masakra stylistyczna jest.

ocenił(a) film na 7
Kandara

Nie powiedziałabym, że Puchoni zostali bezczelnie pominięci. ;] Po prostu opis ich pokoju wspólnego niczemu by nie służył w powieściach, bo Harry i reszta nie mieli potrzeby się tam udać. Rowling natomiast podała jak ten pokój wygląda w wywiadzie albo na Pottermore - już nie pamiętam za pośrednictwem czego.
Szczerze mówiąc nigdy mi nie przeszkadzało, że Ravenclaw i Hufflepuff byli mniej "widoczni". Poza tym to dosyć logiczne, że te domy skupiały osoby może niekoniecznie wybijające się fizycznie.

ocenił(a) film na 8
milkaway

No właśnie. Harry i spółka nie mieli tam żadnej sprawy, podczas gdy w dwóch pozostałych (nie liczę gryffindoru, bo tam mieszkali, więc to trochę co innego) mieli. Dlatego właśnie uważam, że puchoni zostali bezczelnie pominięci. :) Rowling mogła przecież tak poprowadzić fabułę, żeby i tam mieli jakąś sprawę do załatwienia. Fakt, że podała wygląd salonu Huffelpuffu w materiałach dodatkowych czy innych wywiadach, jak dla mnie nie wiele znaczy, bo one nie zaliczają się do serii. Są dla mnie czymś w rodzaju ff, tyle, że tworzonym przez autorkę, nie przez fana (Trochę jak "Coś się kończy, coś się zaczyna" w stosunku do Sagi Wiedźmiskiej)
Nie rozumiem też dlaczego logiczne jest, że Rav i Huff "skupiały osoby może niekoniecznie wybijające się fizycznie" czy to znaczy, że uczniowie tamtych domów byli gorsi? Czy to znaczy, że sam fakt bycia krukonem czy puchonem pozbawiał ich większych szans w rywalizacji domów (jednej i drugiej). No i do tego fakt, że tylko nieliczne osoby z tych domów przyczyniły się do jakotakiego rozwoju akcji, w większości robiąc za tło i wypełniacz miejsca? Nie no... jak tak nie po co 4 domy? 2 by wystarczyły :P

ocenił(a) film na 7
Kandara

"Rowling mogła przecież tak poprowadzić fabułę, żeby i tam mieli jakąś sprawę do załatwienia."
Ale czy tak nie jest bardziej życiowo? W szkołach, do których uczęszczałam albo nawet w internacie, w którym mieszkałam były pomieszczenia, w których moja noga nigdy nie postała. Gdyby Rowling posłała w jakimś celu Harry'ego do pokoju wspólnego Hufflepuffu to byłoby trochę naciągane - "Harry zalicza kolejne atrakcje Hogwartu". ;] Mi się podoba ten umiar.

"bo one nie zaliczają się do serii"
Absolutnie te informacje zaliczają się do kanonu. Rowling operowała od początku tym samym skonstruowanym przez siebie światem, nie wymyśla tych faktów na poczekaniu, jak ją pytają. A Pottermore stanowi pewnego rodzaju encyklopedię informacji (Rowling miała ją zresztą wydać, ale zamiast tego dostaliśmy portal), które są jak najbardziej oficjalne.

Dlaczego osoby mniej sprawne fizyczne miałyby być gorsze? Nie napisałam tego. ;] Sama uważam, że pasowałabym do Ravenclaw jak ulał. Zawsze byłam kujonką, a WF to była dla mnie prawdziwa zmora. Czy sam fakt bycia krukonem czy puchonem pozbawiał ich większych szans na zdobycie pucharu? Być może. Pamiętajmy, że ten system to wynalazek ludzi, którzy nie są nieomylni (nawet czterej założyciele nie byli, jak wiemy z Historii Hogwartu ;) i na swoje twory przenoszą swoje uprzedzenia oraz wady. Sam Dumbledore się zastanawiał nad sensem przydziału do domów. Niewątpliwie przecież system ten utrwala pewne stereotypy.

Jednak będę się upierać, że puchoni i krukoni nie byli tylko wypełniaczem. ;] Zgdzam się, najwięcej ekspozycji zaliczył Gryffindor i Slytherin, ale z pozostałych domów również wyszły ważne postacie, np. Luna, Diggory czy Cho. Ślizgoni byli po prostu bardziej widoczni, bo często chamscy i nieprzyjemni - ale znowu, to tak jak w życiu. ;]

ocenił(a) film na 8
milkaway

""Rowling mogła przecież tak poprowadzić fabułę, żeby i tam mieli jakąś sprawę do załatwienia."
Ale czy tak nie jest bardziej życiowo? W szkołach, do których uczęszczałam albo nawet w internacie, w którym mieszkałam były pomieszczenia, w których moja noga nigdy nie postała. Gdyby Rowling posłała w jakimś celu Harry'ego do pokoju wspólnego Hufflepuffu to byłoby trochę naciągane - "Harry zalicza kolejne atrakcje Hogwartu". ;] Mi się podoba ten umiar."

Ale kuchnię jakoś zaliczył :P Dlaczego więc nie pokój wspólny pufonów? Tym bardziej, że tomów jest siedem. Gdyby cała akcja rozegrała się w przeciągu jednego, albo nawet trzech, wtedy tak, byłoby naciągane.

""bo one nie zaliczają się do serii"
Absolutnie te informacje zaliczają się do kanonu. Rowling operowała od początku tym samym skonstruowanym przez siebie światem, nie wymyśla tych faktów na poczekaniu, jak ją pytają. A Pottermore stanowi pewnego rodzaju encyklopedię informacji (Rowling miała ją zresztą wydać, ale zamiast tego dostaliśmy portal), które są jak najbardziej oficjalne."

Tak, tak ale co z tego? Te rzeczy powinny znaleźć się w powieści, a skoro się nie znalazły nie powinno się tworzyć dla nich jakiś sztucznych tworów... No można je ewentualnie wykorzystać w jakiś opowiadaniach uzupełniających... ale właśnie opowiadaniach, a nie jakich kompendiach czy encyklopediach. Bo te rzeczy istnieją tylko w serii o HP, więc tam też powinny pozostać, a nie "wyciekać do realnego świata" przez podobne wydawnictwa.

"Dlaczego osoby mniej sprawne fizyczne miałyby być gorsze? Nie napisałam tego. ;] Sama uważam, że pasowałabym do Ravenclaw jak ulał. Zawsze byłam kujonką, a WF to była dla mnie prawdziwa zmora. Czy sam fakt bycia krukonem czy puchonem pozbawiał ich większych szans na zdobycie pucharu? Być może."

Teraz tak sobie pomyślałam, że założycielami Gryffindoru i Slytherinu byli facetami, zaś Ravenclaw i Huffelpuff założyły kobiety... Hum i tak sprawa dyskryminacji nabrała zabarwienia feministycznego :) (żart, żeby nie było, ale kurcze, coś w tym musi być)

"Sam Dumbledore się zastanawiał nad sensem przydziału do domów."

I dlatego faworyzował gryffonów :P

"Jednak będę się upierać, że puchoni i krukoni nie byli tylko wypełniaczem. ;] Zgdzam się, najwięcej ekspozycji zaliczył Gryffindor i Slytherin, ale z pozostałych domów również wyszły ważne postacie, np. Luna, Diggory czy Cho. Ślizgoni byli po prostu bardziej widoczni, bo często chamscy i nieprzyjemni - ale znowu, to tak jak w życiu. ;] "

Zgoda tylko co do Luny :). Diggory szybko pada i na tym kończy się rola puffonów w ważnych wydarzaniach. Cho była... typowym wypełniaczem. Ot, pierwsza dziewczyna Harrego i tyle. A poza tym jakim cudem to dziewczę trafiło do Raveclavu? Czy krukoni nie mieli być czasem inteligentni? ;). A co się tyczy ślizngonów... no właśnie byli chamscy i nieprzyjemni. Zapewne dlatego, że byli... ślizgonami. (O np. w GD nie było żadnego ślizgona... to co? Oni wszyscy byli z przyrodzenia źli, a reszta same kryształy? Co więcej dotyczyło to tylko tych z pokolenia Harrego. Bo wcześniej trafiały się w śród nich takie jednostki jak Severus Snape i Regulus Black. (jakby nie było wykradł ten nieszczęsny medalion i sam wypił eliksir), zaś w spród Gryffonów zdarzały się takie Petery-zdrajcy i takie Jamsy co atakowały innych za istnienie. hum... ale w pokoleniu Harrego już takich wyjątków nie było. :P

użytkownik usunięty
Kandara

ale pocisnęłaś Cho ;p

ocenił(a) film na 7
Kandara

"Ale kuchnię jakoś zaliczył :P Dlaczego więc nie pokój wspólny pufonów? "
;] Kuchnia jest tylko jedna, a wspólnych pokojów cztery. Mam wrażenie, że Rowling też chciała uniknąć takiej seryjności - "włamanie" do pokoju Ślizgonów było 2 tomie drugim. Do pokoju krukonów Harry trafił dopiero w 7 - i było to takie swego rodzaju deja vu, które ładnie odsyłało do wcześniej ustanowionej mitologii i sprawiało, że historia zatoczyła koło. Było więcej takich smaczków w finałowej części.

"nie powinno się tworzyć dla nich jakiś sztucznych tworów... "
Ale to nie są żadne sztuczne twory, tylko nadmiar informacji, których Rowling nie mogła już upchnąć w powieściach, np. notki biograficzne bohaterów. Są to fakty, które na równi z zawartością książek tworzą uniwersum HP. Zdaję sobie sprawę, że dla fanatyka nie ma czegoś jak nadmiar informacji ;] ale Rowling musiała się jednak troszczyć o porządek kompozycyjny, bo inaczej same książki stałyby się podobne do encyklopedii. Np. pochodzenie McGonagall nie było ważne z perspektywy powieści, a trudno pisać o niej oddzielne opowiadanie skoro innych postaci jest całe multum. A Rowling też chce pisać nie tylko o HP.

"Hum i tak sprawa dyskryminacji nabrała zabarwienia feministycznego :) (żart, żeby nie było, ale kurcze, coś w tym musi być)"
Coś w tym zapewne jest. ;] Gryffindor był od bitki, Slytherin przebiegły. Ravenclaw była intelektualistką, a Hufflepuff ceniła sobie pracowitość. Widać pewien podział, ale myślę, że może to też wynikać z faktu, że żyli w Średniowieczu. Bez wątpienia czarownice były bardziej hm "wyzwolone" od mugolskich kobiet, ale zapewne jakiś podział ról mógł istnieć w obu społecznościach, tym bardziej, że w tym czasie nie były jeszcze one od siebie aż tak odseparowane.

No, Diggory pojawił się już w trójce, jak to w stylu Rowling, w 4 był ważną postacią, ale to co się z nim stało miało wpływ na wydarzenia również po jego śmierci oraz na samego Harry'ego. Cho - tylko i aż pierwsza dziewczyna, całkiem długo zaprzątała myśli Harry'ego. ;] W 7 tomie też pojawia się w charakterze takiej klamry kompozycyjnej.

" A co się tyczy ślizgonów... no właśnie byli chamscy i nieprzyjemni. Zapewne dlatego, że byli... ślizgonami."
Poniekąd. Ale ja tutaj widzę rolę wychowania i kultywowania pewnych wartości w środowiskach, z których pochodzili. Nature vs. nurture. Nie odniosłam wrażenia, że byli źli z przyrodzenia, a tylko że istniał taki stereotyp. Powiedziałabym, że byli źli z wychowania. Od pokoleń kisili się w tych swoich tradycjach czystości krwi, itd. itp. Coś podobnego do dyskryminacji rasowej czy społeczeństwa kastowego. Albo czarodziejska część rodziny Voldemorta - wymarli w gruncie rzeczy przez chów wsobny a la arystokracja. Siła wychowania, fundamentalistycznego pod pewnym względem, może być ogromna.
W Gwardii nie było ślizgonów, bo Hermiona żadnego pewnie nie znała na tyle, by mu zaufać i zaoferować współpracę. Kto wie, być może nikt nie był takiego zaufania godny. Reszta natomiast wcale nie była kryształowa, na przestrzeni lat widzimy jakie przywary mają różni bohaterowie bez względu na przynależność do danego domu. Seamus nie był lojalny wobec Harry'ego w 5 tomie, mimo że od 4 lat z nim mieszkał w jednym pokoju, itp. itd. Albo taki McLaggen. ;D Sam Harry nie był kryształowy, szkoda, ze w filmach go tak wybielili.

ocenił(a) film na 8
milkaway

""nie powinno się tworzyć dla nich jakiś sztucznych tworów... "
Ale to nie są żadne sztuczne twory, tylko nadmiar informacji, których Rowling nie mogła już upchnąć w powieściach, np. notki biograficzne bohaterów. Są to fakty, które na równi z zawartością książek tworzą uniwersum HP. Zdaję sobie sprawę, że dla fanatyka nie ma czegoś jak nadmiar informacji ;] ale Rowling musiała się jednak troszczyć o porządek kompozycyjny, bo inaczej same książki stałyby się podobne do encyklopedii. Np. pochodzenie McGonagall nie było ważne z perspektywy powieści, a trudno pisać o niej oddzielne opowiadanie skoro innych postaci jest całe multum. A Rowling też chce pisać nie tylko o HP."

