Naprawdę niezła. Panów ,,Dzieciaki" były dość niezłe, bo w porę zatrzymano się w kwestii epatowania i przez dłuższą część to przygnębiający, szokujący obraz młodych. Tu się zgodzę.
Czytałem w ciekawostkach, że pan Clark nie radził sobie przy scenariuszu do ,,Kena..." i poprosił o pomoc pana Korine'a. Cóż, on też sobie nie poradził.
Przede wszystkim to nie jest film. To eksperyment. Zwykła próba reżysera polegająca na przetestowaniu widza. Ów pan wpadł na pomysł, by bez odsiewania i bez logiki stworzyć eksperyment formalny i (bardziej )fabularny. Pomyślał sobie, że z pewnością będzie mocno artystyczne połączenie na ekranie kilku zazębiających się historii. Łączy je motyw patologii i główni, młodociani bohaterowie, z problemami w domu. Dodatkowo, ten pan sobie pomyślał, że półtoragodzinny film nie tylko pomieści 4 osobne wątki, ale na dodatek zniesie mnóstwo naturalistycznych scen erotycznych, czy też wymiennie można je nazwać - pornograficznymi.
Dlaczego ten pan tak zgrzeszył pychą, nieumiarkowaniem i arogancją wobec widza? Dlaczego nie pokazał jednej historii, w stylu kina Todda Solondza? Dlaczego nie stawia pytań, tylko przytłacza widza szokującymi scenami, które w wyniku braku podbudowy psychologicznej szybko przestają szokować? Dobrze, zobaczyłem problemy młodzieży i ich patologicznych opiekunów z okolic 2000 roku. Tylko czy tu mieliśmy do czynienia z jakimiś pytaniami, wnioskami? Dobrze zrobione tego typu kino to ostatnio chociażby ,,Musimy porozmawiać o Kevinie".
Szybko zacząłem odbierać ,,Kena..." jako wręcz parodię, czarną komedię, groteskową formę. Nie jest to dramat społeczny.
Rzadko daję 1, jak i 10, lecz w tym wypadku nie mam wątpliwości. Miałem do czynienia z nieporozumieniem, tak, jak to opisuje filmweb.