Oryginału nie widziałem, więc obejdzie się bez porównań. Natomiast widziałem co Scorsese zrobił przed laty z remakiem "Przylądku strachu", w związku z czym wierzę bezgranicznie, że znów udała mu się sztuka stworzenia remake'u lepszego niż oryginał. I moim zdaniem mamy wreszcie pierwszego mocnego kandydata do Oscarów. Nominacje dla Nicholsona i DiCaprio są jak w banku. I może wreszcie Scorsese dostanie tę statuetkę... Chociaż wcale to nie jest takie pewne, jednak z drugiej strony jeśli stanie się inaczej spokojnie będzie można go nazywać największym pechowcem swiata :P
Po świetnych recenzjach spodziewałem się dobrego film, ale twórcom i tak udało się mnie zaskoczyć :) Najbardziej zadziwił mnie tutaj DiCapio, po raz pierwszy patrząc na niego nie miałem absolutnie żadnych zastrzeżeń. Czyżby przypomniał sobie, że jest aktorem? Bo szczerze mówiąc taka rola (co prawda nominowana do Oscara) w bądź co bądź niezłym "Aviatorze" mnie nie pzekonała, bo po prostu wciąż widziałen echo tego chłopca z "Titanica", tu tego już wcale nie ma. Oczywiście świetny jest też Nicholson, można jego rolę porównać do tego co zobiła Streep w "Diabeł ubiera się u Prady"... Widz tylko czeka na kolejne sceny z jego udziałem, aż dziw bierze, że taki stary facet wciąż potrafi bawić się swoją rolą: wygłupiać się, wygłaszać zabawne kwestie, ale także być poważnym... To zdecydowanie jedna z najlepszych kreacji roku, ale chyba nikt w to nie watpił... Zresztą role dugoplanowe też mi się podobały, świetny Baldwin (jak zwykle) i (o dziwo) Mak Wahlberg, po którym takiej fajnej postaci się nie spodziewałem
Muzyka jest świetna i nietypowa, ale o dziwo wpisuje się w klimat, zdjęcia też są ok, ale świetną robotę zrobił dla mnie scenarzysta! William Monahan to dla mnie wątpliwej jakości artysta, a tu taka niespodzianka :) Dialogi są ostre, obsceniczne, wulgarne, ale zabawne. Akcja szybka, wciągająca - zakończenie pełne zwrotów akcji.
Film jest jeszcze brutalniejszy i (teraz zaryzykuję jak inni) lepszy niż "Chłopcy z ferajny" :) Do kina raz dwa!
Też nie widziałem oryginału ale z tego co czytam w recenzjach to raczej oryginał lepszy, niewiele, ale lepszy.
Zgadzam się jednak w stu procentach, że Scorsese odzyskał formę. Po "tylko" dobrych "Ciemnej stronie miasta" i "Gangach Nowego Jorku" oraz wystawnym ale słabiutkim "Aviatorze" potwierdził swój niebywały talent. Perfekcyjnie prowadzona narracja i aktorzy, film dynamiczny i emocjonalny, trzyma w napięciu i zaskakuje. Tego oczekiwałem i się nie zawiodłem.
Ale do Nicholsona mam pewne zastrzeżenia. Mianowicie jego gra jest w dużym stopniu manieryczna. Wiem, że w tym wieku raczej ciężko widza zaskoczyć (ale udało mu się to w "Schmidt"!!). Na przykład kiedy naśladuje szczura to przywodzi na myśl jak w "Locie..." naśladował świra. Roli, które budował na demonicznym uśmiechu i aurze, która go otaczała też było sporo - "Lśnienie", "Wilk", "Batman" choćby. Więc mnie Jack tym razem nie zaskoczył, co nie znaczy, że zawiódł. Miło jest patrzeć na faceta po siedemdziesiątce mającego tyle energii i pasji. Więc rola bardzo dobra, tylko bez zaskoczenia.
