jak nałogowy, niepoprawny, narwany fan, wielbiciel, ubóstwiacz "Władcy pierścieni" i Profesora poszłam na Harryego Pottera. Tak po prostu Trochę z ciekawości, trochę żeby w ferie coś sobie obejrzec i dla Alana Rickmana, który w czerni wygląda fascynująco.
Aha, zapomniałam napisac, że nie czytałam żadnej z części Harryego, nawet nie mam. I nie zamierzam (przynajmniej narazie). Mialam taką ochotę przed obejrzeniem filmu (tez z ciekawości), ale po filmie odmyśliłam sie. Wolę kolejny raz przeczytac LotR.
Nie żeby to było złe, ale mnie nie wciągnęło. Oczywiście filmowi nie można odmówić pewnej wizualnej ciekawej wizji. Ładna jest scenografia, kostiumy, jednym słowej jest na co popatrzeć.
Ale sam film (nie wiem jak książka) wydał mi sie trochę dziecinny, tak jakbym oglądała kolejny film dla dzieciaków (młodszej młodzieży). Już nawet Kevin sam w domu bardziej mi sie podobał (chociaż oglądałam kilka razy, nadal śmieszy mnie w niektórych momentach). To, co niby miało byc smieszne, śmieszyło mnie w małym stopniu. Akcja rozwija się jakoś tak dziwnie, dopiero w połowie (albo i dalej) przypomniało mi się, że to jest "harry potter i KAMIEŃ FILOZOFICZNY". Bo jakoś wczesniej nie było o tym wspomniane. Akcja i zachowanie bohaterów też było takie jakby 'pod młodszą widownię", z tymi wszystkim "WOW!" rozlegającymi się z ekranu co chwilę (może się czepiam, ale to mnie akurat denerwowało).
Oprócz Rickmana podobał mi sie ten mały grający Rona, był bardzo sympatyczny. Harry jakos mi się nie spodobał, Daniel R. momentami był trochę sztuczny. Ta dziewczyna z kolei była denerwująca w niektórych momentach, więc Ron na ich tle był fajny. Aha, i Richard Harris - Marek Aureliusz też mi się podobał.
Na następną część moze pójdę (znów z ciekawości), ale nie sądzę, żebym do tego czasu przeczytała książki(ę).