Owszem, to są sztuczne twory. Jak mówiłam, co innego wplecenie tych informacji w książki, a co innego tworzenie dla nich dodatkowych wydawnictw. Nie wspominając już o tym, że zręczni pisarze zwykle zamieszczają wszystkie istotne informacje o postaci w toku akcji. Nie muszą uciekać się do podobnych trików.

"No, Diggory pojawił się już w trójce, jak to w stylu Rowling, w 4 był ważną postacią, ale to co się z nim stało miało wpływ na wydarzenia również po jego śmierci oraz na samego Harry'ego. Cho - tylko i aż pierwsza dziewczyna, całkiem długo zaprzątała myśli Harry'ego. ;] W 7 tomie też pojawia się w charakterze takiej klamry kompozycyjnej. "

Cedrik i Cho istotnie pojawili się już w trzecim tomie, ale wtedy to byli tylko szukający w drużynach pufonów i krukonów... swoją drogą szkoda, że Rowling nie opisała meczu pomiędzy tymi dwiema drużynami. :)
A co się tyczy zaprzątania myśli Harrego przez Cho... no coż, o czymś trzeba było pisać, a nie można przez cały czas nawijać o snach bliznowatego i zakonie :). Natomiast rola Cho w 7 tomie nie była jakaś wielce znacząca. Ot, pojawiła się, bo w tymże tomie pojawili się prawie wszyscy pozytywni bohaterowie serii, którzy pozostali przy życiu i zdrowych zmysłach (no dobra poza Charlie`m), ale tak to się nawet Krum przewinął. :) Ot, takie pożegnanie. Klamrą kompozycyjną to była Komnata tajemnic :) i miecz Gryffindora tu się zgodzę.

"" A co się tyczy ślizgonów... no właśnie byli chamscy i nieprzyjemni. Zapewne dlatego, że byli... ślizgonami."
Poniekąd. Ale ja tutaj widzę rolę wychowania i kultywowania pewnych wartości w środowiskach, z których pochodzili. Nature vs. nurture. Nie odniosłam wrażenia, że byli źli z przyrodzenia, a tylko że istniał taki stereotyp. Powiedziałabym, że byli źli z wychowania. Od pokoleń kisili się w tych swoich tradycjach czystości krwi, itd. itp. Coś podobnego do dyskryminacji rasowej czy społeczeństwa kastowego. Albo czarodziejska część rodziny Voldemorta - wymarli w gruncie rzeczy przez chów wsobny a la arystokracja. Siła wychowania, fundamentalistycznego pod pewnym względem, może być ogromna."

czyli wszyscy ślizgoni mieli nienormalnych starych... rozumiem, że wyjątków nie było... hum ciekawe

"W Gwardii nie było ślizgonów, bo Hermiona żadnego pewnie nie znała na tyle, by mu zaufać i zaoferować współpracę. Kto wie, być może nikt nie był takiego zaufania godny."

Czyli jednak przypuszczasz, że wszyscy ślizgonii byli takimi czarodziejskimi faszystami. ;)

"Seamus nie był lojalny wobec Harry'ego w 5 tomie, mimo że od 4 lat z nim mieszkał w jednym pokoju, itp. itd. Albo taki McLaggen. ;D Sam Harry nie był kryształowy, szkoda, ze w filmach go tak wybielili."

Seamus... on w ogóle miała jakąś osobowość? Niby gryfon, a gdyby nie jego zachowanie w 5 tomie, prawie bym go nie zauważyła. Swoją drogą teraz widzę, że nawet w gryffindorze pełno było takich niezbyt mocno nakreślonych postaci... ale w sumie może to dobrze? tło było wypełnione (Seamus, Dean, Lavender, Parvati i Padma Patil, Angelina, Wood, Katy, Alicja, Lee, Pansy, Hana, Zahariasz, Zabini, Flint...) no z jednej strony dobrze, z drugiej szkoda, że są takie płaskie. :)

ocenił(a) film na 7
Kandara

Jak można określić sztucznym tworem przez lata skrzętnie budowany świat powieści? We must agree to disagree, apparently. ;] To autor przecież decyduje, co należy do kanonu, a w przypadku HP są to powieści, książki towarzyszące jak "Quidditch Through the Ages" i wszystkie informacje potwierdzone przez Rowling, a w szczególności te z Pottermore, bo są uporządkowane.
Tzw. zręczny pisarz wie, które informacje są ważne do zamieszczenia w książce (z różnych powodów ważne), zręczny pisarz wybiera te, które są potrzebne, a zostawia te, które by tylko "zagracały" książkę, z tych m.in. powodów w samej powieści nie pojawił się opis pokoju wspólnego puchonów - bo nie była to informacja istotna. Rowling absolutnie jest zręczną pisarką. Zdajesz sobie sprawę, ze nakreśliła notki biograficzne dla większości, jeśli nie wszystkich postaci, które pojawiły się w powieściach? Ba, które nawet zostały tylko z imienia wspomniane jako ciekawostka! Myślę, że jest to pisarski ewenement z jak niesamowitą dbałością o szczegół zbudowała ten świat. Nie sposób jest zamieścić tak wielkiej ilości informacji (np. wspomniane przeze mnie pochodzenie McGonagall i kilka pokoleń wstecz rodziny Malfoyów).

Co do osobowości postaci - wszyscy główni bohaterowie i epizodyczni, którzy byli kluczowi dla akcji w pewnym momencie, byli w pełni ukształtowani charakterologicznie. Natomiast pomniejsze postaci, np. taki Lee czy Parvati i Lavender sa przedstawieni w wystarczającym stopniu. O każdym z nich mogę coś powiedzieć, ale nie muszę o nich wiedzieć więcej niż to zostało ukazane. W perspektywie powieści nie muszę wiedzieć więcej o Seamusie niż to, że to dumny pół-krwi Irlandczyk, na którego matka miała całkiem spory wpływ, ale który też umie się przyznać do błędu. Cechą zręcznego pisarza jest też nieepatowanie niepotrzebnymi opisami miejsc i postaci.

"czyli wszyscy ślizgoni mieli nienormalnych starych... rozumiem, że wyjątków nie było... hum ciekawe"

Nigdzie nie napisałam, że nie było wyjątków. Rowling o tym nie pisze, bo znowu- nie jest to istotne dla akcji. Że wyjątki od reguły się w ogóle zdarzały to przecież już wiemy na przykładzie Regulusa. Taki Horace Slughorn też nie był skończonym degeneratem, prawda? ;] Nie wszystko musimy mieć wyłożone czarno na białym - skoro były wyjątki i wcześniej, to mogą być i teraz.

"Czyli jednak przypuszczasz, że wszyscy ślizgonii byli takimi czarodziejskimi faszystami. ;) "
Nigdzie czegoś takiego nie stwierdziłam, bo tego nie wiemy. Sam fakt, że ich nie było był dosyć wymowny. Do tego duża część z nich zwróciła się przeciwko Harry'emu, gdy Voldy szturmował Hogwart. Oznacza to, że większość albo popierała taką opcję albo była tylko zainteresowana własnym interesem, a jest to przecież cecha, której Salazar Slytherin, a później wg tych samych kryteriów Tiara szukała u kandydatów do tego domu. Ale znowu - wyjątki przecież mogły być.

ocenił(a) film na 8
milkaway

"Jak można określić sztucznym tworem przez lata skrzętnie budowany świat powieści? We must agree to disagree, apparently. ;] To autor przecież decyduje, co należy do kanonu, a w przypadku HP są to powieści, książki towarzyszące jak "Quidditch Through the Ages" i wszystkie informacje potwierdzone przez Rowling, a w szczególności te z Pottermore, bo są uporządkowane. "

Można, można. Jak mówiłam, świat HP istnienie tylko w książkach i filmach i tam powinien pozostać. Mówiłam już, te informacje powinny znaleźć się w powieści, a nie gdzieś poza. A fakt, że zaszła potrzeba ich uzupełniania, nie najlepiej świadczy o samej książce. :P

"Rowling absolutnie jest zręczną pisarką. Zdajesz sobie sprawę, ze nakreśliła notki biograficzne dla większości, jeśli nie wszystkich postaci, które pojawiły się w powieściach? Ba, które nawet zostały tylko z imienia wspomniane jako ciekawostka! Myślę, że jest to pisarski ewenement z jak niesamowitą dbałością o szczegół zbudowała ten świat. Nie sposób jest zamieścić tak wielkiej ilości informacji (np. wspomniane przeze mnie pochodzenie McGonagall i kilka pokoleń wstecz rodziny Malfoyów)."

Nakreślenie "gdzieś tam na boku" notek biograficznych bohaterów nie jest dowodem zręczności pisarskiej. Jest nią przemycanie takich informacji gdzieś pomiędzy wierszami, w nienachalny, naturalny sposób. Tak jakby trochę od niechcenia. Rozsianie ich po całej powieści (w tym wypadku - serii). To jest to, co nazywam zręcznością, nie wykreowanie wspaniałego świata i nie pokazanie całego z powodów... warsztatowych :). Poważnie chociaż lubię HP, to jednak nie uważam tejże serii za mistrzostwo świata, a po latach jakoś lepiej widzę jej niedostatki. Chociaż dalej bardzo ją lubię.

"Natomiast pomniejsze postaci, np. taki Lee czy Parvati i Lavender sa przedstawieni w wystarczającym stopniu."

Zdawało mi się, czy Lavender była dziewczyną Rona w 6 tomie? W takim razie powinna być pokazana lepiej.

"Cechą zręcznego pisarza jest też nieepatowanie niepotrzebnymi opisami miejsc i postaci."

A kto mówi o opisach? Można pokazać więcej aspektów zachowania, bo za przeproszeniem postacie z poza pierwszego planu wydają się jakieś.... upośledzone. (a w takim Wiedźminie prawie każdy ma jakąś głębie)

""czyli wszyscy ślizgoni mieli nienormalnych starych... rozumiem, że wyjątków nie było... hum ciekawe"

Nigdzie nie napisałam, że nie było wyjątków. Rowling o tym nie pisze, bo znowu- nie jest to istotne dla akcji. Że wyjątki od reguły się w ogóle zdarzały to przecież już wiemy na przykładzie Regulusa. Taki Horace Slughorn też nie był skończonym degeneratem, prawda? ;] Nie wszystko musimy mieć wyłożone czarno na białym - skoro były wyjątki i wcześniej, to mogą być i teraz."

Tak to można odczytać między wierszami. Nie jest istotne dla akcji? Bzdura. Gdyby się takie wyjątki zdarzyły, za czasów Harrego, to na pewno by były. Kto wie, może nawet nastąpiłby w domu węża nastąpiłby jakiś rozłam wewnętrzny, podział? To mogłoby być bardzo istotne, ale w książce tego nie ma, bo albo autorka na to nie wpadła, albo nie chciała "komplikować sobie ży.... pisania" :)

"Sam fakt, że ich nie było był dosyć wymowny. Do tego duża część z nich zwróciła się przeciwko Harry'emu, gdy Voldy szturmował Hogwart. Oznacza to, że większość albo popierała taką opcję albo była tylko zainteresowana własnym interesem, a jest to przecież cecha, której Salazar Slytherin, a później wg tych samych kryteriów Tiara szukała u kandydatów do tego domu. Ale znowu - wyjątki przecież mogły być."

No właśnie, właśnie. Ale taki ślizgoński wyjątek na pewno rzucałby się w oczy, więc należałoby o nim chociażby wspomnieć, a tu nic. Nie mówiąc już o tym, że ślizgoni zawsze byli z boku, zawsze z dala od innych... i cóż chyba do slytherinu trafiło 100% dzieciaków śmierciożerców. A o ile ciekawiej byłoby, gdy kilku takich znalazło się w świętym Gryffindorze, Ravenclavie, czy Huffelpuffie, zaś do Slytherinu trafiło kilku czystokrwistych czarodziejów o nieco zdrowszych poglądach... Tak sobie myślę, że to wszystko dodało by pewnego smaczku.








ocenił(a) film na 7
Kandara

"A fakt, że zaszła potrzeba ich uzupełniania, nie najlepiej świadczy o samej książce. :P”
Jedno tylko na ten temat, bo większość rzeczy już wcześniej powiedziałam– kto twierdzi, że zaszła potrzeba uzupełnienia tych informacji? Czy potrzebny jest w książkach życiorys McGonagall? Nie, nie jest potrzebny. Opis pokoju puchonów również nie jest potrzebny. Wszystkie potrzebne informacje znajdują się w książkach - i tu jest pies pogrzebany. Rowling po prostu ma gest i szacunek wobec swoich fanów i z tego powodu odkrywa przed nami resztę uniwersum.

