O ile intryga nie musi przekonywać, to główny bohater jest bez wątpienia olbrzymią zaletą. Shintarô Katsu jako Izo, wykreował niesamowicie oryginalną postać, która jest niepodobna do żadnej innej z filmów Gosha. Świetny samuraj, a zarazem osobnik zupełnie nie radzący sobie z własnymi popędami. Alkoholik, raptus, brutal... Trudno darzyć go sympatią. Jednak na tle swoich skorumpowanych podwładnych jest osobowością której warto kibicować.
Z minuty na minutę historia robi się ciekawsza, a Izo zyskuje w naszych oczach. Do tego stopnia, że oglądając zakończenie zapomnimy o jego czynach z początku filmu. Zanim jednak dotrzemy do finału, będziemy mieli okazję zobaczyć sporo świetnie wykonanych scen. Z tego wszystkiego wyrzuciłbym jedynie niektóre wstawki humorystyczne. Reszta robi pozytywne wrażenie.
Warto. Ciekawy jestem jak do tej opowieści podszedł Miike 35 lat później.