Film ogląda się świetnie i można się nieźle wkręcić natomiast nie przynosi żadnych odpowiedzi i ostatecznie wychodzi że ostatnie 110m było stracone. Nie wyjaśniono sztuczek (czy też magii) Nortona, zwłoki przyszłej księżnej Austrii przepadły (wystarczyłoby dodać jedną scenę gdzie upodobniają kogoś do niej, można by to zrobić już pod sam koniec) i jakoś nikt się tym nie przejmuje. Z tego filmu nic nie wynika
No właśnie pamiętam, że film był mi wielokrotnie polecany jako arcydzieło, ale oglądanie nie dało mi grama satysfakcji. Lekko mnie zmęczył i nie dowiedziałąm się najważniejszych (chyba) dla fabuły zagadek, poza tym "plot twist" był do pewnego stopnia przewidywalny jeśli weźmie się pod uwagę, że sam fach Iluzjonisty opiera się na umiejętnym dekoncentrowaniu widowni. Nie jest to fatalny film, tylko zupełnie nie satysfakcjonujący.
Właśnie to w tym filmie jest najlepsze, że nie okradziono magii z samej magii. Po co wiedzieć, jak powstały te wszystkie sztuczki? Ważniejsze jest to, jakie wrażenie w tamtych czasach musiała robić sztuka tego rodzaju i jak trudne było całe przedsięwzięcie bez dzisiejszych gadżetów. Ten film to pochwała dla prawdziwych, silnych uczuć, ale i dla inteligencji oraz sprytu bohaterów.
Wydaje mi się, że po prostu skupiacie się nie na tym, co jest sednem tego filmu. Obejrzyjcie jeszcze raz, ale z myślą, że nie jest to instruktaż dla przyszłego magika, a wspaniała opowieść o czasach, które już nie wrócą i o prawdziwej miłości, dla której zrobi się wszystko, co tylko możliwe.
A jak potrzeba wyjaśnienia sztuczek okaże się zbyt silna, polecam "Prestiż".
"Wydaje mi się, że po prostu skupiacie się nie na tym, co jest sednem tego filmu." bo fabuła była, jak pisałam, do pewnego stopnia przewidywalna ("prawdziwa miłość") i na łamigłówkach pozostało mi zawiesić swoją uwagę. Skoro mamy chwalić spryt bohaterów to niech to będzie właściwy spryt, a nie luka filmowa, która każe uwierzyć sobie na słowo.
Ale czy nie o to chodzi w tego typu filmach, żeby "prawdziwa miłość" po raz kolejny zwyciężyła? To musi być w jakimś stopniu przewidywalne - taką przecież historię chcemy obejrzeć.
A co do luki filmowej, nie zgodzę się, że wszystko musi być dopowiedziane. Pewne tajemnice (jak chociażby zakończenie "Incepcji" albo, jak w tym przypadku, magiczne sztuczki) sprawiają, że filmy stają się intelektualną rozrywką - widz też może "pobawić się" w zgadywanie albo dyskutować nad alternatywnymi rozwiązaniami.
A tak z drugiej strony: gdyby wszystko nam powiedziano i wyjaśniono, czy byłby to jeszcze tak dobry film, czy zrobiłby się z tego gniot pozbawiony atmosfery tajemniczości? Czasami lepiej uwierzyć na słowo, niż na siłę dowiadywać się prawdy, która może rozczarować.
Wiesz... Jakoś nie zamierzam dyskutować nad tym jak zostały wykonane jakieś sztuczki. Historie przewidywalne są i będą zawsze, ale zadaniem reżysera jest tak przeciągnąć rozwiązanie na sam koniec.
Fabuła może nie była jakoś specjalnie zaskakująca i niestety można było się domyśleć sposobu "wielkiej iluzji". Nie lubię porównań filmowych, ale w Siedem ten zabieg też średnio im wyszedł, skąd obniżona ocena z 8 na 7. W Prestiżu tajemnica została dobrze ukryta i pokazana na końcu, co od razu podniosło poziom filmu oraz ukazało umiejętności reżysera.
Bardzo spodobały mi się małe smaczki typu podnoszenie ręki z piłeczką i chciałbym zobaczyć więcej.
A co do prawdy, o której napisałeś, to w filmach jest przedstawiana tylko, gdy drastycznie nie obniży poziomu całokształtu, co może skutkować na ocenie końcowej.
zwłoki nie miały jak przepaść, bo nie było zwłok. ona wypiła jakiś płyn, żeby wyglądać na umarłą. pewnie coś w stylu jak szekspirowska Julia, żeby zapaść w letarg.
już trochę czasu minęło od kiedy to oglądałem, ale o ile pamiętam, to ciało zabrano już z miejsca zdarzenia. Natomiast ona była księżniczką w związku z czym przydałaby się jakaś ceremonia pogrzebowa, bez ciała to chyba nie takie łatwe
Na końcu filmu pokazano tylko przebłyski z "pobudki" śpiącej księżniczki, teoretycznie możliwe by było podmienienie zwłok/złożenie fałszywie martwej księżniczki w rodzinnej krypcie.
Scena z pogrzebem zapewne by nie zawadziła, ale nie widzę sensu w drążeniu tego wątku. Fabularnie nie ma to znaczenia i bardziej skupiłbym się na nawróceniu nadinspektora, które to wydawało mi się bardziej naciągane.
Mi także film nie przyniósł satysfakcji. W ogólnie nawet nie powinienem o niej pisać. Nie rozumiem dlaczego film ma tak wysoką ocenę, ale skoro tyle osób go pochwala, coś musi mieć i jestem w mniejszości, która tego elementu nie kupiła. Po seansie byłem zobojętniały, a może nawet lekko zniesmaczony, czy też zażenowany, ponieważ spodziewałem się obejrzeć dobrą produkcję. Przyznaję, że podszedłem do tego filmu dość sceptycznie. Całkiem długo (choć nie raz, bywało dłużej) odkładałem seans, bo po prostu nie miałem ochoty na ten tytuł. Nie podobał mi się też filtr jaki w niektórych momentach nasilał się na ekranie - brązowy, rozmazany - wpajał mnie w staromodny, staroświecki klimat. Nie, nie udzieliła mi się atmosfera filmu.
...ale przecież taka była rola tego 'filtru' :) Po prostu kwestia tego, czy to komuś odpowiada, czy też nie.