Twoim zdaniem autorka przemyciła za mało informacji do powieści? Chyba jednak czytałyśmy inne serie wydawnicze. Świat przedstawiony w książkach jest niezwykle bogaty w szczegóły. Ale, jak powiedziałam wszystkich detali nie da się w powieści przygodowej umieścić nie robiąc z niej kompendium. Przecież byłby przesyt, sztuczny twór właśnie. Wracam do kwestii McGonagall – kurczę, czyżby Rowling nie była taka dobra skoro dopiero na Pottermore napisała, że McGonagall urodziła się w Caithness (data urodzenia obowiązkowo) w rodzinie prezbiteriańskiego pastora (tu imiona jego i małżonki), a otrzymała imię po swojej prababce? Czy miała też w powieści podawać wszystkie notki biograficzne z kart sławnych czarodziejów, które zbierali Ron i Harry?Zręczny pisarz nie zamieszcza w powieści absolutnie wszystkiego, co mu ślina na język przyniesie. Podobnie jest przy edycji filmu - do kin nie trafiają wszystkie nakręcone w czasie produkcji sceny.

Moim zdaniem charakter Lavender pokazano w wystarczającym stopniu. Dlaczego nie w większym? Celowy zabieg, bo mimo iż była dziewczyną Rona, nie była dla niego tak ważna. Sam niewiele ją rozumiał, a ich relacje opierały się na całowaniu po kątach.

Nawet między wierszami nie sugerowałam, że wszyscy ślizgoni są be – nadinterpretujesz.

Wcale nie jest to bzdura. Czy fakt, że Syriusz z rodu Blacków trafił do Gryffindoru wywołał jakąś rewolucję? Nie, stał się jedynie czarną owcą we własnej rodzinie. Nic dziwnego, ze nawet gdyby ktoś w Slytherinie brzydził się wartościami hołubionymi przez ogół domu, żywił zupełnie inne poglądy, to mógłby się nie ośmielić przeciwstawić swoim „kumplom” z domu, ludźmi, z którymi mieszkał, uczył się i bawił od lat. Znowu wracamy do kwestii jakich cech Tiara szukała głównie w kandydatach do poszczególnych domów i wad tego systemu.
Gryffindor, Hufflepuff i Ravenclaw nie byli święci – o tym tez już pisałam, jak również o wychowaniu ślizgonów i stereotypizacji. Chyba zaczynamy zataczać koła w tej dyskusji. ;]

ocenił(a) film na 8
milkaway

""A fakt, że zaszła potrzeba ich uzupełniania, nie najlepiej świadczy o samej książce. :P”
Jedno tylko na ten temat, bo większość rzeczy już wcześniej powiedziałam– kto twierdzi, że zaszła potrzeba uzupełnienia tych informacji? Czy potrzebny jest w książkach życiorys McGonagall? Nie, nie jest potrzebny. Opis pokoju puchonów również nie jest potrzebny. Wszystkie potrzebne informacje znajdują się w książkach - i tu jest pies pogrzebany. Rowling po prostu ma gest i szacunek wobec swoich fanów i z tego powodu odkrywa przed nami resztę uniwersum."

Raczej odcina kupony podsycając zainteresowanie i czerpiąc z tego korzyści nie tylko materialne. :)

"Twoim zdaniem autorka przemyciła za mało informacji do powieści? Chyba jednak czytałyśmy inne serie wydawnicze. Świat przedstawiony w książkach jest niezwykle bogaty w szczegóły. Ale, jak powiedziałam wszystkich detali nie da się w powieści przygodowej umieścić nie robiąc z niej kompendium. Przecież byłby przesyt, sztuczny twór właśnie. Wracam do kwestii McGonagall – kurczę, czyżby Rowling nie była taka dobra skoro dopiero na Pottermore napisała, że McGonagall urodziła się w Caithness (data urodzenia obowiązkowo) w rodzinie prezbiteriańskiego pastora (tu imiona jego i małżonki), a otrzymała imię po swojej prababce? Czy miała też w powieści podawać wszystkie notki biograficzne z kart sławnych czarodziejów, które zbierali Ron i Harry?Zręczny pisarz nie zamieszcza w powieści absolutnie wszystkiego, co mu ślina na język przyniesie. Podobnie jest przy edycji filmu - do kin nie trafiają wszystkie nakręcone w czasie produkcji sceny."

Można to było zrobić tak, a można też było inaczej. Jednakże przy tych innych sposobach pojawia się kłopot, bo świat jest przestawiany tylko i wyłącznie z perspektywy Harrego (no dobra, potem się to trochę zmienia), autorka zagłębia się tylko w jego myśli i odczucia wewnętrzne. Szkoda. Pozostałe postacie są znale na tyle, a ile Harry je zna, co utrudnia operowanie dyskretnymi wtrąceniami, wszystkie informacja muszą być podane w taki sposób, że widać, że są informacjami. A tak? Można by przemycić np. jak dana postać porównuje w myślach coś do czegoś co zna. np. z domu, albo przy pokazywaniu jakiegoś przedmiotu przemyć o nim informację, że to pamiątka rodzinna, czy coś. W narracji, a nie jak już dana postać o tym powie. Za to życiorys Pottera powtarzany jest co tom.

"Moim zdaniem charakter Lavender pokazano w wystarczającym stopniu. Dlaczego nie w większym? Celowy zabieg, bo mimo iż była dziewczyną Rona, nie była dla niego tak ważna. Sam niewiele ją rozumiał, a ich relacje opierały się na całowaniu po kątach."

Został pokazany w takim stopniu, że dziewczę sprawia wrażenie niedorozwiniętej... a przynajmniej idiotki :)

"Wcale nie jest to bzdura. Czy fakt, że Syriusz z rodu Blacków trafił do Gryffindoru wywołał jakąś rewolucję? Nie, stał się jedynie czarną owcą we własnej rodzinie. Nic dziwnego, ze nawet gdyby ktoś w Slytherinie brzydził się wartościami hołubionymi przez ogół domu, żywił zupełnie inne poglądy, to mógłby się nie ośmielić przeciwstawić swoim „kumplom” z domu, ludźmi, z którymi mieszkał, uczył się i bawił od lat. Znowu wracamy do kwestii jakich cech Tiara szukała głównie w kandydatach do poszczególnych domów i wad tego systemu."

A mi się wydaje, że przez sam fakt, że nie stara się innym dowalić, nie-miałby życia. Przynajmniej zbyt łatwego życia. To zupełnie co innego niż włamanie się z rodziny i trafienie do Gryffindoru. Z tego powodu szkolni koledzy dręczyć cię raczej nie będą (bo zwykle nawet nie wiedzą o tym, żeś się wyłamał :)

"Gryffindor, Hufflepuff i Ravenclaw nie byli święci – o tym tez już pisałam, jak również o wychowaniu ślizgonów i stereotypizacji. Chyba zaczynamy zataczać koła w tej dyskusji. ;]"

W porównaniu z książkowym opisem ślizgonów byli. Ja się tylko dziwię, że nie było tam żadnych dzieci śmierciożerców, a przynajmniej nic na to nie wskazywało.






ocenił(a) film na 7
Kandara

"Raczej odcina kupony podsycając zainteresowanie i czerpiąc z tego korzyści nie tylko materialne. :)"

Jasne, że Pottermore jest również formą promocji książek i docierania do nowych pokoleń czytelników. Ale nie zapominajmy też o książkach towarzyszących, z których dochody poszły na cele charytatywne. Rowling przeznacza na takie cele więcej kasy rocznie niż przeciętny Kowalski, czy też może raczej Smith, w ciągu całego życia. I o ile można oceniać osobę, której nie zna się osobiście, to nie wygląda mi na pazerną na kasę - której to zresztą i tak ma już jak lodu. Cyferki rosną jej na koncie nawet i bez Pottermore.

No widzisz, a ja zawsze uważałam za ogromny plus, że świat magii odkrywamy wraz z Harrym i nie dostajemy informacji podanych na srebrnej tacy od wszechwiedzącego narratora. Poza tym taki sposób ekspozycji wydaje się bardziej naturalny w powieści przygodowej, gdzie bohaterowie zajmują się odkrywaniem zagadek i tajemnic.
Ale nawet przy innym trybie narracji nie dałoby się zamieścić wszystkich szczegółów wymyślonych przez Rowling - bo przypominam, autorka stworzyła tło dla praktycznie każdej postaci oraz wiele innych aspektów kulturalnych i historycznych wykreowanego świata. Dlatego dawna strona Rowling, a teraz Pottermore to jak najwłaściwsze miejsce do zamieszczenia takich ciekawostek.

"Został pokazany w takim stopniu, że dziewczę sprawia wrażenie niedorozwiniętej... a przynajmniej idiotki :)"

Pełno jest takich bezmyślnych nastoletnich panien.

Myślę, że w konserwatywnych domach czarodziejów mogło się mówić, kto "zdradził" rodzinę i tradycyjne wartości (czystość krwi, nieuznawanie "szlam", itp.), tym bardziej, że zwykle te rodziny były ze sobą powiązane - nie tylko statusem i obracaniem się w tych samych kręgach, ale również więzami pokrewieństwa. Taki Syriusz czy Andromeda Tonks - typowi zdrajcy.

No jest multum opisanych sytuacji, w których widać, że nie byli kryształowi i do tego stosowali "sprawiedliwość stadną". Jasne, racej nie byli tak okrutni jak większość ślizgonów, ale to już było omówione.
Część Śmierciożerców posiadała dzieci, co do reszty to spędzili około dekadę w więzieniu lub po prostu zbyt wielbili swojego pana

ocenił(a) film na 8
milkaway

""Raczej odcina kupony podsycając zainteresowanie i czerpiąc z tego korzyści nie tylko materialne. :)"

Jasne, że Pottermore jest również formą promocji książek i docierania do nowych pokoleń czytelników. Ale nie zapominajmy też o książkach towarzyszących, z których dochody poszły na cele charytatywne. Rowling przeznacza na takie cele więcej kasy rocznie niż przeciętny Kowalski, czy też może raczej Smith, w ciągu całego życia. I o ile można oceniać osobę, której nie zna się osobiście, to nie wygląda mi na pazerną na kasę - której to zresztą i tak ma już jak lodu. Cyferki rosną jej na koncie nawet i bez Pottermore."

Jakby było mnie stać, też bym przeznaczała. A mówiąc o odcinaniu kuponów, mówię o prestirzu, o jakimś zainteresowaniu, sławie (bo seria o HP dała jej sławę, a teraz trzeba coś robić, żeby za szybko o niej nie zapomnieli :) ) Że napisała nową książką? Ok napisała. I bardzo dobrze, że napisała, jednakże "Trafny Wybór" przynajmniej w polskim wydaniu miał w sobie już od pierwszej strony tyle kwiatków, że nie dałam rady go przeczytać. Nie wiem, nie wiem, ale mam dziwne wrażenie, że styl i język autorki wręcz się w nim pogorszyły. Dlatego Rowling pozostanie raczek autorką jednej serii. Ale ale widać kobieta zna się ma marketingu.

"No widzisz, a ja zawsze uważałam za ogromny plus, że świat magii odkrywamy wraz z Harrym i nie dostajemy informacji podanych na srebrnej tacy od wszechwiedzącego narratora. Poza tym taki sposób ekspozycji wydaje się bardziej naturalny w powieści przygodowej, gdzie bohaterowie zajmują się odkrywaniem zagadek i tajemnic."

Dobra. Ale jeśli coś nie musi "istnieć" w serii, tym bardziej nie musi istnieć poza nią :)

"Ale nawet przy innym trybie narracji nie dałoby się zamieścić wszystkich szczegółów wymyślonych przez Rowling - bo przypominam, autorka stworzyła tło dla praktycznie każdej postaci oraz wiele innych aspektów kulturalnych i historycznych wykreowanego świata. Dlatego dawna strona Rowling, a teraz Pottermore to jak najwłaściwsze miejsce do zamieszczenia takich ciekawostek."

A co mi z tych ciekawostek poza serią? To wymyślony świat, a nie historia II Wojny Światowej.

"Pełno jest takich bezmyślnych nastoletnich panien"

Jest, ale ona sprawia wrażenie karykatury. Zresztą nie tylko ona. Wiele postaci tła sprawia wrażenie półgłówków gorszych od Harrego i spółki pod każdym względem (a przynajmniej intelektualnym)

I jeszcze wpadło mi do głowy, że wiele rzeczy z serii pięknie się ze sobą zazębia, ale w innych widać też pewną niekonsekwencję. O weźmy Snape`a. Był pół krwi, nie miał w sobie ani kropli krwi Salazara, a jednak trafił do Slytherinu? Jak to możliwe? Rozumiem Toma Riddla (bo chociaż był mieszańcem, to po kądzieli był potomkiem założyciela domu.), rozumiem Pottera (bo miał w sobie cząstkę duszy Voldzia), ale Snape? Zwykły (jeszcze wtedy) dzieciak półkrwi.

