No wlaśnie, jak w temacie. Ja jeszcze nie widziałem(nie było biletów na premiere) ale ktoś z was juz napewno był i miło by było gdyby sie podzielił wrażeniami. Czekamy!:D
taa bylem na premierze... od obejrzenia pierwszej czesci tylk oodliczalem dni do ujrzenia vol.2.
teraz, juz na spokojnie, 2 dni po obejrzeniu, mam takie same wrazenia jak po wyjsciu z kina....
halo?jakas pomylka?
po cz.1 bylem wprost oszolomiony, spodziewalem sie ze cz2 bedzie jeszcze lepsza ( jak bylo w przypadku terminatora:):P ) ale.. odziwo...
nie bede ukrywal ze sie poprostu NUDZILEM w kinie, czasami nawet ziewalem i sie zastanawialem ile jeszce...
film: sredni
ani za duzo akcji ( pomijajac przyczepe)
ani humoru ( pomijajac starego chinskiego mistrza)
ani nie odjechany w zadna strone za mocno( nawet w cz1 bylo wiecej odjazdow)
niestety... tylko 5 pkt dla niego
rozczarowal mnie
Hmmmmm....ja właśnie dzisiaj byłem z kolegą i zgodnie stwierdziliśmy: "The best"
Wiem że niektórym sie może nie podobać czy coś(mało akcji) ale wg mnie takie zakończenie powinno być dla takiego filmu! No i na ekranie było dużo samej Beatrix, która, moim zdaniem, jest olśniewająca w całym filmie.
Dla mnie 11/10, nic dodać, nic ująć....
Duzo mniej krwi jak w jedynce i to chyba dobrze. To sie pierwsze rzuca w oczy. Wplywa to pozytywnie na film, bo inaczej kazdy by mowil ze zrobili 2 taka sama jak jedynke tylko z 340 trupami wiecej. Naprawde warto obejrzec.
Tylko,ze nic nie pozostalo bez tych trupow.... Dialogi moim zdaniem tez wypadly blado, bo wlasciwie ich jest tyle co wspomnianych trupow w vol1.
Według mnie zostało i to o wiele, wiele więcej. O ile cześć pierwsza była bardziej przejaskrawiona i brutalna, skupiając się bardziej na interesująco pokazanych na ekranie scenach walki przeradzając się w swego rodzaju pastisz, który jakkolwiek posiadając swój niezaprzeczalny urok, to jednak ‘Kill Bill’ vol. 2 jest filmem o wiele głębszym, wykraczającym o wiele dalej poza ramy pastiszu, stając się filmem o gorzkim smaku zemsty. Tarantino zdecydował się zrobić obraz w zupełnie innym stylu, dzięki czemu opowiedziana przez niego historia jako całość nabrała świeżości i zaskakującej puenty.
Kontynuacja chociaż mocno zwalnia tempo i nie ma w niej już tak dużo scen samej walki, to jednak w żadnym wypadku nie wpływa to ujemnie na odbiór filmu. Dzięki spowolnieniu akcji, skupieniu się na zapadających w pamięć dialogach będących jedną z najsilniejszych atutów kontynuacji ‘Billa’, pojawieniu się na scenie zupełnie nowych i udany powrót do gry bohaterów znanych z części pierwszej, jak również ukazaniu zemsty w zupełnie innym, niejednoznacznym świetle, kiedy przestaje być tak naprawdę ‘słodka’, ‘Kill Bill’ vol. 2 staje się filmem o wiele silniejszym wydźwięku i prawdziwym przesłaniu. Pokazuje bowiem jak trudno jest nam podejmować ostateczne decyzje, które w innym przypadku za nic na świecie nie chcielibyśmy wziąć na siebie, bo zawsze najtrudniej jest decydować o czyimś życiu lub śmierci. Wtedy nie ma łatwych i jedynych rozwiązań, jest tylko nasze ostateczne postanowienie, które wypełnimy bądź też nie. Tarantino odważnie pokazuje, co się dzieje gdy zdecydujemy się na ostateczność, zabicie kogoś w akcie zemsty, bo o od tej decyzji nie ma już odwrotu...
