Jest w filmie taka scena w knajpie: facet chyba zamówił dwie wódki ale jego rozmówca wyszedł. Przestawia więc dwie szklanki na stolik sąsiadów, mówi "zdróweczko" i kładzie chyba banknot na swoim stoliku. Jeden z sąsiadów wypija jedną wódkę a drugi zwija banknot ze stolika pierwszego faceta i obaj wychodzą.
O co tu chodzi? Czy ci przy drugim stoliku to jacyś standardowi złodzieje/szabrownicy?
Dzięki, kolego. Ja najwyraźniej pogubiłem się w tym filmie i nie odróżniam akcji od wstawek obyczajowych.
To byli ubecy. Którzy bez wyjątku byli chamami chlejącymi wódę, za którą nie płacili. A jak już ktoś im tę wódę zasponsorował rzucając banknot na stół, to jeszcze go ukradli. Taki prosty przekaz propagandowy, a ty nie załapałeś? ;)
Ciekawe jakim cudem te zapijaczone półgłówki wreszcie wyłapały naszych cnotliwych rycerzy?
No dobrze, ale przestawił dwie wódki a UB-ecy wipili tylko jedną. Dlaczego? Dzień trzeźwości w pracy? Albo zamiast zostawić napiwek dla kelnera zostawili mu napitek?
Nadal nie czaję tego ani obyczajowo, ani politycznie.
Szczerze to nie potrafię ci odpowiedzieć. Nie śledziłem dramatycznych losów butelek z wódką. Raczej mnie one nie zajmują, chyba że to moja wódka... ;)
O ile pamiętam, to im to chlanie przerwano, więc po prostu może nie zdążyli. Albo scenograf dał ciała i nie ukrył flaszki przed następnym ujęciem... ;)
Oczywiście we flaszkach nie było wódki, bo wtedy na bank zniknęłyby obie, znając naszą branżę filmową... ;)
W każdym razie kasę ukradli. Przekaz jest jasny: "Wszystkie ubeki to chamy, chlejusy i złodzieje". I dość często pewnie tak bywało... ;)