DiCaprio za to zaskakuje. Potwierdza, że jest utalentowanym aktorem i gdyby tylko częściej grał role jak tu, tzn. postaci z "krwi i kości" byłby wielki. Najlepiej wypada w scenach dynamicznych, gdzie jego bohater jest na skraju załamania. Nominacja do Oscara pewna a na samego Oscara duże szanse.
Damon natomiast gra jak zazwyczaj dobrą rolę. Jednak pozostaje w cieniu Jacka i Leo. Vera Farmiga za to fajnie wypadła też;)
Podsumowując zdecydowanie polecam!! Scorsese wraca do tematów w których czuje i sprawdza się najlepiej. Pewnie prowadzona narracja, sporo zaskoczeń, "Infiltracja" nawet na chwilę nie zwalnia tempa a to wszystko przy niesamowitej muzyce m.in. Stonesów i Floydów. Pozdrawiam!!
tylko napisze ze cenie wszystkie twoje commenty Albertino jak i ten wyzej, pozdrawiam. ale czy lepszy od GOODFELLAS chyba nie ale trzyma równie wysoki poziom, podobnie jak KASYNO . pozdrawiam
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko się z wami zgodzić. Jest to chyba dotychczas najlepszy film 2006 roku jaki było mi dane obejrzeć i jedno z lepszych dzieł w dorobku Scorsese a miał ich wiele choćby Kasyno czy Chłopcy z Ferajny. Wszyscy aktorzy stanęli na wysokości zadania. Bardzo zaskoczył mnie Wahlberg którego osobiście nie cenie a tu zagrał przekonywująco i nie powiem że pokazał charakter. Damon zagrał jak zwykle na swoim poziomie - nic do zarzucenia. Baldwin również pokazał klasę - uwielbiam go w takich rolach. Najlepsze oczywiście na koniec czyli Nicholson i DiCaprio. Chyba najlepsi obecnie aktorzy starego i nowego pokolenia w Hollywood. Nicholson zagrał jak zawsze na najwyższym poziomie. Wszelkie jego gestykulacje, słowa, zachowania - miód dla moich oczu i uszu.
DiCaprio udowadnia natomiast, że nie bez powodu nazywany jest nowym De Niro Scorsese. Martinowi do gustu przypadł kunszt i ciągły rozwój aktorski Leonarda toteż wypróbowuje go wciąż w to nowszych swoich produkcjach. Myślę ,że połączył ich wspólny pech co do niezasłużenie nie zdobytych Oscarów w karierach obu panów. Może po Infiltracji połączy ich już tylko szczęście ze zdobytych statuetek - pożyjemy, zobaczymy.
Filmowi od strony technicznej również nie mam nic do zarzucenia, wprost przeciwnie - znakomite zdjęcia i muzyka Howarda Shore oraz wszystkie utwory przewijające się w filmie dobrze komponują się z obrazem tworząc nierozrywalną całość. Co do tych nieszczęsnych Oscarów myślę ,że nominacje będę ale Oscary nie wiem. Jedynym plusem Infiltracji jest jak na razie brak konkurentów. Nie wiem jakie filmy będą konkurować w tym roku o miano najlepszych. Nowy film Clinta Eastwooda zbiera średnie recenzje krytyków i żniwa w amerykańskich kinach - 20mln$ przy 90mln budżecie.
Co do wspomnianego powyżej porównania do Chłopców z Ferajny uważam ,że Infiltracja jest równie dobra jak Chłopcy tyle ,że posiada jeden plus więcej. Nowy film Martina jest świeższy i sądzę, że i ciekawszy. Nie posiada większych dłużyzn, cały czas coś się dzieje - 2.5 godziny wcięło mi jak jeden odcinek Rodziny Soprano.
Film Scorsese się wyjątkowo udał. Nic tylko iść do kina i delektować się tym dziełem. Gorąco polecam.
Nicholson - zgadzam sie. Di Caprio - niekoniecznie. Irytujacy sposob wyrazania gniewu. Mina jakby mial zaraz narobic w gacie albo sie rozplakac, a nie kogos zabic.