Jak ktoś nie oglądał i zamierza czytać to ostrzegam przed SPOILERem......Hmm. Nie chce by wyglądało,że zalezy mi tylko na akcji, machaniu mieczem i litrach krwi. Już wczesniej wiedziałem,że tempo filmu spadnie. Nie oczekiwałem więc 'powtórki z rozrywki', ale to co dostałem jednak rozczarowało. Film wbrew pozorom wg. mnie ma prostą oś i nie wiem czy dostrzegam tu jakąs głębię. Raczej nie. Film idzie po sznurku do końcówki. Kiedy Bill mówi o tym ciosie już wiadomo, że od niego zginie. Kiedy Beatrix ucvzy się tego rozbijania deski, a potem jest zamknieta w trumnie to wnioski ansuwają się same. To dwa przykłądy, ale nic włąsciwie mnie nei zaskoczyło. Same dialogi również... Takie sobie, ni śmieszne, ni rażące. Nie wiem czy to jednak nie przesada z tymi dialogami. Wiele scen polega na wymianie zdań. Chocby sam poczatek. Rozmowa Billa z Beatrix. Raz on, raz ona. Quentin fajnie 'kadruje' sceny i to jeszcze nieco ratuje film. Postać Elle nieco wydaje mi się zaniedbana. Pojawia się po to, by - niejako z obowiązku - zginąć...
Jeśli chodzi o element zaskoczenia, którego według Ciebie film jest pozbawiony, to dla mnie jest nią już sama kontynuacja, bo to co zobaczyłam na ekranie spodziewając się powtórki vol. 1 zdecydowanie przekroczyło moje wszelkie oczekiwania i najśmielsze wyobrażenia. Film zawiera bowiem elementy typowe dla kina Tarantino czyli wyraziste, świetnie zarysowane postaci, niezapomniane dialogi, doskonale dobraną muzykę współgrającą z wydarzeniami odbywającymi się na ekranie czy też czerpanie garściami z klasyków kina wschodnich sztuk walki, które w połączeniu ze sporą dawką ironii oraz gorzkiego humoru sprawiły, że powstał film ze wszech stron wielowymiarowy i wielowątkowy, w którym można odnaleźć prawdziwe przesłanie. A jest nim z całą pewnością pokazanie, że zemsta to na pewno nie ‘a dish best served cold’, lecz o wiele więcej. To przede wszystkim wątpliwości, silne uczucia do osoby, na której zemsta ma być dokonana oraz żal z powodu podjętej ostatecznej decyzji i do końca zrealizowanej misji, czyli tak jak postępuje prawdziwy samuraj. Lecz Czarna Mamba to nie tylko pragnąca zadośćuczynienia zabójczyni z ‘licencją na zabijanie’, to przede wszystkim wrażliwa kobieta, która pragnie tak naprawdę odzyskać spokój i ukochaną córkę.
Jeśli miałabym porównywać obie części, które razem tworzą jedną całość, to vol. 1 jest dla mnie swoistym kontrapunktem, uwerturą do głównej melodii, która nadaje ton całemu utworowi, a tym z całą pewnością jest dla mnie kontynuacja ‘Kill Billa’. Zrealizowana z precyzyjnym wyczuciem i wyciszeniem o wiele bardziej przypadła mi do gusta niż mocna, przerysowana i wzięta w duży nawias część pierwsza, gdyż tłumaczy sens zemsty Panny Młodej i stanowi idealne dopełnienie całej opowieści o Czarnej Mambie. Gdybym miała pokusić się o określenie go jednym słowem to nazwałabym vol. 2 filmem kontemplacyjnym, w którym wszystkie proporcje zostały umiejętnie wyważone, by mógł powstać dojrzały film o drugiej stronie zemsty.
Co do dialogów to dla mnie są one najmocniejszą i najbardziej wyrazistą stroną ‘Kill Billa’ raz pobudzając do śmiechu a innym razem do zadumy. Uwielbiam zwłaszcza ironiczne słowa Budda skierowane do Beatrix aka Pauli Schultz : Wake-y wak-y egg and bac-y’ czy też słowa Elle Driver: ‘You know I've always liked that word Gargantuan, and I so rarely have an opportunity to use it in a sentence...’ i wiele, wiele innych.