"Myślę, że w konserwatywnych domach czarodziejów mogło się mówić, kto "zdradził" rodzinę i tradycyjne wartości (czystość krwi, nieuznawanie "szlam", itp.), tym bardziej, że zwykle te rodziny były ze sobą powiązane - nie tylko statusem i obracaniem się w tych samych kręgach, ale również więzami pokrewieństwa. Taki Syriusz czy Andromeda Tonks - typowi zdrajcy."

EE trochę nie wiem co chcesz przez to powiedzieć, chyba sens lekko uciekł z tego akapitu

"No jest multum opisanych sytuacji, w których widać, że nie byli kryształowi i do tego stosowali "sprawiedliwość stadną". Jasne, racej nie byli tak okrutni jak większość ślizgonów, ale to już było omówione."

No właśnie jak większość ślizgonów, którzy byli tradycyjnie postrzegani jako ci źli. Więcej, samo trafienie do Slitherinu było przez wielu traktowane jako przepustka do stania się czarnoksiężnikiem, zupełnie jakby liczył się dom, a nie cechy indywidualne, chociaż ludzie często myślą różne głupoty.





ocenił(a) film na 7
Kandara

"Prestiż" Rowling raczej szybko nie przeminie. Napisała aż 7 uznanych zarówno przez krytyków jak i czytelników bestsellerów, które na trwałe zapisały się do klasyki literatury fantastycznej.
Również czytałam "Trafny wybór" - po angielsku, i żadnych "kwiatków" nie zauważyłam, być może z polskim przekładem jest nie wszystko w porządku. Sam polski tytuł jest raczej odległy znaczeniowo od angielskiego (The Casual Vacancy). Co do samej książki to mimo iż nie była hitem na skalę HP (i nic w tym dziwnego, to powieść o tematyce społecznej, głęboko osadzona w brytyjskich realiach - na wyspach też zresztą sprzedawała się bardzo dobrze), to mnie wciągnęła bardzo, a fabuła była bardzo ciekawie skonstruowana. Rozkręcała się dosyć powoli, ale za to później zostało to wynagrodzone z nawiązką. Książka dosyć depresyjna, ale znakomicie napisana. Poza tym powstaje serial produkcji BBC na jej podstawie, więc jednak bez echa, również finansowego..

Łatwo powiedzieć, jakbym miała, to też bym dała. Są ludzie, którzy mają i nie dają ani grosza.

Nie musi, ale istnieje. Istnieje w uniwersum HP, bo tak zdecydowała autorka. Może Ciebie ciekawostki nic nie obchodzą. Natomiast rzesze fanów są jak najbardziej zainteresowane najdrobniejszymi szczególikami na temat tego świata - nie ma tu żadnego znaczenia, że jest to świat wymyślony. Zresztą HP to nie jedyny taki fandom.

Zdziwiłabyś się ile takich karykatur można spotkać w przeciętnej polskiej szkole.

Przecież w Slytherinie była cała masa czarodziejów pół-krwi, wśród samych Śmierciożerców byli czarodzieje pół-krwi, co świadczy też o ich obłudzie. Sam Voldemort być może skłamał o swoim pochodzeniu swoim poplecznikom. Oczywiście, że taki status krwi był gorszy niż 100% magiczny rodowód, ale był jeszcze akceptowalny. Co decydowało o przyjęciu do Slytherinu to przede wszystkim egoizm, troska głównie o samego siebie plus chęć przynależenia do tego domu. Dlatego Snape się tam kwalifikował, poświęcenia dla ukochanej osoby nauczył się dopiero później.

Nie uciekł, nawiązywałam bezpośrednio do tego - "To zupełnie co innego niż włamanie się z rodziny i trafienie do Gryffindoru. Z tego powodu szkolni koledzy dręczyć cię raczej nie będą (bo zwykle nawet nie wiedzą o tym, żeś się wyłamał"

Zgadzam się, oczywiście stereotypy były bardzo mocne i już z góry mogły kogoś skreślić. Z drugiej jednak strony - to właśnie indywidualne cechy i wybory decydowały o przyjęciu do domu, który kultywował wątpliwe wartości swojego założyciela. Samonakręcająca się maszyna.

ocenił(a) film na 8
milkaway

""Prestiż" Rowling raczej szybko nie przeminie. Napisała aż 7 uznanych zarówno przez krytyków jak i czytelników bestsellerów, które na trwałe zapisały się do klasyki literatury fantastycznej.
Również czytałam "Trafny wybór" - po angielsku, i żadnych "kwiatków" nie zauważyłam, być może z polskim przekładem jest nie wszystko w porządku. Sam polski tytuł jest raczej odległy znaczeniowo od angielskiego (The Casual Vacancy). Co do samej książki to mimo iż nie była hitem na skalę HP (i nic w tym dziwnego, to powieść o tematyce społecznej, głęboko osadzona w brytyjskich realiach - na wyspach też zresztą sprzedawała się bardzo dobrze), to mnie wciągnęła bardzo, a fabuła była bardzo ciekawie skonstruowana. Rozkręcała się dosyć powoli, ale za to później zostało to wynagrodzone z nawiązką. Książka dosyć depresyjna, ale znakomicie napisana. Poza tym powstaje serial produkcji BBC na jej podstawie, więc jednak bez echa, również finansowego.."

Co do tego uznania, to słyszałam różne głosy. Powiedzmy, że mi się styl i język HP podoba, ale niektórzy (i wcale nie jest to taka mała grupa) uważają go za zbyt prosty, a fabułę za banalną, bo jak mówią, to dziwne, żeby banda dzieciaków, była lepsza od tych, co mają ich uczyć. Jak się temu przyjrzeć, to coś w tym jest. Z tym kanonem będzie wiadomo raczej za parę lat. Kannon to Tolkien (no właśnie porównaj sobie Śródziemie ze światem czarodziei z HP)C.S.Lewis, Ursula Le Guin, Sapkowski (jak na razie tyle przychodzi mi do głowy). Odnośnie trafnego wyboru też różne opinie słyszałam. Przeważają negatywne. Nie, dla mnie Rowling zdecydowanie nie jest genialną pisarką. Znajdzie się wielu lepszych (niektórych już wymiemiłam, a dalej napewno będzie: Murakami, Ishiguro, Prus, Dostojewski, Austen, Dukaj, Piekara, King (po mimo męczącego stylu), Lisa See, Lian Hearn, Clavell itp.) Oj jest tego sporo. A ci przewyższają ją stylem, kreacjami i wykorzystaniem postaci...

"Barry Fairbrother nie miał ochoty iść na kolację.
Przez prawie cały weekend męczył go potworny ból głowy,
a w dodatku zbliżał się termin wysłania artykułu do
lokalnej gazety." - czuję się jakbym czytała wypracowanie szkolne

"Ale podczas lunchu żona Barry’ego była trochę
sztywna i niewiele mówiła, więc domyślił się, że kartka,
którą jej dał z okazji ich rocznicy, nie zmazała jego
przewinienia polegającego na tym, że przez cały ranek
siedział zamknięty w gabinecie." piękna zdanie, nie ma co. Zagmatwane, tak, że człowiek nie wie co mam myśleć, a jeszcze to sztywna jakoś dziwnie z trupioszem mi się skojarzyło.

"Na domiar złego pisał o
Krystal, której Mary nie lubiła, choć udawała, że jest
inaczej." co za urocza nieporadność. Czuję się jakbym czytałam o przedszkolaku

"Mary trochę złagodniała i uśmiechnęła się, więc
Barry zadzwonił do klubu golfowego, który był najbliżej
domu i w którym zawsze można było dostać stolik." - gdyby to dziecko z podstawówki napisało... to byłaby zachwycona, a tak jestem zniesmaczona. I te powtórzenia.

"Próbował rozpieszczać żonę różnymi drobnymi
przyjemnościami, bo po prawie dwóch wspólnie
spędzonych dekadach wiedział, jak często sprawia jej
zawód w ważnych sprawach." - kolejne niby poprawne zdanie, ale jakże nie ładne.

"Nigdy nie robił tego celowo.
Po prostu mieli zupełnie odmienne zdanie na temat tego, co
w życiu jest najważniejsze." i znowu ta urocza nieporadność szkolnego wypracowania.

"Dzieci Barry’ego i Mary wyrosły już z wieku, w
którym była im potrzebna opiekunka. Kiedy po raz ostatni
powiedział do nich „cześć”, oglądały telewizję i tylko
Declan, najmłodszy, odwrócił się, żeby na niego spojrzeć, i
podniósł rękę na pożegnanie." - moje poczucie estetyki literackiej coraz bardziej się burzy.

"Barry czuł pulsujący ból za uchem, kiedy cofał na
podjeździe i gdy jechali przez ładne miasteczko Pagford, w
którym mieszkał, odkąd wziął ślub." - fajnie, że słowo ładne ma starczyć za cały opis :P

"Przejechali Church
Row, stromą ulicą, przy której stały najdroższe domy,
emanujące wiktoriańskim luksusem i solidnością, skręcili
za pseudogotyckim kościołem, w którym kiedyś Barry
oglądał swoje bliźniaczki w przedstawieniu Józef i
cudowny płaszcz snów w technikolorze, i przejechali przez
rynek z pięknym widokiem na dominujący w panoramie
miasteczka ciemny szkielet ruin opactwa, które stały
wysoko na wzgórzu i stapiały się z fioletowym niebem." a jednak nie za cały, ale jak dla mnie to miasteczko było szkaradne :P. Opis technicznie też nie powala.

"Lekko kręcąc kierownicą i pokonując znajome
zakręty, Barry był w stanie myśleć tylko o jednym: o
błędach, które na pewno zrobił, kończąc w pośpiechu
artykuł wysłany przed chwilą e-mailem do „Yarvil and
District Gazette”. Był dobrym i ujmującym rozmówcą,
okazało się jednak, że ma problem z przelaniem swojej
osobowości na papier." - koleś jakiś nienormalny jedzie z żoną na kolację, myśli o pracy... Ale dobra tacy się niestety zdarzają. Tylko... znowu ten styl czwórkowych wypracowań...

"...miasteczko gasło ostatnim tchnieniem starych domów." - czy to miało uwznioślić opowieść?

"Barry zaparkował przed Birdie, klubową restauracją, i
chwilę stał obok samochodu, czekając, aż Mary skończy
malować usta." - zaczynam wyć, a to dopiero 2 (6) strona

"Barry zastanawiał się, dlaczego nie
zrezygnował z członkostwa. Był marnym golfistą: jego
zamachowi brakowało płynności i zawsze musiał dostać
duży handicap." - tej narracji też brakuje płynności. Jest chropowata.

"Mary zgasiła światło przy lusterku, wysiadła z auta i
zamknęła drzwi po stronie pasażera." - skoro wysiadła od strony pasażera, to jasne, że i z tamtej strony zamknęła drzwi.

"Barry wcisnął guzik
centralnego zamka w pilocie, który trzymał w ręce." na jaką cho.lerę mi ta informacja? O.o

"Wysokie obcasy jego żony zastukały na asfalcie, zamek
wydał wysoki dźwięk, a Barry zaczął się zastanawiać, czy
mdłości ustąpią, gdy coś zje." jak dla mnie wystarczy wystarczy, że wysokie obcasy zastukały, to że jego żony zbędne.

"Jeden z nich
szybko zawrócił, żeby sprawdzić, czy w środku jest któryś
z emerytowanych lekarzy będących członkami klubu." - emerytowanych lekarzy by starczyło... w sumie zastanawiam się też nad samym lekarzy...

"Karetka jechała aż z sąsiedniego miasta Yarvil i
dotarła na miejsce po dwudziestu pięciu minutach." - hum... jak mnie info, że sąsiedniego miasta jest zbędne. Ogólnie to zdanie jest zbędne. Lepiej opisać pokrótce nastrój i emocje.

"Kiedy
się zjawiła, na scenę spłynęło pulsujące niebieskie światło,
a Barry, nie reagując na żadne bodźce, leżał bez ruchu na
ziemi, w kałuży własnych wymiocin." - fajnie, fajnie. Na scenę spłynęło... nie reagując na żadne bodźce (kocham takie pseudo medyczne zwroty)

"leżał bez ruchu na
ziemi, w kałuży własnych wymiocin. Mary kucała obok
niego w rajstopach podartych na kolanach, ściskała go za
rękę, pochlipywała i szeptała jego imię." - Nie będę się czepiać ckliwości i dramaturgii, w takiej sytuacji jest normalna, ale na cholerę mi info o tych podartych rajstopach... nie one były tu ważne.

