Henry - Portret seryjnego mordercy

Henry: Portrait of a Serial Killer
1986
6,4 3,6 tys. ocen
6,4 10 1 3648
7,4 11 krytyków
Henry - Portret seryjnego mordercy
powrót do forum filmu Henry - Portret seryjnego mordercy

"Henry..." jest bez wątpienia b-klasowym kinem. Już nieprawdopodobieństwo scenariusza to podkreśla. A jednak przez lata dorobił się statusu legendarnego. Wszystko przez ciężki, nihilistyczny klimat jaki oferuje. Być może bzdury, tandetne sceny gore oraz średnio wiarygodni bohaterowie będą irytować pewną część widzów, ale nie da się zaprzeczyć: to mocna rzecz.

Zabijanie stanowi tu pewnego rodzaju hobby. Jest rozrywką, pomagającą zapomnieć o problemach codzienności. Zmaltretowani psychicznie bohaterowie po pierwszym morderstwie są zszokowani, lecz gdy już dochodzą do siebie, stwierdzają iż zrobili dobrze. Po czasie wręcz potrzebują wyjść wieczorem z domu i ukatrupić jednego człowieka, ot tak.

Zepsuta kraina jaką odkrywa przed nami McNaughton nie jest wcale nierealna jak może się wydawać. Główny bohater wie bowiem jak zacierać ślady oraz ukrywać się przed zasadzkami. Nie ulega żądzy mordu gdy przeczuwa wpadkę. Nie chwali się też swoimi ofiarami, bo jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, zabija dla siebie, a nie opinii publicznej. To jest rodzaj lifestylu. Można traktować to jako sport popularny w gęsto zaludnionych miastach pełnych wszelakich szumowin, których nikt nie będzie szukał.

Michael Rooker spisuje się świetnie jako "Henry", zaskakując swoją wrażliwością. To chłodny, spokojny typ. Wie czego chce, ale nim także targają różne fobie (strach przed bliskością). Zdecydowanie spisuje się lepiej niż reszta obsady.

Co do pozostałych zalet warto nadmienić pomysły na sceny: sekwencja przejażdżki otwierająca film oraz mord na rodzinie udokumentowany kradzioną kamerą. Duży plus stanowi także muzyka, pasująca do gęstej atmosfery horroru jaką roztacza wokół siebie to dzieło.

Warto zobaczyć, choć to zdecydowanie seans dla ludzi o mocnych nerwach...