Owszem. Fajne zdjęcia i ujęcia, a film zrealizowany jest w ciekawy sposób. Ale fabuła jest idiotyczna. A raczej prosta i przewidywalna.
Ania jest zakonnicą w klasztorze. Jeszcze nie przeszła ślubów. Nagle dowiaduje się, że nie jest sierotą, tylko żyje jej ciotka. Jedzie do niej przed samymi ślubami, aby dowiedzieć o swojej przeszłości. Tam dowiaduje się, że jest… żydówką i ma na imię Ida. Potem z fajnie grającą Kuleszą, która ratuje ten film, chcą znaleźć i dowiedzieć się, co stało się z jej siostrą, a mamą Idy. No i szukają. Jeżdżą ciągle samochodem… Dowiadują się, że nie wiadomo gdzie Ci jej rodzice są, ale ponoć pocięto siekierą jej syna. Kuleszy, która zostawiła go pod opieką matki Idy. Wiesz… żydzi. Nie chciano im pomóc, to siekiera. Poznają tam jakiegoś saksofonistę. Młode ciasteczko. Zatrzymały się gdzieś w hotelu. Potem Ida wraca do klasztoru, gdy dowiaduje się wszystkiego o swojej rodzinie. Nie była wstanie przyjąć ślubów. Wraca, bo Kulesza wyskoczyła z okna. Najlepsza scena w filmie. Ida w jej mieszkaniu ubiera się w jej suknię. Naszyjnik. Zdejmuję kaptur, który ukrywała pod czapką zakonnicy. Bierze papierosa, butelkę wódki. Upija się. Idzie do saksofonisty, uprawiają dwukrotnie miłość. Po czym zostawia go śpiącego w łóżku, znowu ubiera habit i idzie.. jakąś drogą z walizką. KONIEC.
Postać Idy… Ta aktorka… Nie wiem czy tak miało być, ale ma jedną twarz jak Jon Snow w „Grze o Tron”. Jedną minę. Postać ta, tylko przeszkadza. Saksofonista jest debilnym wątkiem. O postaci Kuleszy można powiedzieć najwięcej. Jest żydówką, która uciekła przed śmiercią, a potem sama ją zadawała jako prokurator. Pije, pali, zakopuje zwłoki swojego syna na cmentarzu itd. Serio. To jest ciekawa postać. Ma swój profil charakterologiczny, a Ida? I inni? Szkoda komentarza. Nie polecam filmu, nie wniósł nic. Ale niech dostanie tego Oscara.