"– Szykuj się – powiedział sam do siebie Miles
Mollison, stojąc w kuchni jednego z dużych domów przy
Church Row." - Tak to piszą średnio rozgarnięte sweet dziewczęta na blogach (chodzi mi to dużych domów... jak opis ma być taki, to lepiej, żeby go wcale nie było..

"Czekał z telefonem do wpół do siódmej. Miał za
sobą złą noc, pełną długich godzin bezsenności
przerywanych strzępami niespokojnego snu." - godzina jak godzina. Każda trwa 60 min. No chyba, że to godzina w jakimś innym znaczeniu. np. Chiński, a może kilkowatogodzina... hum, strzępami niespokojnego snu - zostawiam bez komentarza.

"Miles czuł w żołądku łaskotanie małych
pierzastych fal podekscytowania na myśl o tym, że
niedługo przekaże wieść ojcu." - pierzaste fale rządzą.

"Zamierzał czekać do
siódmej, ale obawa, że ktoś mógłby go ubiec, skłoniła go
do sięgnięcia po słuchawkę wcześniej." (widać o co chodzi)

"Jej ciało w
bladoróżowym szlafroku było brązowe jak mahoń." - znaczy się bez szlafroka już brązowe nie było?

"Wykorzystała ich wcześniejszą pobudkę i nałożyła kolejną
porcję samoopalacza na blednącą naturalną opaleniznę." po cholerę "ich"

"Miles i Samantha słuchali, jak Howard sapie niczym
koń po wyścigu." - ech te porównania, ech to wypracowanie.

Dobra starczy. A na podstawie Sagi zmierzch, też nakręcono filmy. I tragicznego Eragorna także zekranizowano.

"Łatwo powiedzieć, jakbym miała, to też bym dała. Są ludzie, którzy mają i nie dają ani grosza."

To już ich sprawa, że są... pewną intymną, męską częścią ciała...

"Nie musi, ale istnieje. Istnieje w uniwersum HP, bo tak zdecydowała autorka. Może Ciebie ciekawostki nic nie obchodzą. Natomiast rzesze fanów są jak najbardziej zainteresowane najdrobniejszymi szczególikami na temat tego świata - nie ma tu żadnego znaczenia, że jest to świat wymyślony. Zresztą HP to nie jedyny taki fandom."

Powiedziałabym, że to ma swoją nazwę.

"Zdziwiłabyś się ile takich karykatur można spotkać w przeciętnej polskiej szkole."

Ale akcja HP toczy się w latach 90. A wtedy takiej plagi nie było.

"Przecież w Slytherinie była cała masa czarodziejów pół-krwi, wśród samych Śmierciożerców byli czarodzieje pół-krwi, co świadczy też o ich obłudzie."

Slytherin chciał uczyć tylko tych, co mieli czystą krew. Więc do jego domu powinni trafiać właśnie tacy uczniowie, nie żadne pół, czy ćwierć krwiści. I to jest właśnie niekonsekwencja.

"Zgadzam się, oczywiście stereotypy były bardzo mocne i już z góry mogły kogoś skreślić. Z drugiej jednak strony - to właśnie indywidualne cechy i wybory decydowały o przyjęciu do domu, który kultywował wątpliwe wartości swojego założyciela. Samonakręcająca się maszyna"

ale ludzie to złożone konstrukcje. Te cechy były jakby postawą charakteru dla uczniów, którzy tam trafiali, ale... no właśnie tylko podstawą. Jak to w jakimś ficku było ujęte (cytat z pamięci) "Ilu znasz ludzi, których charakter można określić jednym słowem odważny, sprytny, albo mądry?" no coś w ten deseń.
















ocenił(a) film na 7
Kandara

Nie twierdzę, że seria jest bez wad. Jednak fabuła całości jest wg mnie nakreślona znakomicie, a niektóre rozwiązania są owszem wręcz genialne. Uwielbiam opisowy styl Rowling, humor, to z jaką łatwością operuje różnym gatunkami (mamy tu chociażby fragmenty biografii, pseudopublicystyki, komentatorstwa sportowego, poezji…). A szczególnie cenię ją za umiejętność opisywania uczuć w taki sposób, że ja mogę się nimi identyfikować; opisywania postaci w taki sposób, że mogę powiedzieć „kurczę, przecież to zupełnie taki sam typ, co ten mój znajomy”. Moim zdaniem Rowling już do kanonu weszła, ale możemy porozmawiać znowu za parę lat, jestem pewna, że żywotność tej serii nie przeminie. ;]

Czytałam zarówno pozytywne i negatywne recenzje o „Trafnym wyborze”. Nie przeprowadzałam badań statystycznych, których było więcej, ale pozytywnie ocenili książkę m.in. Time, The Wall Street Journal, The Economist, The Guardian i wiele innych.

To są zastrzeżenia do tłumacza, ewentualnie wydawnictwa Znak, a nie do autorki, która nie ma wpływu jak jej zdania będą wyglądać w obcym języku. Materiał do analizy na warsztaty tłumaczeniowe.
Przekład ze źle napisanej książki może zrobić poprawną, a z dobrej kiepską. Widać, że niektóre konstrukcje składniowe żywcem przeniesiono z oryginału – o ile po angielsku brzmiały poprawnie, to po polsku ciężko się je czyta.

Sama Lavender to też nie plaga. ;) Poza tym lekkomyślne nastolatki zdarzały się [zapewne] w każdym pokoleniu, nie widzę Lavender jako specyficznego wytworu ostatnich lat. Kolejna kwestia - lata 90. wyglądały u nas i w Wielkiej Brytanii inaczej.

Tak, ma to swoją nazwę, a nawet kilka do wyboru – hobby, entuzjazm, wyobraźnia, nawet nostalgia.

Chciał uczyć tylko czarodziejów o czystej krwi, tylko co z tego, skoro było takich coraz mniej, a nie wszyscy pełnokrwiści trafiali do Slytherinu? Jak było stwierdzone w powieści, gdyby czarodzieje wiązali się tylko wśród „swoich”, to by po prostu wymarli. Poza tym Tiara Przydziału powstała jeszcze przed odejściem Salazara z Hogwartu, być może jeszcze wtedy Slytherin bawił się w miarę grzecznie z innymi i Tiara nie dostała bezwzględnego zakazu przyjmowania mieszańców. Tak czy siak, nie wydaje mi się to w żadnym stopniu naciągane, że do Slytherinu przyjmowali czarodziejów pół-krwi. Tylko szlamy były be.

Oczywiście, że tylko podstawą. Ale gdyby brać pod uwagę cały portret psychologiczny danego ucznia, jego cechy intelektualne oraz fizyczne, to trzeba by dla każdego stworzyć odrębny dom, bo każdy człowiek jest inny. ;] A cały mechanizm przydziału do domu opiera się przecież na generalizacji. Tiara miała za zadanie na podstawie cech najbardziej prominentnych ocenić, w którym domu dany uczeń będzie mógł najlepiej rozwijać swoje talenty. Jak wiemy z lektury nie była nieomylna. Dlaczego? Bo była dziełem jakże omylnych ludzi.

ocenił(a) film na 8
milkaway

"Czytałam zarówno pozytywne i negatywne recenzje o „Trafnym wyborze”. Nie przeprowadzałam badań statystycznych, których było więcej, ale pozytywnie ocenili książkę m.in. Time, The Wall Street Journal, The Economist, The Guardian i wiele innych."

żadem dowód, dla mnie. Jakoś specjalnie nie ufam tym gazetom od strony krytyki literackiej. Z resztą wiele książek (Zmierzch) miewało pozytywne opinie, a okazywało się tym czym się okazywało. A jeśli to jest książka autorki, która zdobyła już pewną popularność, tym bardziej tego nie skrytykują. Marketing musi być. A Rowling... cóż miała szczęście trafić swego czasu na geniusza w tej dziedzinie. (nie, żeby coś, w dzisiejszych czasach to naprawdę postawa w każdej dziedzinie, w końcu trzeba coś zrobić, żeby z 1000 książek ludzie wybrali akurat tę)

"To są zastrzeżenia do tłumacza, ewentualnie wydawnictwa Znak, a nie do autorki, która nie ma wpływu jak jej zdania będą wyglądać w obcym języku. Materiał do analizy na warsztaty tłumaczeniowe.
Przekład ze źle napisanej książki może zrobić poprawną, a z dobrej kiepską. Widać, że niektóre konstrukcje składniowe żywcem przeniesiono z oryginału – o ile po angielsku brzmiały poprawnie, to po polsku ciężko się je czyta."

Tak czy tak tłumaczka tłumaczyła z oryginału, wiec nie ona wymyśliła te "duże domy", "ładne miasteczko" i " Podarte rajstopy", czy informacje, że karetka przyjechała po taki i takim czasie, stąd i stąd. Oj nie podobają mi się tego typu rzeczy w książkach dla dorosłych.

"Sama Lavender to też nie plaga. ;) Poza tym lekkomyślne nastolatki zdarzały się [zapewne] w każdym pokoleniu, nie widzę Lavender jako specyficznego wytworu ostatnich lat. Kolejna kwestia - lata 90. wyglądały u nas i w Wielkiej Brytanii inaczej"

Wszystko wyglądało inaczej, ale jeśli wierzyć niektórym serialom, to nawet w USA, młodzież była o niebo rozsądniejsza.

I nie tylko sama Lavender, Pansy też była karytaturą, Nevil do 5 tomu, kuple Draco, Wujostwo Pottera, Ritta Skiter, nauczycielka wróżbiarstwa, Umbridge... dużo, dużo przerysowanych postaci.

"Tak, ma to swoją nazwę, a nawet kilka do wyboru – hobby, entuzjazm, wyobraźnia, nawet nostalgia."

Raczej obsesja :)

"Poza tym Tiara Przydziału powstała jeszcze przed odejściem Salazara z Hogwartu, być może jeszcze wtedy Slytherin bawił się w miarę grzecznie z innymi i Tiara nie dostała bezwzględnego zakazu przyjmowania mieszańców. Tak czy siak, nie wydaje mi się to w żadnym stopniu naciągane, że do Slytherinu przyjmowali czarodziejów pół-krwi. Tylko szlamy były be."

Mi się zdaje, że Salazar nigdy nie krył się specjalnie ze swoimi poglądami. Jedna z piosnek tiary wspomina o tym, że chciał uczuć tylko tych czystej krwi, więc to było jednak kryterium przyjęcia to domu węża... Decydujące, choć nie jedyne.

ocenił(a) film na 7
Kandara

Bardziej liczę się opiniami zamieszczanymi w tych wydawnictwach niż ze stwierdzeniem, że "przeważają negatywne". ;] To jest dla mnie żaden dowód.
Mam wrażenie natomiast, że jest odwrotnie niż piszesz z "taryfą ulgową" dla Rowling. Po ogromnym sukcesie serii HP tym bardziej surowo patrzy się na nową pozycję jej autorstwa - szczególnie, że jest niezwiązana ze wspomnianą serią.

"Tak czy tak tłumaczka tłumaczyła z oryginału, wiec nie ona wymyśliła te "duże domy", "ładne miasteczko" i " Podarte rajstopy", czy informacje, że karetka przyjechała po taki i takim czasie, stąd i stąd. Oj nie podobają mi się tego typu rzeczy w książkach dla dorosłych. "

Widać, że nie miałaś styczności z procesem tłumaczenia. Przekład jest w zasadzie interpretacją tłumacza, nie polega na tym, że sprawdza słówko w pamięci albo słowniku, widzi tłumaczenie i zapisuje. Tłumacz musi odkodować sens i ponownie go zakodować, tym razem w innym języku, w sposób zrozumiały i przyjęty wśród użytkowników tegoż języka; powodzenie obu tych etapów zależy od zdolności tłumacza, jego wiedzy formalnej i różnych doświadczeń życiowych. Dlatego pięciu tłumaczy może podać pięć różnych tłumaczeń tego samego zdania i co ciekawe, nie oznacza to od razu, że któreś jest niepoprawne. Więc, owszem, jak najbardziej, to tłumaczka wymyśliła te "duże domy", "ładne miasteczko" i " Podarte rajstopy" (gwoli ścisłości, samo wystąpienie takich wyrażeń w tekście, nawet tekście "dla dorosłych" też z góry nie skazuje owego tekstu na potępienie, bo wszystko liczy się tylko w kontekście, nie ma czegoś takiego jak zbiór wyrażeń nieodpowiednich dla książki dla dorosłych).
Takie "podarte" rajstopy mogły być po angielsku opisane jako chociażby torn, ripped, worn-out, tattered, shredded, i parę innych określeń (nie tylko przymiotnikowych) w zależności od intencji autora. Niektóre określenia istniejące w jednym języku w ogóle nie mają bezpośrednich ekwiwalentów. Z kolei istniejące "bezpośrednie" odpowiedniki mogą nie pasować do kontekstu w tekście docelowym. Ocenianie autora przez pryzmat warstwy językowej przekładu to absurd. Mogłabyś zacytować wszystkie błędy stylistyczne z "Trafnego wyboru", ale i tak nie byłby to komentarz o umiejętnościach pisarskich autorki.

