Bardzo trudno opisać fabułę "Ido" Keji Fujiwary (reżyserki gore horroru "Organ" z 1996 roku), gdyż takowa po prostu nie istnieje. W "Ido" nie ma logiki wydarzeń, charakterystyki postaci, linearnej fabuły... ten film to celuloidowy obłęd pełen gore, perwersyjnej seksualności, dewiacji i śluzu. Mamy tutaj np. olbrzyma z racicami świni, mężczyznę udającego małego chłopca, transwestytę przebranego za japońską uczennicę, odrywanie twarzy, vaginę dentatę w brzuchu kobiety i sporo innych krwawych dziwactw. A wszystko by odnaleźć buddyjskie zbawienie, oczyszczenie. Czyściec, obietnica światła skąpana we krwi i wymiocinach. Buddyzm + freudowski antropologiczny pesymizm. Ludzie uzależnieni od swych fizjologicznych popędów, nękani przez przeszłe traumy.
Wielu fanów japońskiego kina & gore ekstremy nawet tego filmu nie dokończy ze względu na brak linearnej fabuły... nawet w porównaniu do "Organ" (1996), gdzie jakaś szczątkowa fabuła była. Amatorskie aktorstwo, brzydota wylewająca się z kadrów, make-up takie sobie, natomiast efekty gore są całkiem przyzwoite. Interakcje ze świniami, jedzenie świniny, religijna symbolika, trochę slapistickowego humoru i dużo ohydy. Oglądajcie na własne ryzyko.