Film prawdziwie burtonowski. Mroczny klimat i oczywiście Johnny Depp, który jak zwykle był niesamowity. Wbrew temu, co jest napisane na tej stronie, horror toto nie jest. Trzeba do niego podejść jak do XIX w. opowieści fantasy, wtedy na pewno się spodoba. Tyle ogólnie, teraz moja ocena.
Pomysł na film był świetny i tak samo świetnie został odzwierciedlony w filmie. Wspaniale zbudowany klimat, doskonała gra aktorska Deppa (ach, ta mimika), trochę gorsza Ricci, ale ogólnie OK. Teraz będzie trochę mniej różowo. W filmie nie podobał mi się wątek miłosny Katriny i Ichaboda. Nie to, żebym nie miała za grosz wrażliwości czy romantyzmu (wręcz przeciwnie), ale po prostu nie trafił on do mnie. Wydał mi się mdły i nieciekawy, mimo iż postaci te miały dość ciekawe charaktery (zwłaszcza Ichabod - kocham takich wrażliwych facetów). Sama historia, związki między rodami Tasselów i Garretów oraz sprawa z macochą Katriny, była strasznie zagmatwana. Jak na mój gust - za bardzo. Zaraz mnie pewnie zwymyślacie, napiszecie, że zapewne lubię filmy typu Piła, Teksańska masakra itp. Niestety, ten argument wyjmuję Wam z rąk już teraz, gdyż ogólnie nie przepadam za horrorami, a za tymi pełnymi przemocy tym bardziej.
Podsumowując - moja ocena to 8/10. Dałabym mniej, gdyby nie Depp. Ogólnie film warty obejrzenia, ale ostrzegam - nie podchodźcie do niego jak do horroru, bo się zawiedziecie. To tyle. Z Bogiem.
Ja bym powiedział raczej, że postaci tego filmu nie mają wrażliwości (oprócz wspomnianego Ichaboda); a wątek miłosny niekoniecznie świadczy o romantyczności, ale o "cukierkowości". Burton nie postarał się o bohaterów z krwi i kości. Wyszli papierowi. Katrina między jednym a drugim zakochaniem ma się wcale dobrze, a przecież pierwszego kochanka szlag trafił. A ona dzięki tej brutalnej śmierci naiwnie stwierdziła, że nie była tak na zabój zakochana. Brawo.