Jeśli Scorsese otrzyma Oscara, to raczej nie za "Infiltrację", która jest dobrym kinem rozrywkowym i w sumie niewiele ponad to. Jeśli już jakimś cudem szacowna, a ostatnio raczej wyszydzana przez wielu Akademia zdecyduje się nagrodzić Martina, to głównie za takie dokonania jak "Ulice nędzy", "Taksówkarz", "Wściekły byk" czy "Chłopcy z ferajny". Nie oszukujmy się, tamte dzieła były co najmniej o pół klasy (jeśli nie jedną lub półtora) lepsze od "Departed".
Jeśli jakieś nominacje ten obraz do Oscara otrzyma, to co najwyżej za rolę Di Caprio i zdjęcia. Ale chyba za wcześnie o tym mówić, bo wielu potencjalnych kandydatów do nominacji poznamy dopiero za jakiś dłuższy czas.
Zgadzam się z moim przedmówcą "Infiltracja" jest flmem poprawnym, ale nie dorównuje jego poprzednim dziełom jak "Taksówkarz" czy "Wściekły byk", ponieważ nie ma żadnej głębi, jest zwyczajnym filmem sensacyjnym. Jak dla mne Scorsese za płytko nakreślił swoich bohaterów, a bajerancko-wulgarne gadki może i śmieszą ale zazwyczaj większość z nich była po prostu zbędna. A przede wszystkim brakowało mi w filmie sceny, która wstrząsnęłaby mną, sprwiałaby że przejąłbym się opowiadaną historią. Nie wiem, może przez to, że za nadto nie chciał odbiegać od orginału. Jeżeli chodzi o pierwowzór "Internal Affairs" to chociaż że za bardzo mnie się nie podobał to i tak uważam, że był lepszy od remake'u Scorsese.
Oczywiście nie jest to aż tak ambitne dzieło jak "Taksówkarz", choć trzeba Martinowi przyznać, że bardzo ładnie postąpił ze swoimi postaciami i nie zrobił z nich jednowarstwowych kukiełek, To historia, która ma ręce i nogi, pełna ironii, humoru. I nie udawajmy tutaj, że tylko liczy się to co ambitne i mądre. Cenię zarówno kino komecyjne, jak i tak zwane "dzieła sztuki filmowej", choć szczerze mówiąc częściej i z większą chęcią oglądam te pierwsze... W związku z tym nie rozumiem oburzenia w związku z nazywaniem "infiltracji" jednym z najlepszych dokonań reżysera. A niby w czym jest to film gorszy od nich? Owszem, głębi "Taksówkarza" nie posiada, ale jest dojrzalszy o doświadczenia Scorsese. Jest to film szybszy, perfekcyjniej dopracowany... Przecież przykładowo filmy Hitchcocka rzadko miały coś do przekazania, a jednak są w czołówce dokonań filmowych. Liczy się ta iskra, którą film Scorsese bez wątpienia posiada. Zresztą sztuką jest zrobić film na pozór komercyjny, a diabelnie wyróżniający się od tej całej papki, którą na codzień zjadamy.
Inną sprawą jest temat Oscara, którego Scorsese tak za wszelką cene chce dostać. Reżysera nie nagrodzono za "Gangi...", nie nagrodzono za "Aviatora"... I dobrze, bo nie były to filmy wielkie. "infiltracja" też taka nie jest, więc rzeczą rozsądną byłoby jej nie nagradzać. Z drugiej jednak strony Akademia może uznać, że jeszcze jednej okazji nie będzie... Zresztą dużo gorsze filmy nagradzano, a przecież "Infiltracja" wyreżyserowana jest świetnie... Ja tam Marty'emu kibicuje jak nigdy wcześniej, chyba, że na horyzoncie pojawi się ktoś inny, a prawdopodobieństwo na to jest spore. A spójrzcie też na to z innej strony - czy mógłby ktoś lepiej opowiedzieć tę historię niż Scorsese?
