Powazna, skomplikowana fabula na koniec wpada w banal. Ida lezy nago zrelaksowana przy facecie, a pare scen wczesniej podczas rozmowy jako zakonnica boi sie nawet spojrzec mu w oczy. Scena picia wodki z gwinta tylko mnie rozbawila. Nagle tez umiera Wanda, nie wiadomo dlaczego.
Film bardzo powoli, precyzyjnie opowiada historie i nagle na samym koncu wszystko sie rozjezdza.
Ogolnie film jest dobry.
Na początku mnie też zaskoczyło i chyba rozczarowało to zakończenie, ale teraz uważam, że było idealne.
Ja to widzę tak: Wanda większość życia spędziła próbując wyprzeć przeszłość - zapomnieć o zamordowanym synku i rodzicach. Rzucała się w wir pracy, w której była bezwględna i okrutna, ale jej kariera się skończyła, a życie wiodła puste - alkohol, przelotni kochankowie, imprezy - wszystko, żeby tylko nie dopuścić do siebie demonów przeszłości. No i pojawia się Ida - niewinna i pusta jak biała kartka, a Wanda powoli łamie swój opór, zaczyna się otwierać, zdaje sobie sprawę, co straciła. Daje jeszcze Idzie rady, że powinna spróbować życia przed złożeniem ślubów, bo jeśli życia nie pozna, to co to za poświęcenie (prawda!), ale z drugiej strony, to co sama ma do zaoferowania, to nie jest prawdziwe życie. I wg. mnie ona sobie z tego na końcu zdaje sprawę i dlatego rzuca się z okna. Jej życie skończyło się kiedy zabili jej syna, którego tak na prawdę nigdy nie poznała.Całe jej życie potem, nie miało już sensu. Z kolei Ida nie ma żadnych wzorców poza nią - próbuje w ciągu kilku dni spróbować wszystkiego, ale przecież to jasne, że nie będzie się jej podobało: ani upicie się wódką pierwszy raz do nieprzytomności to żadna przyjemność, papierosy tylko palą w gardło i śmierdzą, a i rozdziewiczenie przez w sumie przypadkowego faceta to nie było zapewne cudowne przeżycie. Nie można w tak ekspresowym tempie wszystkiego spróbować i docenić, a na pewno już nie w ten sposób. Dlatego dla mnie ona nie jest tam zrelaksowana, a raczej zrezygnowana - nie widzi sensu, żeby iść w tę stronę i w zasadzie czego by ten chłopak jej nie powiedział, zawsze będzie źle - szczególnie że są przeciwieństwami - laska wychowana w klasztorze i lekkoduch, artysta, jazzman, on żyje z dnia na dzień, a tu nagle dziewczyna każe mu zaplanować resztę życia i nadać mu treści i głębi. To się nie może udać. Poza tym Ida ma prawo być przytłoczona rzeczywistością - przez kilka dni przetoczył się przez nią walec, który zupełnie przedefiniował jej życie. Więc Ida odchodzi, ale nie widzimy, czy wraca do klasztoru - moja pierwsza myśl była, że tak, ale to już nie jest ta sama dziewczyna co tydzień wcześniej. Świat z banalnie prostego i czystego nagle stał sie skomplikowany i brudny. Czy ucieknie przed nim za mury klasztoru? W końcu zdała sobie sprawę, że to co jest za murami, to absurd i jakaś utopia (tak zrozumiałem ten jej wybuch śmiechu podczas kolacji).
To kilka moich luźnych myśli po tym filmie :) Dla mnie film się nie rozjeżdża, tylko przestaje nam dawać proste odpowiedzi - nie wiadomo, co się dzieje w głowie Idy, ja nie mam pojęcia, co by się działo w mojej, gdybym się znalazł w podobnej sytuacji.
Ja mam trochę inne zdanie Ida wraca do klasztoru bo nie chce podjąć ryzyka.
Zostanie to niewiadoma, ona nie zna życia poza klasztorem bo całe życie tam mieszkała, owszem "zaszalała" po śmierci Wandy, skosztowała tego z czego rezygnuje, ale wraca do znanego sobie świata.
Ten świat ma swoje wady i problemy ale jest przewidywalny i na swój sposób bezpieczny. Gdyby odeszła to jak mówi odpowiada jej saksofonista na pytanie: co będzie dalej ? - kłopoty.
Ida nie podejmuje ryzyka i wraca .
Dokładnie tak pomyślałem zaraz po obejrzeniu i dopiero po kilku dniach zacząłem kombinować inaczej. To jest właśnie fajne w otwartych zakończeniach - każdy może sobie coś innego dopowiedzieć :) Tu chyba nie ma złych interpretacji.
Dla mnie po prostu ta cala historia traci na wiarygodnosci w koncowej fazie filmu, kiedy Ida wali wode z gwinta (bez skrzywienia), a potem zrelaksowana tanczy z facetem i finalnie uprawia z nim seks. No sorry, ale to jest fantastyka. Po tym w jaki sposob rezyser ja przez caly film prezentuje, to co robi na koncu jest absurdalne. Jesli jednak taka ma byc fabula to winny on jest widzowi pokazac te przemiane i to co w niej zaszlo. Wg mnie tego nie ma. Rezyser/scenarzysta nie potraktowal tu widza powaznie.
Scena smierci Wandy jest dla mnie komiczna.
Ostatnie 15 minut zupelnie nie pasuje do reszty filmu pod wzgledem narracji, konwencji i logiki.
To co opisujesz jest bardzo ciekawe i zyczylbym sobie gdyby bylo to zawarte w filmie, ale wg mnie to jest niestety nadinterpretacja.
fakt scena picia wódki tak " zgrzytała" że aż zęby bolały (ale tę subtelność zauważy tylko polak ;) ) , wszystko inne miało większą lub mniejszą dozę prawdopodobieństwa
"i nagle na samym koncu wszystko sie rozjezdza."
Koniec podobnie jak i większa część scenariusza jest otwarta, z "dziurami". Widza sam musi sobie dopowiedzieć, co się wydarzyło, co się wydarzy, jakie były motywacje postaci itp.
Można więc uznać, że Ida idzie do klasztoru "schować się" przed światem. Można uznać, że idzie tam, bo widzi, że "świat" wokół jest tak popieprzony, że najlepsze wyjście to modlić się za niego. I można też uznać, że wcale nie wraca do klasztoru, ale na przykład idzie ostatecznie pożegnać się z matką-przelożoną i innymi siostrami.
Żadna z tych interpretacji nie jest wykluczona.