"Wszystko wyglądało inaczej, ale jeśli wierzyć niektórym serialom, to nawet w USA, młodzież była o niebo rozsądniejsza."
Nawet w amerykańskich serialach można było obaczyć puste pomponiary.
I znowu - kultura i mentalność brytyjska i amerykańska mimo że spokrewnione, to rozbieżne. Nie ma sensu szukanie obszaru/kraju, w którym w latach 90. była sama "rozsądna" młodzież, bo takiego nie ma. Sama przecież argumentowałaś kilka oczek wyżej, że każdy uczeń ma cały wachlarz cech. Czyli prawdopodobnie i mądrzy, i pustaki się znajdą.

Najpierw rozmawiałyśmy o głupich nastolatkach, teraz wszystkich wrzucamy do jednego worka? ;] Zgadzam się, że Rowling stosuje elementy karykatury w kreacji swojego świata i postaci, tylko że to nie umniejsza ich prawdziwości. Wręcz przeciwnie. Niedawno było głośno o małżeństwie, które więziło dwójkę dzieci, a resztę wychowywało "normalnie". Czyli jednak takie "karykatury" jak Dursleyowie, (czy też kreatury) chodzą po tej ziemi - i chodziły też dwadzieścia lat temu. Rowling jest dobrą obserwatorką życia.

Jeżeli każde hobby czy zainteresowanie nazywasz obsesją, to już Twoje zdanie.

Nie musiał się kryć, ale faktem jest, że na początku współpracował z pozostałymi założycielami i mógł iść na kompromisy. Jak już chyba dwa razy napisałam - nie widzę w tym nic dziwnego, że Tiara przydziela osoby pół-krwi do Slytherinu. Inaczej dom byłby najmniej liczny z wszystkich i okazja do szerzenia "właściwych" poglądów coraz mniejsza, a tego Salazar też by nie chciał. Własny interes i przetrwanie ponad wszystko - to jest raczej decydujące kryterium.

ocenił(a) film na 8
milkaway

"Bardziej liczę się opiniami zamieszczanymi w tych wydawnictwach niż ze stwierdzeniem, że "przeważają negatywne". ;] To jest dla mnie żaden dowód.
Mam wrażenie natomiast, że jest odwrotnie niż piszesz z "taryfą ulgową" dla Rowling. Po ogromnym sukcesie serii HP tym bardziej surowo patrzy się na nową pozycję jej autorstwa - szczególnie, że jest niezwiązana ze wspomnianą serią"

Wydawnictwa biorą pieniądze za promowanie pewnych rzeczy. To jest fakt. A Times, który był z Rowling przy sadze o HP, na pewno obiektywny nie jest. :) (i nie, nie ma w tym nic złego, prawa rynku i tyle).

"Widać, że nie miałaś styczności z procesem tłumaczenia. Przekład jest w zasadzie interpretacją tłumacza, nie polega na tym, że sprawdza słówko w pamięci albo słowniku, widzi tłumaczenie i zapisuje. Tłumacz musi odkodować sens i ponownie go zakodować, tym razem w innym języku, w sposób zrozumiały i przyjęty wśród użytkowników tegoż języka; powodzenie obu tych etapów zależy od zdolności tłumacza, jego wiedzy formalnej i różnych doświadczeń życiowych."

Dobrze, ale tłumacz nie może wywalać połowy tekstu, nie może też zmniejszać jego sensu, chyba że pojawi się jakiś humor słowny, albo sytuacyjny, albo jakieś odniesienie kulturowe, którego ludzie w kraju tłumacza mogliby nie zrozumieć. Stąd tłumacz nie mógł od tak sobie jakieś tam opisu zastąpić suchą informacją o czymś tam. Nie mógł też od tak sobie dodawać słów, czy opisów, których nie było w oryginale.

"(gwoli ścisłości, samo wystąpienie takich wyrażeń w tekście, nawet tekście "dla dorosłych" też z góry nie skazuje owego tekstu na potępienie, bo wszystko liczy się tylko w kontekście, nie ma czegoś takiego jak zbiór wyrażeń nieodpowiednich dla książki dla dorosłych)."

Są pewne rzeczy, które ładnie wyglądają w baśniach, albo w książkach typu "Dziennik Bridget Jones", czyli takich, które mają na celu rozbawienie czytelnika.

"Takie "podarte" rajstopy mogły być po angielsku opisane jako chociażby torn, ripped, worn-out, tattered, shredded, i parę innych określeń (nie tylko przymiotnikowych) w zależności od intencji autora. Niektóre określenia istniejące w jednym języku w ogóle nie mają bezpośrednich ekwiwalentów."

Tu nie chodzi o formę, chodzi o to, że coś takiego w ogóle się pojawiło. Za bardzo rzuca się w oczy i wygląda źle. Odwraca uwagę od tego co ważne.

""Wszystko wyglądało inaczej, ale jeśli wierzyć niektórym serialom, to nawet w USA, młodzież była o niebo rozsądniejsza."
Nawet w amerykańskich serialach można było obaczyć puste pomponiary.
I znowu - kultura i mentalność brytyjska i amerykańska mimo że spokrewnione, to rozbieżne. Nie ma sensu szukanie obszaru/kraju, w którym w latach 90. była sama "rozsądna" młodzież, bo takiego nie ma. Sama przecież argumentowałaś kilka oczek wyżej, że każdy uczeń ma cały wachlarz cech. Czyli prawdopodobnie i mądrzy, i pustaki się znajdą."

Mam wrażenie, że próbujesz mnie na siłę przekonać do tego, że Rowling to wspaniała pisarka pod każdym względem. Oczywiście, że kultura brytyjska i amerykańska się od sienie różnią. USA podałam jako przykład, gdyż według powszechnej opinii jest to kraj osób niedorozwiniętych umysłowo :)

"Najpierw rozmawiałyśmy o głupich nastolatkach, teraz wszystkich wrzucamy do jednego worka? ;] Zgadzam się, że Rowling stosuje elementy karykatury w kreacji swojego świata i postaci, tylko że to nie umniejsza ich prawdziwości. Wręcz przeciwnie. Niedawno było głośno o małżeństwie, które więziło dwójkę dzieci, a resztę wychowywało "normalnie". Czyli jednak takie "karykatury" jak Dursleyowie, (czy też kreatury) chodzą po tej ziemi - i chodziły też dwadzieścia lat temu. Rowling jest dobrą obserwatorką życia."

Trochę trudno jest mi sobie wyobrazić rodzinę, która zachowywałaby się jak Dursleyowie. Owszem, owszem wielu ludzi rozpieszcza swoje dzieci, ale czytając o niektórych jego prezentach zastanawiam się, jak bardzo się zapożyczyli :P. Raczej też żadni, nawet najbardziej nienormalni i sfiksowani na punkcie swego synka rodzice, nie pozwolili by mu się tak traktować. Do tego traktowanie Harry`go. Powiem szczerze, że tutaj nie miałabym żadnych zaskrzeń, gdyby nie ta komórka pod schodami i te prezenty na urodziny czy gwiazdkę (stare skarpetki, pieniądze na zapałki...) bardziej wiarygodne byłoby, gdy wcale żadnych prezentów mu nie dawali. Ale przecież trzeba było pokazać jacy się źli, tępi itp.

" Rowling jest dobrą obserwatorką życia."
A Mniszkówna znała się na życiu polskiej arystokracji :P

"Jeżeli każde hobby czy zainteresowanie nazywasz obsesją, to już Twoje zdanie."

Uważam też, że takie szukanie informacji dodatkowych dotyczących czyjeś serii zabija własną wyobraźnię. Zainteresowania, zainteresowaniami, ale to się raczej nikomu do niczego nie przyda. niestety.

"Nie musiał się kryć, ale faktem jest, że na początku współpracował z pozostałymi założycielami i mógł iść na kompromisy. Jak już chyba dwa razy napisałam - nie widzę w tym nic dziwnego, że Tiara przydziela osoby pół-krwi do Slytherinu. Inaczej dom byłby najmniej liczny z wszystkich i okazja do szerzenia "właściwych" poglądów coraz mniejsza, a tego Salazar też by nie chciał. Własny interes i przetrwanie ponad wszystko - to jest raczej decydujące kryterium."

Widzę to tak: Salazar nie zabraniał innym uczyć mieszańców i mugolaków, ale sam przyjmował do ee "swojej grupy" tylko czystokrwistych. A to, że dom węża byłby najmniej liczny... honor czasem wymaga pewnych poświęceń. A dbanie o własny honor, to też dbanie o własny interes. No w końcu Slizgon, to brzmi dumnie.

ocenił(a) film na 7
Kandara

Tym razem krócej, bo męczy mnie już to odbijanie piłeczki.
Nie wiem, o które wydawnictwo Ci chodziło, bo Time a The Times to nie to samo. Poza tym - tak naprawdę nikt nie jest zupełnie obiektywny, ale są pewne tytuły, na które można się powoływać. Zdrowy rozsądek pozwala ocenić, czy recenzja jest pisana rzetelnie ;]

Jak napisałam - nie miałaś styczności z procesem tłumaczenia. Wyobraź sobie, że zdarza się iż całe akapity giną nagle w przekładzie z "nieznanych" powodów. Koleżanka robiła analizę porównawczą książki należącej do pewnej popularnej serii dla młodzieży i jej polskiego tłumaczenia. Polska wersja była właśnie wybrakowana.
Sens jak najbardziej może w tłumaczeniu być zmieniony - bo tłumacz to tylko człowiek, a człowiek jest omylny, robi błędy, może czegoś nie zrozumieć, szczególnie jeśli tłumaczy z zegarkiem w ręku. A wtedy to leci i styl.
Czasem waga pewnych zwrotów zaciera się w tłumaczeniu, bo polskie odpowiedniki nie są tak nacechowane jak obcojęzyczne - tłumaczenie "spłaszcza" pierwotny tekst. Zdarza się, że tłumacz rekompensuje to w innym miejscu, w inny sposób. Zdarza się, że tłumacz dzieli jedno zdanie na kilka, a kilka zdań łączy w jedno. Tłumaczenie to parafrazowanie.

To, co mówisz można podciągnąć pod każdą obejrzaną książkę - no przecież czytanie wytworu czyjejś wyobraźni zubaża moją własną... Nowe materiały na Pottermore pojawiają się tymczasem sporadycznie, co kilka miesięcy i liczą kilka akapitów. Czyżby gdyby te akapity trafiły jednak do powieści, to nie byłyby zabójstwem wyobraźni? Absurd goni absurd.

Poświęcenie dla honoru to absolutnie nie jest cecha Slytherinu, mówiąc o własnym interesie mówiłam o bardziej przyziemnych sprawach.

Co do reszty już wszystko powiedziałam na ten temat i nie będę się powtarzać. Nie mam zamiaru absolutnie Cię do niczego przekonywać. Pokazałam jedynie, że obok Twoich istnieją jeszcze inne pełnoprawne i jak najbardziej uzasadnione opinie. Dziękuję za dyskusję i bez odbioru.

ocenił(a) film na 8
milkaway

Sens jak najbardziej może w tłumaczeniu być zmieniony - bo tłumacz to tylko człowiek, a człowiek jest omylny, robi błędy, może czegoś nie zrozumieć, szczególnie jeśli tłumaczy z zegarkiem w ręku. A wtedy to leci i styl.

Chyba ktoś to sprawdza.

ocenił(a) film na 7
Kandara

Tłumaczenie idzie do korekty - tylko że korektor najprawdopodobniej nigdy na oczy nie widzi tekstu oryginalnego i nie musi znać język oryginału. Nie będzie więc zmieniał wyborów leksykalnych tłumacza. Poprawi pisownię, interpunkcję i być może składnię, ale też niekoniecznie. Za korektę dostaje się grosze, więc przy bardziej problematycznym tekście (a zdarzają się naprawdę kiepskie), gdzie "wszystko" musi przeformułować po tłumaczu, to mu się zwyczajnie nie opłaci. Jeśli tekst po poprawce ma się znacznie skrócić, to też może machnąć ręką, bo płacą mu od linijki.

ocenił(a) film na 8
milkaway

HUm... cóż tak z ciekawości chciałam sobie porównać angielską i polską wersję Harrego. Znazłam tylko amerykańską, ale to pierwsze zdanie kamienia w obu wersjach:

"Mr. and Mrs. Dursley, of number four, Privet Drive, were proud to say
that they were perfectly normal, thank you very much."

"Państwo Dursleyowie spod numeru czwartego przy Privet Drive mogli z dumą twierdzić, że są całkowicie normalni, chwała Bogu".