PS - Patrząc na to obiektywnie uważam, że nominacji może być sporo. Moje typy to: Film (choć niekoniecznie), Reżyseria, Scenariusz (choć nie wiem ile pozostało z oryginału), Aktor Pierwszoplanowy (DiCapio), Aktor Pierwszoplanowy/Drugoplanowy (Nicholson), Muzyka, Montaż... Tak więc wychodzi przy optymistycznej opcji jakieś 7 nominacji :) Chociaż czy to ważne, nie od dzisiaj wiadomo, że Oscar nie jest żadną miarą poziomu filmu, czy aktorstwa...
Dla mnie The Departed jest lepszy niż oryginał. Nie ma wprawdzie jakiejś przepaści ale jest zauważalna różnica. Lepiej poprowadzona fabuła, lepsze (bardziej wyraziste) kreacje aktorskie, lepsza muzyka, lepsze kino - jak dla mnie przynajmniej.
To czy film dostanie oskara czy nie, z reguły mało mnie interesuje. Tym razem szczerze życzę tego Martinowi. Ileż do gniotów dostawało te nagrody a Scorsese choć seryjnie robił filmy wybitne za każdym razem był tak zwanym "wielkim przegranym". Cóż - może tym razem...
Ostatnio faktycznie Oscar mniej znaczy niż kiedyś. Niestety. Chyba będzie sprawiedliwiej jak Scorsese nie dostanie go w tym roku. Dlaczego? Ponieważ w moim przekonaniu byłby to Oscar pocieszenia. Martin zdecydowanie zasłużył na niego już dawno. "Taksówkarz" czy "Wściekły byk" były perełkami reżyserii, bardzo odważnie i wnikliwie analizowały bohatrerów i świat. "Chłopcy z ferajny" moim zdaniem są dużo lepszym filmem jak "Infiltracja". Znakomicie odświarzone kino gangsterskie, niesamowite tempo, przenikliwość, trafność i bezkompromisowość w pokazaniu świata gdzie rządzi przemoc i pieniądze. Można go było odbierać na wielu pozomach. A Oscara zdobywa Costner... Ewidentna wpadka. Dlatego Scersese u mnie ma co najmniej dwa Oscary a nie jestem zwolennikiem naprawiana błędów poprzez późniejsze nagradzanie jednak słabszych dokonań. Może to, że nie ma nagrody Akademii jest (przy dzisiejszym jej poziomie) większą nagrodą? Gdy Altman dostaje Oscara za całokształt a "Miasto gniewu" za najlepszy film to coś jest nie tak. Altman wymyślił spopsób narracji z którego czerpie "Miasto..." ("Na skróty" choćby) i wykożystywał go w dużo lepszy sposób. A lista pominiętych reżyserów jest oczywiście dłuższa: Peckinpah, Kurosawa, Hitchock... A Oscara zdobywał choćby Redford, Gibson czy właśnie Costner.
"Infiltracja" jest powrotem genialnego i historycznego reżysera do wysokiej formy i tematów za które najbardziej go cenimy. Można mu z cystym sumieniem i uznaniem pogratulować i mimo wszystko życzyć powodzenia w konkursie Oscsrowym;);)
No tak, ale nie liczy się tylko sposób narracji, a sama historia :) Owszem, Altman zasługiwał na nagrodę za "Na skróty", ale w 2005 roku "Miasto gniewu" było jednym z najlepszych filmów, i Akademia choć raz okazała się być odważna i nie przyznała statuetki "Brokeback Mountain"... No, a w tamtym oku Altman nic nie zrobił, więc za co innego miał dostać? Z kolei w 1993 roku (kiedy pojawiło się na skróty) premierę miała "Lista Schindlera" - niestety, nie każdy może wygrać :(
PS - Może "Infiltracja" rzeczywiście nie jest lepsza od "Chłopców z ferajny", ale moja opinia wynika głównie z tego, że dawno tego filmu nie widziałem. Niemniej jednak dalej uważam, że wcale mu nie ustępuje, bo niby, w którym miejscu? Różnica jest tylko taka, że "Infiltracja" to bardziej rozrywkowe dzieło, a "Chłopcy..." to rzeczywiście film dający całkiem sporo do myślenia...
