Z filmu dowiadujemy się, że Jack Strong to rycerz na białym koniu z czasów PRL-u. A jakim był naprawdę człowiekiem. Tego do końca nie wiadomo. W jego biografii jest wiele "pytajników". Z filmu nie dowiemy się, że był kobieciarzem i szastał kasą. Czy więc na pewno szpiegował za free. W każdym razie nie przeszkadzało to służba kontroli wewnętrznej. Wywiną się nawet z tego, że został przyłapany na kopiowaniu dokumentów. Są więc poważne poszlaki, że był podwójnym agentem. Taka opinia pojawiła się również wśród jego przełożonych. Kim był Kukliński - nie wiem. Komentarz nie zamieszczam, żeby siać ferment tylko dla poprawności historycznej. Jest to szczególnie ważne dzisiaj, gdy na naszych oczach historia jest zmieniana. Tych, co nie chcą wiedzieć więcej, zachęcam do zajrzenia na Wikipedię.
Film jest fabularyzowaną wersją wydarzeń, opartą głównie na relacji samego Kuklińskiego. Do tego skąpo dozowanych informacjach od emerytowanych pracowników CIA. Brak jest oficjalnego stanowiska władz USA. Historycy-apologeci Kuklińskiego wykluczają natomiast jako źródło informacji kluczowych oficerów LWP (choćby gen. Puchałę, którego artykuł o pułkowniku jest interesujący). A tu pojawiają się fakty zaprzeczające jego dostępowi do rzekomych planów rozpętania III wojny światowej przez ZSRR (pominąwszy taki drobiazg, że nuklearna zagłada w takim przypadku spotkałaby Polskę z rąk Amerykanów). Oficer takiej rangi i na takim stanowisku jak Kukliński nie mógł znać największych tajemnic Armii Radzieckiej, bo nie dzielono się nimi z sojusznikami z Układu Warszawskiego. Jednak wśród przekazanych CIA danych były choćby szczegóły polskiego systemu obrony przeciwlotniczej. W razie konfliktu zwielokrotniłoby to straty Wojska Polskiego. No ale serwuje się nam wersję "o tym, co w pojedynkę pokonał imperium zła", co nie przystaje nawet do twierdzeń samego Kuklińskiego.
Dzięki za rozwinięcie mojego komentarza.
Przy okazji zauważyłem błąd w mojej wypowiedzi. W ostatnim zdaniu "wkradło się" słowo NIE: "Tych, co [nie] chcą wiedzieć" -> "Tych, co chcą wiedzieć więcej"
Spotkałem się nawet z twierdzeniem, że gdyby Kukliński faktycznie był tak ważny dla USA, to zostałby amerykańskim generałem (uznano jedynie jego rangę pułkownika), no i dostał od prezydenta odznaczenie. A tak uhonorowała go jedynie CIA i to wcale nie najwyższym orderem. Dalsza analiza prowadzi do przypuszczenia, że Amerykanie chcąc zachować twarz, nigdy nie przyznają się do wpadki. A podejrzenie, że Kukliński mógł na zlecenie Rosjan prowadzić dezinformację (sam twierdził, że uzmysłowił USA potęgę Armii Radzieckiej) jako podwójny agent, pojawia się w wielu źródłach. Po jego ucieczce jakoś głowy się nie posypały, nawet Kiszczak nie stracił stanowiska. Kiedyś "słynny agent" Andrzej Czechowicz miał zdemaskować rozgłośnię Wolna Europa i pośrednio CIA. Jakoś szybko jego spotkania z "aktywem robotniczym" przyniosły propagandowe fiasko. No i pan kapitan wylądował w Mongolii jako trzeciorzędny urzędnik ambasady. Dziwnie obie te historie obrosły mitem.
Widzę, że temat głęboko analizowałeś. Twoje logiczne wywody skłaniają mnie do jeszcze bardziej krytycznej opinii o filmie. Na razie dałem 6. Teraz trochę mi to przypomina film, chyba amerykański, w którym z faszystowskiego generała zrobili bohatera.
Też oceniłem film na 6, bo pominąwszy kreowanie Kuklińskiego na asa wywiadu, jest to całkiem wprawnie zrobiony film sensacyjny. Podobnie doceniam "Stawkę większą niż życie", choć z prawdą historyczną ma niewiele wspólnego.
O ile pamiętam "Stawka większa niż życie" nie jest kreowana na film oparty na faktach, co ma miejsce w czołówce "Jack Strong".
Kinematografia i produkcje telewizyjne PRL realizowały politykę historyczną. Podstawą posiadanej władzy przez PZPR miało być "przyniesienie wolności", a nie wygrana w wolnych wyborach. Podobnie kreowano przyjaźń polsko-radziecką, choćby w "Czterech pancernych..." (zaznaczam lubię ten serial), gdzie wbrew faktom radzieccy oficerowie w Brygadzie są śladowi. W rzeczywistości ponad 60% stanu nie było Polakami. No ale dzieła propagandowe mogą być tak dobrze zrobione, że żyją własnym życiem, choć mocodawcy już odeszli w niepamięć.