I co? sens ten sam, melodyka ta sama, tylko składnia inna i niektóre wyrażenia zmienione na bardziej naturalne dla języka polskiego, chociaż o takim samym bądź bardzo zbliżonym znaczeniu :)

ocenił(a) film na 7
Kandara

W porządku, ale czego to ma dowieść? Chyba tego, ze tłumacz poprawnie przetłumaczył to zdanie (chociaż prywatnie czepiam się trochę tego "chwała Bogu"). Mogę Ci podać dziesiątki przykładów ekwiwalencji dynamicznej z tego jednego tomu. Mogę zapodać z pamięci nawet błąd Polkowskiego - w którymś tomie polskiego przekładu Dumbledore mówi Harry'emu, że jego ojciec i Snape nie lubili się w szkole - chociaż nie tak bardzo jak sam Harry i Draco Malfoy. W angielskim oryginale natomiast Dumbledore stwierdza, że James i Snape nie znosili się podobnie jak nie znoszą się Harry i Draco. Zupełnie inny sens. To zdanie zgrzytało mi nawet zanim przeczytałam oryginał.
To, że przetłumaczoną książkę czytamy przez okulary założone nam przez tłumacza nie podlega żadnej dyskusji, jest to fakt oczywisty.

ocenił(a) film na 7
milkaway

EDIT: Dodam, że doświadczony tłumacz nie przetłumaczy "koślawego" zdania z oryginału, tak żeby brzmiało topornie w języku docelowym (nie na tym polega tzw. wierność przekładu) - chyba że jest to celowy zabieg artystyczny. W przypadku kiepskiego autora będzie operował dosyć prostymi konstrukcjami, ale nadal poprawnymi stylistycznie.

ocenił(a) film na 8
milkaway

To "chwała Bogu" jest naturalne dla języka polskiego. I tak najbliższe oryginałowi. Co tam by miało być... "na szczęście?" No nawet pasuje.

Mogą zdarzać się pomyłki, ale nie zauważyłam żeby stylistyczne to bardzo od siebie odstawało. No jeśli autor używa prostego języka, tłumacz raczej nie da wyszukanego i odwrotnie.

ocenił(a) film na 7
Kandara

"Chwała Bogu" jest naturalne (to ta wspomniana ekwiwalencja dynamiczna właśnie), ale wg mnie niezręczne, bo to jedno z tych wyrażeń co "wzywa Pana Boga nadaremno", co samo w sobie go bynajmniej nie skreśla, natomiast Rowling skrzętnie unikała w serii HP wszelakich odwołań do religii. A że znaleźć inny naturalny odpowiednik nie tak prosto, to insza inszość; być może kombinowałabym w kierunku "i całe szczęście". Sama jednak widzisz, że bez wglądu do oryginału, raczej byś nie wpadła od razu, że "chwała Bogu" stoi na miejscu sarkastycznego "thank you very much", bo te wyrażenia przywołują trochę inne konotacje. Nie ma całkowitej odpowiedniości 1:1.

Nie mówiłam o prostym języku, tylko niepoprawnym stylistycznie (kiedy autor jest grafomanem). Szanujący się tłumacz nie przetłumaczy określeń niepoprawnych stylistycznie, tak żeby brzmiały również niepoprawnie w języku docelowym (chyba że jest to, jak już wspomniałam, celowy zabieg artystyczny, np. narrator jest niewykształcony i posługuje się dosyć ubogim idiolektem). Jeśli widzę jakieś niezręczności i różnego typu kwiatki językowe w książce przetłumaczonej z języka obcego, to w pierwszej kolejności podejrzewam tłumacza, bo on te niezręczności sformułował.

Ponownie dziękuję za dyskusję oraz pozdrawiam.

ocenił(a) film na 8
milkaway

""Chwała Bogu" jest naturalne (to ta wspomniana ekwiwalencja dynamiczna właśnie), ale wg mnie niezręczne, bo to jedno z tych wyrażeń co "wzywa Pana Boga nadaremno", co samo w sobie go bynajmniej nie skreśla, natomiast Rowling skrzętnie unikała w serii HP wszelakich odwołań do religii."

Określenie "Chwała Bogu" nie jest odwołaniem religijnym. To utarte powiedzenie, które można bardzo często usłyszeć w mowie potoczniej. I zdaje mi się, że chrześcijanie nie mają na nie wyłączności. Nie w tym kręgu kulturowym. Ot, to po prostu stwierdzenie jak każde inne. Rowling zaś może i unika odwołań do religii, ale Boże Narodzenie i Wielkanoc jak najbardziej istnieją w jej świecie. I o ile to pierwsze jest jeszcze zrozumiałe (w końcu to najbardziej komercyjne święto świata "obchodzone" nawet w Chinach i Japonii, gdzie odsetek chrześcijan jest znikomy), to czy tego drugiego nie nazwać lepiej świętem równonocy wiosennej, czy jakoś tak? A jajka można zachować, bo to pożyczony z pogaństwa symbol :)

"Sama jednak widzisz, że bez wglądu do oryginału, raczej byś nie wpadła od razu, że "chwała Bogu" stoi na miejscu sarkastycznego "thank you very much", bo te wyrażenia przywołują trochę inne konotacje."

Nie, ja tylko zastanawiam się co tam mogłoby się znaleźć zamiast tego "chwała bogu") "Na szczęście", to coś co wpadło mi do głowy "na szybko".

"Nie mówiłam o prostym języku, tylko niepoprawnym stylistycznie (kiedy autor jest grafomanem). Szanujący się tłumacz nie przetłumaczy określeń niepoprawnych stylistycznie, tak żeby brzmiały również niepoprawnie w języku docelowym (chyba że jest to, jak już wspomniałam, celowy zabieg artystyczny, np. narrator jest niewykształcony i posługuje się dosyć ubogim idiolektem). Jeśli widzę jakieś niezręczności i różnego typu kwiatki językowe w książce przetłumaczonej z języka obcego, to w pierwszej kolejności podejrzewam tłumacza, bo on te niezręczności sformułował."

I chodziło raczej o to, że szanujący tłumacz będzie starał się zachować (o ile to możliwe) charakter książki. I tak np. nie będzie zmieniał języka z prostego na wyszukany, z satyrycznego na poważny itp. A, że będzie się starać zachowywać poprawność języka docelowego, wydaje mi się nawet logiczne.

Dziękuję. Dobranoc (chodź do nocy jeszcze czas, lala)

ocenił(a) film na 7
Kandara

Nie ma znaczenia, że to zwrot utarty. Ja wyczuwam tu niezręczność, Ty nie. Wiesz, że ludzie mają różne opinie, prawda?

Nadal nie o tym pisałam, ale trzeci raz nie będę wykładać, bo mam wrażenie, że celowo nie chcesz zrozumieć o co mi chodzi.

Dobranoc, thank you very much.

ocenił(a) film na 8
Kandara

Witam. Wiem, że powyższa wiadomość została wysłana przez Ciebie 3 lata temu i może nie powinienem odkopywać. Niemniej zastanowiła mnie kwestia dodatkowych informacji podawanych przez Rowling na temat wymyślonego przez siebie świata. Porównujesz je do fan fiction, twierdzisz że są nieistotne ponieważ nie znalazły się w książce i insynuujesz że Rowling nie jest zręczna pisarką. Ciekawi mnie więc co sądzisz o dodatkowych informacjach dotyczących świata Środziemia których nie było ani w Hobbicie ani Władcy Pierścieni, zostały natomiast opublikowane albo jako dodatki do Władcy albo jako osobne książki jak Silmarillion czy Niedokończone opowieści. Czy fakt, że treść tych nieukończonych historii nie trafiła do tekstu np. Hobbita sprawia, że są one nieistotne, nieważne i można je porównać do ff? Czy Tolkien nie jest zręcznym pisarzem bo nie udało mu się wpleść listy królów Numenoru w treść Władcy Pierścieni? Zarówno Rowling jak i Tolkien wymyślili świat bogaty w szczegóły wykraczający daleko poza to co mogli i powinni umieścić w tekście swoich powieści. Oni są jego autorami i ich słowo jest niepodważalne. Mieli pełne i wyłączne prawo decydowania co wydarzyło się przed i po wydarzeniami opisywanymi w swoich powieściach. Podobnie George Lucas. Ludzie uważają że wiedzą lepiej od niego jak powinni wyglądać Gwiezdne wojny. Ale to on wymyślił ten świat i skoro nakręcił Trylogię prequeli tak jak nakręcił to znaczy że tak widzi wymyślone przez siebie uniwersum. Może nam się to nie podobać ale to jego świat i strasznie jestem ciekaw jak on nakręciłby epizod VII. Tolkien niestety nie zdążył przed śmiercią opisać kompletnej historii Śródziemia ale co zdążył zrobić, to wszyscy fani uważają za wiążące i kanoniczne, i oburzali się gdy w filmie Hobbit zmieniano pewne fakty. Gdyby Tolkien żył dzisiaj, być może też umieszczałby dodatkowe informacje w Internecie zamiast gromadzić zapiski i nie sprawiłoby to przecież że byłyby one mniej ważne.

ocenił(a) film na 8
DarthDream

Rowling nie jest zręczną pisarką, zresztą Tolkien też nie jest zręcznym pisarzem. Zaraz napiszę dlaczego, najpierw jednak chciałabym zaznaczyć, że nie umniejszam wyobraźni ani tej pani, ani temu panu. Oboje wymyślili niesamowite światy, aczkolwiek wolałabym jednak uniknąć stawiania tej dwójki obok siebie, ponieważ jakby nie było uniwersum stworzone przez Tolkiena jest dużo bardziej rozbudowane i kompleksowe niż to, które zaprezentowała Rowling. No i chyba nikt nie postawi znaku równości pomiędzy tworzeniem wszystkiego od postaw (na postawie różnych legend i mitów, ale jednak od postaw), a wplataniem elementów magii do tego co nas otacza. Tak więc... chociaż lubię oba światy, to obiektywnie, a także subiektywnie rzecz biorąc Tolkien wygrywa o kilka długości. Tutaj mogłabym też wspomnieć o innych uniwersach, które miałam przyjemność podziwiać czy to w książce, czy filmie i powiem tak: dobre uniwersum niekoniecznie oznacza zaraz wspaniałą fabułę. Żeby lepiej to zobrazować posłużę się takim facetem, co to pisarzem wprawdzie nie jest, ale i tak w pewnym sensie stworzył pewne, dla wielu kultowe uniwersum. Facet ten miał taki problem, że reżyserem jest niestety średnio-kiepskim, co udowodnił, kiedy po latach dobrał się do swojego dziecka. Tak! Chodzi o Lukasa. Tak, chodzi o Gwiezdne wojny. Ale spoko, w preguelach udała mu się kilka rzeczy: darth Sidious i jego intryga oraz samosepłniająca się przepowiednia, która zwiodła Anakina na ciemną stronę mocy. (No chyba, że to jednak nie jego pomysły)
Wracając do naszych bohaterów, jako, że kobiety mają pierwszeństwo...
Nie ulega żadnej wątpliwości, że Harry Potter to nieźle napisana książka, ale żadne z niej arcydzieło. Może na początek początek przyjrzyjmy się samemu Harremu. Jak na kogoś dręczonego przez złych wujków, ma się wyjątkowo dobrze. Nie jeden dzieciak traktowany przez swoich opiekunów tak, jak on dorobiłby się ciężkich urazów psychicznych, a jemu nic nie jest! Wręcz przeciwnie ma się całkiem świetnie, przynajmniej przez pięć pierwszych książek. Z tomu pierwszego dowiadujemy się też, że HP to samorodny talent w lataniu na miotle, dzięki czemu z marszu dostaje się do drużyny. Nooo ok. Jego koleżanka Hermiona jest mądra. Więcej, jest tak wybitnie zdolna i bystra, że w mgnieniu oka dostrzega to, czego inni nie widzą, będąc w drugiej klasie potrafi w toalecie uwarzyć jeden z najbardziej skomplikowanych eliksirów i rozwiązać iście kryminalne zagadki. Co to ma do rzeczy? A no to, że dwa pierwsze tomy opisują przygody trójki dzieciaków, którzy dopiero zaczynają uczyć się na czarodziejów (Rona pominęłam, bo jest najnormalniejszy z tego towarzystwa), i bez pomocy dorosłych, a jedynie dzięki swoim talentom, sprytowi i ekem... umiejętnością radzą sobie z problemami, z którymi dorośli czarodzieje nie umieją sobie poradzić. No to skoro tacy zdolni, to po co im szkoła? Tylko się zmarnują. Tak, fajnie się o tym czyta. Dodatkowo dziecko trzymające w rękach książkę może, bez większego problemu wyobrazić sobie, że jest takim Harrym i że to on ratuje kamień filozoficzny, albo zabija bazyliszka. No pięknie. Tyle, że potem człowiek uświadamia sobie, że historia jest mało prawdopodobna i nie dlatego, że występują w niej czary, to akurat element świata, tylko dlatego, że grupa niedoświadczonych adeptów radzi sobie lepiej niż banda starych wyjadaczy. W trzecim tomie autorka się jakby trochę zreflektowała i młodzi czarodzieje zmuszeni są skorzystać z drobnej, co prawda, ale jednak pomocy dyrektora szkoły. Dodatkowo sami są już nieco starci, wiedzą trochę więcej, no dobra trzecia część jest nawet całkiem wiarygodna i generalnie notuję tutaj tendencję zwyżkową, jednak....
Jednak kiedy tak sobie idę dalej, zmuszona jestem zatrzymać się przy tomie 6. Tutaj zasadnicze pytanie brzmi: po kiego Dumbledore kazał Harremu wyciągnąć wspomnienie ze Slughorna, skoro doskonale widział, że czarny pan stworzył horkluksy? No bo przecież nie tak dawno temu zniszczył jeden z nich i ciągle poszukiwał następnego, więc ja się pytam po co? Liczył na to, że to nie było tym o czym myślał, że było? A tak w ogóle, to czemu rozmowę o przeszłości Voldzie rozłożył na kilka wieczorów i tak pięknie z ilustrował wspomnieniami? Nie mógł tego wszystkiego opowiedzieć na pierwszej sesji? Harry to w sumie mądry chłopak, zrozumiałby. Jedyne wytłumaczenie jakie mi się nasuwa brzmi: trzeba było jakoś rozciągnąć fabułę, a poza tym pokazać czytelnikom kilka scenek... ale raz bez myślodsiewni też można było pokazać to wszystko w formie scenek! (oj chyba się czepiam, ale poważnie rozbicie tego w czasie nie było konieczne)
A jak już jesteśmy przy 6... tutaj zmysł logiczny zawiódł naszych bohaterów na całej linii. No jak to możliwe, że tak długo nie skapnęli się kto był księciem półkrwi! Ja tam od razu wiedziałam XD.
Kolejna sprawa to język. Znajomy, który czytał serię w oryginalne stwierdził, że przeczytał ją nie znając angielskiego, co daje pewne wyobrażenie, co do poziomu językowego owego dzieła.
Do tego wszystkiego słyszałam gdzieś, że w polu powieści dla dorosłych Rowling niekoniecznie radzi sobie dobrze. Nie wiem, nie czytałam. Zaczęłam kiedyś Trafny wybór, ale mi nie podszedł, więc odłożyłam.