Więc tak;)
Jeśli chodzi o Altmana to "Na skróty", "Nashville", "MASH" i "Gracz" to skończone arcydzieła. Za każdy z tych fimów mógł spokojnie dostać Oscara.
Akademia byłaby odważna gdyby przyznała film kontrowersyjnemu "BM" i rewelacyjnemu Ledgerowi. Jednak okazała się zbyt konserwatywna. Takie jest moje zdanie. Ale tak jak pisałem wcześniej - Akademia wielokrotnie się myliła. No i gusta są różne;) Nie wprowadzałbym też rozróżnienia: film dostał Oscara - lepszy; nie dostał - gorszy. Byłoby to bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące.
Natomiast wracając do mojego ulubieńca Costnera;)
Film oczywiście udany, amerykański, grzeczny,z motywem miłości,z ładnymi plenerami, przystojnym aktorem, naturą... Natomiast film Scorsese kontrwersyjny, brutalny, co drugie słowo to przekleństwo, generalnie brak pozytywnych wartości, trudny w odbiorze, zmuszający do myślenia... Dla konserwatywnej Akademii wybór zdaje się prosty, nie? Ale patrząc na walory filmowe, formę, grę z widzem, narracje, nowatorstwo to "Chłopcy..." są lepsi w każdym niemal calu.
PS
Być może moja znów opinia wynika stąd, że "Chłopcy..." są filmem starszym, na który spoglądam z nostalgią. Wiadomo, stare dobre czasy;) Za kilka lat "Infiltrację" mogę oceniać zupełnie inaczej. Albo oceni (i doceni) go historia;) Pozdrawiam!!
Zgadzam się prawie ze wszystkim, co napisał Nick. Z grubsza rzecz ujmując, to zgadzam się chyba we wszystkim, zwłaszcza w tym , że błędnych wyborów Akademii na zdobywców Oscara było nawet więcej, niż tych dobrych. Scorsese i Altman - chyba najwięksi żyjący reżyserzy amerykańscy (dołączyłbym jeszcze Allena lecz on dostał tą nagrodę), nie dostali ani jednej statuetki za reżyserię, produkcję filmu czy scenariusz choćby. To zakrawa na wielki paradoks, gdyż obaj ci wielcy twórcy mają takie powodzenie na festiwalach filmowych na całym świecie, a u siebie w kraju właściwie tylko stowarzyszenia krytyków ich popierają (i ci nieliczni widzowie, którzy cenią ich twórczość). Na tym właśnie polega ta wielka różnica między nagradzaniem filmów przez amerykańskie akademie a nagrodami na festiwalach (jak Cannes czy Wenecja) - na tych drugich ceni się przede wszystkim kino ambitne, wielowarstwowe, łamiące lub też budujące nowe standardy w kinie światowym. Spojrzałem kilkakrotnie na listy nominowanych do Oscara i Złotego Globa reżyserów i stwierdziłem, że zaledwie kilku przedstawiecieli tej profesji było (jest) pochodzenia azjatyckiego, podczas gdy dziesiątki azjatyckich twórców bylo nagradzanych i nominowanych na festiwalach w Cannes czy Wenecji. Tutaj widać różnice, jakie dzieli Amerykę od Europy - pod względem wrażliwości i obiektywizmu w odbieraniu sztuki filmowej, Europejczycy biją Amerykanów na głowę.
