Przez prawdopodobny (lęk?) przed przewróceniem wieży Jenga, reżyser chwyta się najróżniejszych socjologicznych sztuczek, żeby opóźnić moment wyciągania kolejnego klocka. Ale czym by była ta gra, bez strony przegranej?
Mimo świetnie zachowanego klimatu, mimo równie świetnego (jokera/arthura), czy mimo naprawdę nie kującej w oczy (ani uszy) formie śpiewanej. Ten film tak naprawdę nie tworzy swojej "legendy" lecz bazuje, i z uporem maniaka próbuje " nie przewrócić wieży" postawionej przez kultową już pierwszą część. Dlatego zamiast trudnej(do przeniesienia na taśmę), lecz jakże niezbędnej, relacji Jokera z Harley. Mamy dwie godziny uników reżysera nad odpowiedzialnością, zwieńczone świetnie ukazaną przemianą Arthura. Która nie podparta, żadnymi wyrazistymi zależnościami z wcześniej fazy filmu, pozostawia wraz z napisami końcowymi, "lekki niedosyt w duszy".