Przejdźmy do Tolkiena. Tak, to zupełnie inna półka, ale to i tak mu nie pomoże. Bo prawda jest taka, że chociaż Arda jest wielka, to jednak... To, nie czyni jeszcze fabuły. A nie oszukujmy się fabuła WP, czy Hobbita jest prosta jak budowa cepa. W pierwszym przypadku mamy zły pierścień, który trzeba zniszczyć i z jakiegoś nie do końca jasnego powodu trzeba go nieść na piechotę, chociaż gdzieś tam żyją sobie wielkie orły, które już nie raz ratowały bohaterom skórę. I w ostatnim akcie także to zrobiły. Milutko, ale serio nie mogły wcześniej? I nie argument o ochronie pierścienia przed Sauronem mnie nie zadowala. Ani to, że one nikomu nie służyły... no ale żyły w Śródziemiu, prawda? Więc jego zagłada byłaby ich zagładą.
Do tego dochodzi jasny podział na dobro i zło, kryształowy Aragorn... znałabym więcej argumentów, ale trochę już za późno na myślenie.
Ale, ale... ja tam w sumie lubię zarówno HP, jak i WP, jak i SW. Nie znaczy to jednak, że podchodzę do tego bez krytycznie, oraz, że uważam iż umiejętność kreacji świata, oznacza od razu umiejętność tworzenia genialnych historii w owym świecie.
Co tam, sama umiem stworzyć świat! Co prawda opierając się na tym, co istnieje, ale umiem! Potrafię Wymyślić jego historię do dwudziestego pokolenia wstecz, stworzyć panteon bóstw , że o nazwach geograficznych nie wspomnę. Ale osadzenie w tym logicznej fabuły, to już inna para kaloszy. Powiem, że o wiele trudniejsza :).

ocenił(a) film na 8
Kandara

Wszystko fajnie ale w ogóle nie odniosłaś się do zasadniczego tematu mojej wypowiedzi, czyli czy autor po wydaniu ostatniego tomu swojej serii ma jeszcze coś do powiedzenia na temat swojego świata. Z błędów w logice fabuły zdaję sobie sprawę właściwie odkąd tylko zacząłem czytać czy to Rowling czy Tolkiena. Doskonale zdaję sobie sprawę, że Tolkien najlepszym pisarzem nie był, w końcu na co dzień zajmował się czymś zupełnie innym a dla Rowling Potter był literackim debiutem i to z pewnością widać. Ale na pewno bym nie powiedział, że SAM FAKT publikowania przez autora jakichś komentarzy odnośnie swojej książki świadczy o czymś negatywnym - o tym że pisarz ma braki w warsztacie albo że jego utwór jest przez to niepełnowartościowy. Zarówno Harry Potter jak i Władca Pierścieni są samowystarczalnymi dziełami i żeby zrozumieć fabułę nie jest konieczna znajomość dodatkowych materiałów. Gdyby była konieczna, to rzeczywiście moglibyśmy mówić o jakimś problemie i niefachowości ze strony autora. Myślę, że ta kwestia jest bardzo ważna. Niektórym czytelnikom nie podobała się wypowiedź Rowling że Dumbledore jest gejem. Twierdzili, że po opublikowaniu ostatniego tomu autorka nie ma już prawa ingerować w treść swojego dzieła. Z drugiej strony - nie kwestionowali oni innych wypowiedzi J. K. udzielonych podczas tego samego spotkania dotyczących innych postaci. Natomiast co do poruszonych przez Ciebie kwestii to muszę się jednak nie zgodzić co do pierwszych tomów HP. Trio głównych bohaterów nie jest takie idealne jak Ci się może wydawać. Przecież gdyby Harry nie był chroniony magiczną tarczą, nie pokonałby Quirella. Gdyby Firenzo mu nie pomógł, zginąłby jeszcze w lesie. W Komnacie Tajemnic otrzymał pomoc ze strony feniksa, bez którego na pewno by nie pokonał bazyliszka. Myślę, że bardzo wyraźnie widać w tych książkach że Potter jest słabym czarodziejem i dopiero od trzeciej części zaczyna się uczyć trudniejszych zaklęć. W pierwszych dwóch tomach polega na pomocy dorosłych i przyjaciół. Nie powiedziałbym więc że marnuje się w szkole - nauka jest mu bardzo potrzebna. Faktem jest że we trójkę pokonali wszystkie przeszkody w drodze do Kamienia Filozoficznego ale moim zdaniem nie świadczy to o wyjątkowości któregokolwiek z nich. Kluczowa była ich przyjaźń i to że każdy znal się na czymś innym. NP. Snape gdyby chciał zdobyć kamień (czysto hipotetycznie) to na pewno pokonałby trolla, wygral w szachy, uwolnil się od tej rośliny ale prawie na pewno nie złapałby klucza bo jest beznadziejny w lataniu na miotle. Czarodziej musiałby mieć naprawdę wszechstronne umiejętności. Albo współpracować z innymi - co pewnie skonczyloby się tym, ze przy zwierciadle pozabijaliby się nawzajem. Harry, Hermiona i Ron przeszli przez pułapki nie dzięki wiedzy i umiejętnościom których nie mają "starzy wyjadacze" tylko dlatego że współpracowali i nie szukali osobistych korzyści. Hermiona jest dobra w zielarstwie i logicznym myśleniu (zdolne 12-letnie dzieci potrafią logicznie myśleć i nie ma w tym nic nadzwyczajnego), Ron wygral w szachy (zdarzali się już nastoletni szachowi geniusze np. Bobby Fischer) a Harry złapał klucz (cały rok ćwiczył latanie na miotle i szukanie znicza). Każdy z nich jest słabszy ze sto razy od Quirella albo McGonagall i nie przeszedłby tej drogi sam. Dokonali tego dzięki przyjaźni. Myślę że to dobre przesłanie dla dzieci. Natomiast co do tego, że kolejne części były rozciągane - pełna zgoda. Ale wyszło jednak z korzyścią dla powieści bo tak się lepiej czyta. No i muszę jednak stwierdzić, że Rowling jest zręczną pisarką o czym świadczy fakt, że nie raz potrafiła wywieźć czytelnika w pole umieszczając w fabule jakiś element (postać lub przedmiot) by po latach ujawnić prawdziwe znaczenie tegoż którego nikt się nie spodziewał. Na przykład peleryna niewidka niewinnie wprowadzona w tomie pierwszym okazuje się w ostatniej części potężnym artefaktem, szczur Rona po latach staje się człowiekiem, itp. Pisała Pottera z niewymuszonym dowcipem, unikała dłużyzn, stworzyła wspaniałe postacie z krwi i kości, i tętniące życiem magiczne miejsca. Wiec tak, jest zręczna pisarką.

ocenił(a) film na 8
DarthDream

"Niektórym czytelnikom nie podobała się wypowiedź Rowling że Dumbledore jest gejem"
Z tego mi co wiadomo niektórzy uznali to za skok na kasę i sztuczne podtrzymywanie wrzawy w okół HP... i w sumie zgadzam się z tym. Bo w sumie co to za różnica, czy Dumbledore był gejem czy nie. To akurat zupełnie bez znaczenia, ot sztuczny szum i tyle.

Oj wiesz, pisząc cytuję "Przecież gdyby Harry nie był chroniony magiczną tarczą, nie pokonałby Quirella. Gdyby Firenzo mu nie pomógł, zginąłby jeszcze w lesie. W Komnacie Tajemnic otrzymał pomoc ze strony feniksa, bez którego na pewno by nie pokonał bazyliszka." wkładasz mi do rąk argument o cudownych zbiegach okoliczności i deus ex machinie, więc to tylko gorzej. Poza tym, ok jestem w stanie zgodzić się, że Harry potrzebuje nauki, ale w takim razie co z Hermioną? Ona wyraźnie się tam marnuje, powinni jej załatwić jakiś indywidualny tok.
No i ostatnie stwierdzenie, z którym się nie zgadzam. Nie, rzucenie tu i tam jakiś przedmiotów. które potem okazują się czymś innym nie świadczy o zręczności pisarza. Nie zgadzam się także z tym, że unikała dłużny, bo ostatni tom ciągnął się potwornie i przez prawie połowę nic tam się nie działo, dowcipu, poza kilkoma scenami także nie uświadczyłam, a czy postacie są z krwi i kości, też mogłabym się kłócić. Powiem tak... kobieta stworzyła wiele postaci o intrygującej powierzchowności, ale tylko Severus od początku do końca miał w sobie to "coś" i wydawał się naprawdę złożony. Reszta była raczej prosta, a że na końcu okazało się, że Dumbledore nie był taki święty, jak go malowali to cóż... szkoda, że już nie żył.

ocenił(a) film na 8
Kandara

Skok na kasę, heh, na pewno. :D Rowling nie powiedziała tego tak o sobie, mimochodem, żeby wzbudzić kontrowersje tylko została zapytana, czy Dumbledore był kiedyś zakochany więc chyba nic dziwnego że odpowiadając na takie pytanie wspomniała że wyobraża sobie tą postać jako homoseksualistę. I fakt, nie ma to żadnego wpływu na fabułę i WŁAŚNIE DLATEGO ta informacja nie znalazła się w tekście, była zbyteczna - co nie zmienia faktu, że Albus gejem mógł być i wydaje się to dość prawdopodobne. Czytając szóstą część miałem pewne podejrzenia co do tego a było to jeszcze przed tą wypowiedzią Rowling. I nie mogę się zgodzić co do szczęśliwych zbiegów okoliczności bo pojawienie się Firenzo czy Fawkesa miało jakąś przyczynę, nie pojawili się w miejscu akcji z przysłowiowej tylnej części ciała. Np. Firenzo mieszkał w tym lesie i chwilę wcześniej rozmawiał z Hagridem więc jest zrozumiałe że kręcił się gdzieś w pobliżu martwego jednorożca. Gdyby zamiast niego w lesie pojawił się np. minister magii i to on uratował Pottera, to byloby to juz mocno naciągane.

Niestety mamy zupełnie inne odczucia co do ostatniej części, mi się bardzo podobała, podskórnie czułem że bohaterom cały czas coś grozi i tym razem żaden stary potężny czarodziej już ich nie obroni. Nie podoba mi się tylko niezwykle przesłodzona końcówka. Na szczęście wersja filmowa nieco naprawiła ten błąd. Natomiast zgadzam się w kwestii indywidualnego toku nauki. Widać jednak że edukacja czarodziejów nie przewidywała takiej możliwości podobnie jak letniej sesji poprawkowej. Z drugiej strony w trzeciej części Hermiona była tak zawalona nauką że może jednak lepiej było dla niej uczyć się w tym samym tempie co reszta.