I nie jest wcale tak, że jestem fanem wyłącznie kina artystycznego; lubię od czasu do czasu coś rozrywkowego zobaczyć, jednak mam świadomość, że wyróżnienia za dokonania filmowe po prostu nie powinny trafiać w ręce sprawnych rzemieślników zamiast artystów podejmujących ważne tematy. To dlatego jestem przeciwny nominowaniu "Infiltracji" do Oscara w najważniejszych kategoriach; nie ta liga, nie ten poziom wypowiedzi co choćby "Goodfellas". Ale Akademia i tak zrobi, jak będzie chciała. Ostatni jej werdykt w kategorii film roku uważam za pomyłkę, jaką wielu widzów obeznanych dobrze z kinem będzie wyśmiewać przez długie następne lata. Bo załamywać rąk nad tym stanem rzeczy nie ma zwyczajnie sensu.
Sorry, ale nie widzę sensu w porównywaniu Chłopców z Ferajny z Tańczącym z Wilkami. To dwa różne światy, a film Costnera to również była rewolucja w kinie. Nie było wcześniej tak sfilmowanej historii - nie tylko westernu. Sam film nie był też wcale taki grzeczny - chyba dawno go nie oglądałeś. Owszem, można się zgodzić że gdyby oscara wywalczył wtedy Scoresese też nie byłoby kontrowersji - bo Godfellas to także film wybitny, tego nie neguję. Kłopot w tym właśnie że czasem o statuetkę rywalizują same świetne filmy, które wszystkie nań zasługują a czasami rywalizują przeciętniaki ot choćby w tym roku...
Sens porównań jest tylko taki, że obydwa były nominowane do Oscarów w tym samym roku więc siłą rzeczy Akademia też je porównywała. Ale zgoda, że są to zupełnie różne filmy. Ja generalnie wolę filmy bezkompromisowe, kontrowersyjne, wstrząsające widzem. I tacy byli "Chłopcy...".
A pisząc szczerze to nie przepadam za Costnerem. "Tańczący z wilkami" był jednak najlepszym filmem w jego dorobku. I jeśli już Costnera za coś nagradzać to zdecydowanie za ten film.
I jeszcze może trzeci aspekt poruszę;) Mianowicie co się stało po Oscarach? Costner popadł w samouwielbienie i zwyczajnie zaczął kręcić gnioty, myśląc, że sukces to rzecz oczywista. Scorsese natomiast zaczął robić "skoki" na Oscary, głądko wpasowując się w gusta Akademii, robiąc rozbuchane widowska. A jakby Oscara dostał Scorsese to czy jego twórczość byłaby inna? I Costnera też? Oczywiście tego nie wiemy i to tylko przypuszczenia, ale...
Nick
Zarówno Tańczący z Wilkami Costnera jak i Braveheart Gibsona to wielkie filmy więc nie bardzo widzę powód do narzekań.
Do wielkich pominiętych dodałbym jeszcze nieodżałowanego Sergio Leone i Michaela Manna.
SPOILERY!!!
Ogląda się to dobrze, nawet bardzo dobrze, ale trochę tak jak w starym ruskim dowcipie: czy można wprowadzić komunizm w Szwajcarii? Można, ale byłoby szkoda. Tutaj aż szkoda świetnych kreacji, fajnych tekstów czy muzyki Shore'a bo ta historia po prostu nie powala, a niektóre rozwiązania są tandetnawe. Czy w Bostonie jest tylko jedna kobieta, w której zadurzyć się muszą obaj bohaterowie? Czy agenci w USA to idioci? Podejrzewają absolutnie wszystkich, poza winnym? Czy absolutnie konieczne jest zamordowanie wszystkich postaci pierwszoplanowych? Co z nagraniem, które Leo zostawił pani doktor? Czy każdy agent jest bandytą, a każdy bandyta agentem? Bo poziom infiltracji obu organizacji jest zastraszający. Po co FBI ktoś taki jak Costello? Poza tym nie wiem czy po upadku z 6 piętra w niebo wylatuje fontanna krwi - wyglądało to jak scena z filmu gore, a krew na rękach Leo dość tandetnie.
