W moim odczuciu - taniutka prowokacyjka.
Przede wszystkim - sceny erotyczne. Wpychanie na siłę porno do mainstreamu świadczy tylko o jednym - o koniunkturaliźmie. Wszystko to nie służy zupełnie niczemu, sztuka dla sztuki, a może raczej prowokacja dla prowokacji. Co autor chciał przez to powiedzieć, co pokazać, co udowodnić? Aha, pewnie że młodziaki się bzykają bo lubią? Albo bo szukają w tym zapomnienia i ucieczki od ponurej rzeczywistości. Halo, czy ktoś słyszał już kiedyś słowo 'banał'?
Bohaterowie - to jakieś nieporozumienie chyba. Przykładem niejaki Tate. To ma być sfrustrowany bohater naszych czasów? To ma być luzer i nołłer men? To ma być, przepraszam za wyrażenie, 'duchowa pustka'? Błagam! Rozpieszczony gnojek, którgo aż chciałoby się kopnąć w tyłek, żeby łaskawie raczył zauważyć, że nie jest pępkiem wszechświata.. Porażka, po prostu porażka...
Poza tym - film przerysowany jak jasny gwint.
Wszędzie i wszystko jest źle. 'Dorośli' to gnoje i psychopaci, znikąd pomocy, znikąd nadziei. Czarno i biało. Śmierć, zniszczenie, apokalipsa i armagedon. Powiedzieć, że to przesada, to nic nie powiedzieć.
Ktoś już mówił na tym forum, że Clark nie ma już nic do powiedzenia i prowokuje na siłę. Absolutnie się z tym zgadzam.
Jak ktoś lubi taki kinowy masochizm, to niech śmiało ogląda. Moim zdaniem jest to film niedobry i żenujący.
Jak rozumiem, dla Ciebie słowa "seks" i "porno" to synonimy? Hmm.. Jeśli tak, to przykro mi bardzo...
Bynajmniej, seks nie jest dla mnie tematem tabu. Nie mam nic przeciwko niemu, żeby nie powiedzieć - wręcz przeciwnie;)
W tym filmie rzecz jednak nie sprowadza się do seksu jako takiego. Sprowadza się do epatowania - nie erotyką i nie golizną - ale zwyczajną pornografią.
To po pierwsze. Po drugie: pornografii, tak długo, jak nie robi z kobiet niewolników, też nie zamierzam bojkotować i nic do niej nie mam. Dla wszystkiego jest miejsce.
Ale wpychanie scen porno - podkreślam to, nie chodzi mi o erotykę, czy o jakieś tam przysłowiowe "gołe baby", ale o hartkorową młóckę na ekranie - to koniunkturalizm i pójście na łatwiznę (pisałem o tym wyżej).
Stara to prawda, że nic tak dobrze się nie sprzedaje, jak krew i sperma. I nie wysila się specjalnie twórca, który właśnie tym zapycha swój film, żeby uczynić go bardziej "andergrandowym" czy może "prowokacyjnym" lub co gorsza "kontrkulturowym" (można wstawić dowolny nośny frazes).
Dalej jeszcze idąc - od zawsze uważam, że jeśli scenariusz może się obejść bez danej sceny, nie wnosi ona nic istotnego do fabuły, to taką scenę ze scenariusza należy wywalić. A o czym mówi nam sekwencja, trwająca bodajże kilka nawet minut, umieszczona w wybitnym arcydziele "Ken Park", kiedy to możemy oglądać chłopaczka podduszającego się na pasku (czy może szelkach?) przywiązanym do klamki i jednocześnie doprowadzającego się do orgazmu? A potem w filozoficznej zadumie podziwiać możemy zbliżenie spermy ściekającej z jego ręki - też przynajmniej z pół minuty, jeśli nie więcej. Cóż za głębia! Cóż za nihilistyczna poetyka dekadencji! Cóż za niema rozpacz w tych kadrach!
Ja, kiedy mam ochotę obejrzeć film xxx, to zasysam odpowiedni plik z netu i cześć. I od takiego filmu nie oczekuję specjalnej głębi ani przesłania. A kiedy oglądam film sygnowany jako dramat, to doprawdy, chciałbym dowiedzieć się czegoś ciekawszego o człowieku, niż to wynika ze spermy ściekającej z ręki sfrustrowanego zawodnika.