Ode mnie 3 gwiazdy, czyli cienko, ale są zalety. Film ratuje Daredevil, naprawdę fajnie zrobiony, fajnie zagrany i w ogóle fajny. Seksowne czarne rajstopy kostiumu najlepiej błyszczą się na udach i jeśli bym był homo to dałbym za to dodatkową gwiazdę. Tak to liczy się dobra rola i to, że fajnie walczy i ma fajne gadzety (biała lasko-pałka rządzi), oraz ma spoko sposób bycia. Naprawdę, zdominował film.

Hulk pracuje na tyłach, robi groźne wrr i grr, w czasie gdy pomalowany na zielono Ferrigino napina mięśnie i szczerzy zęby, robiąc z siebie przypałowca. Ale jest na tyle śmieszny, że przyciąga wzrok i nie przynudza. Czas jakoś leci.

John Rhys-Davis to główny zły. Chce kraść diamenty, częstować nimi kolego-biznesmeno-przestępców i zabić Daredevila. Aktor bardzo dobry. Przy okazji przypomniał mi, że strasznie dużo grał w gniotach. Lubię takich aktorów. Jak Christopher Lee - nikomu nie odmawia. Szacun

Dodatkowy plus dla fajnej Nancy Everhard. Kojarzę panią, ale pewnie jako jedyny więc nie będę o niej pisał.

Mamy jeszcze przez chwilę Stana Lee jako członka ławy przysiegłych. Robi przerażone miny kiedy Hulk wyrywa ławki sądowe i rzuca nimi w pracowników sądu.

"Hulk przed sądem" to zły tytuł bo go to przed sądem właściwie nie ma. Powinno być "Daredevil i Hulk atakują", albo "Przymierze Hulka i Daredevila", albo "Rozłoszczony, ślepy i przestępca". Ale film można zobaczyć. Dla kontrastu dla tych wszystkich holyłudzkich produkcji z budżetem.