1) Nie słychać co mówią aktorzy. Gdy podkręci się głośność następuje wybuch muzyki rozrywający widzowi uszy.
2) Tragiczna praca kamery. Obrazy sprawiają wrażenie uciętych w połowie.
3) 97% filmu to cisza. 2% to mamrotanie aktorów. 1% to muzyczne eksplozje.
4) Fabularna nuda. W szczegóły nie wnikam, ale takie Pokłosie poruszające podobny problem jest filmem 100x lepszym.
Pawlikowskiego znam z filmu dokumentalnego o potomku Dostojewskiego - rewelacja. Nie spodziewałem się, że po latach wyprodukuje takie łajno.
1) Fakt. Od zawsze polskie filmy mają spaprany dźwięk;
2) ciekawa ocena, bo właśnie m.in. za niebanalne kadrowanie ten film dostawał nagrody!;
3) akurat "Pokłosie" to tanie efekciarstwo - Pasikowski to potrafi (tak jak kiedyś Brycht w prozie). Najwyraźniej dajesz się na to nabierać. Podejrzewam młody wiek; niemniej jesteś na dobrej drodze, bo w twoich wysoko ocenianych filmach tragicznych chał raczej nie ma (no, może "Gladiator").
Polecam współczesnych "wielkich", jak von Trier czy Jarmush, a i trochę starszych też by się przydało (np. Fellini, Antonioni, Bunuel, Lelouch, francuska i angielska "nowe fale", Has i Wajda, itd.)