Nie wiem, może Scorsese wymęczy w końcu tego Oscara za reżyserię (a aktorzy pewnie też przynajmniej nominację złapią), ale wobec jego wcześniejszych filmów jest to dzieło wręcz komercyjne, co nie jest takie złe, ale i naiwne. W moim odczuciu lepsze od Aviatora, ale żadna rewelacja. W skali punktowej dam 8/10, polecam, przyjemna do oglądania, ale jednak bzdura.
Do Slayera: Owszem, prawdopodobieństwo nie zawsze pełne, w kilku miejscach zdaje się to wszystko być delikatnie naciągane, ale to jest rozrywka.
PS - Gdyby nie zadłużyli się w tej samej dziewczynie fabuła byłaby nieco uboższa, ale owszem... mało prawdopodobne... Dlaczego nikt nie podejrzewa Damona? Bo on im na to nie pozwala. Kiedy otrzymuje dowodzenie, sam kieruje wszystkimi akcjami - krótko mówiąc szuka sam siebie...
A ja mam inną kwestię. Co z ozmowami komórkowymi? Przecież nie od dziś wiadomo, że można je pzechwycić ^^
Bardzo sporo w tym filmie było naciągań, które nie wytrzymują próby prawdopodobieństwa. Mi najbardziej rzuciła się w oczy scena, kiedy Di Caprio odnalazł kopertę z napisem "Citizens", którą sam podpisał - na biurko Damona. To była właściwie jedna z rozstrzygających scen w tym filmie, ale kompletnie schematycznie ukazana, gdyż bohater grany przez Damona wyszedł po prostu na głupka, który zapomniał o tak duperelnej sprawie jak schowanie koperty do biurka. Po tym już wszystko było jasne i nastąpiły groteskowe sceny shoothead`ów.
Ten film powinien zaliczać się też do gatunku komedii, bo dawno się tak w kinie nie uśmiałem na produkcji sensacyjno-kryminalnej. Znaczy się więc, że swoją rolę - czyli rozbawienia widza - film ten spełnia w dużej mierze. I chyba dlatego jest to najbardziej udany projekt Scorsese od czasu "Kasyna".
No tak, ale mam nadzieję, że nie piszesz tego ironicznie, bo moim zdaniem ten film naprawdę był w kilku miejscach zabawny.
Napisałem całkiem serio, że ten film w wielu miejscach nie jest serio:)
Ale to przez to jest ciekawy, bo można się na nim zrelaksować. Martin rzadko kręcił tak lekkostrawne rzeczy i w sumie to niezła odmiana po ostatnich jego wpadkach.
tak nawiasem mówiąc motyw z kopertą jest zaczerpnięty z orginału. zresztą jak wiekszość tak zwanych "naciągań". moim zdaniem zeby wydawac osady dotyczace tego filmu nalezy obejrzec równiez orginał, wtedy wszystko się wyjasni.
Można się zgodzić że naiwne momenty były - np. te ciągłe gadki przez telefony komórkowe. Wszyscy szukają szczura a ten sobie w najlepsze wysyła smsa tuż za plecami bossa. Albo kolejne rozmowy z "tatą" tuż przed ważnymi akcjami... Z tego co pamiętam to w IA była scena kiedy odpowiednik DiCaprio w tamtym filmie "rozmawiał" z szefem policji za pomocą alfabetu Morse'a - to rozwiązanie jakoś bardziej mi się widziało.
Koperta jakoś mnie nie raziła, w końcu nie leżała tak całkiem na wierzchu tylko pod jakimiś papierzyskami. Tylko ślepy traf (i scenariusz :P ) sprawił że wyszło szydło z worka...
Dodać należy że Infiltracja to kolejny film w którym doskonałą rolę zagrał Ray Winstone, od czasu Króla Artura jakoś często na niego trafiam w filmach, m. in. ostatnio w świetnym The Proposition. W Infiltracji pierwszorzędnie zagrał prawą rękę Costello...