Postać Elle jest również kwestią osobistego odbioru. Dla mnie jej epizod był w pełni wykorzystany, choć przyznam Ci się szczerze, że bardzo brakowało mi tego jej fantastycznego pogwizdywania, które tak zapadło mi w pamięć w vol. 1.
Myślę, że w drugiej części nie chodzi tak naprawdę o przewidywalność zdarzeń lecz o klimat, który stworzył na ekranie Tarantino, który wciąga, hipnotyzuje i porywa do świata ‘urodzonych morderców’, mistrzów kung-fu i samurajów, przywołujący na myśl słynne ‘Pulp Fiction’. Według mnie druga część wyraźnie pokazuje dojrzałość reżysera i to, że czerpiąc inspirację i pomysły z innych filmów, nie kopiuje ich lecz zawsze stara się stworzyć coś oryginalnego i nowatorskiego. I tak właśnie odbieram vol. 2, który każdy ma prawo ocenić we własny sposób. Po prostu na Tobie większe wrażenie zrobiła część 1, która choć na pewno warta uwagi, to jednak ja o wiele bardziej wolę kontynuację. Dla mnie pozostanie to obraz wyjątkowy, który dostarczył mi wielu jak najbardziej niezapomnianych i zaskakujących przeżyć.
Tak w skrócie... Dialogi Tarantina zawsze były mocną stroną jego filmów. Te z vol.2 mnie nie bawiły. Sarkzam, ironia? Wynika to z przerysowania samej historii, choć ja vol.2 odebrałem jako film poważniejszy (choćby wątek Billa). Stąd taki duzy kontrast pomiędzy Vol1 Vol2 - przynajmniej dla mnie. No coż. Nazywasz ten film kontemplacyjnym. Lekko to dla mnie szokujace, ale z drugiej strony... filmy idzie takim rytmem, że tylko .. kontemplować:) Co do tych Twoich ulubionych zdań, to nie przekreślam całego scenariusza. Zdarzają się przebłyski:P Kilka scen mi się podobało (jak choćby z tą córeczką - sam wątek jako całość już gorzej). Całośc jednak mnie wymęczyła. Co do samej historii to najświeższa nie jest. Jedynie te postacie nadają jej kolorytu. Plus nazwisko reżysera, który jest tak charakterystyczny w swoich filmach. Bardziej przypadła mi np. 'Droga do zatracenia' jesli chodzi o ten temat. Co do muzyki to jest ona przedłużeniem tej z vol1, ale IMO mniej 'niosąca' film:) (choć np. w pewnych momentach wypadła fajnie - Elle jadąca na spotkanie z Buddy'm). Na koniec taka dygresja. Wkurzałem się, że film podzielono na dwa, ale dobrze się stało. Bo choć IMO mają sporo zbędnych scen, to jednak przepaść pomiędzy jest na tyle wyraźna, że krzywda byłoby nie dac im osobnych podtytułów:)
Dla mnie również 2 część Billa jest utrzymana w poważniejszym tonie, jednocześnie nie będąc pozbawiona ironii i czarnego humoru Tarantino, który z wprawą mistrza Pai Mei włada filmowymi narzędziami, tworząc obraz wyrafinowany, pełny najróżniejszych aluzji i odwołań oraz z całą pewnością zapadający w pamięć. Mr. T z całą pewnością odcisnął w nim swoje charakterystyczne, niezatarte i iście ‘gargantualne’ piętno ;)
Zgadzam się z Tobą, że historia o Czarnej Mambie nie jest zbyt skomplikowana, jednak została opowiedziana w absolutnie niebanalny i oryginalny sposób, a silne ekranowe postaci jeszcze bardziej ją wzbogaciły i ożywiły dzięki niezapomnianym kwestiom i dialogom.
Tarantino zawarł w kontynuacji wnikliwą refleksję nad istotą zemsty, nad jej nieubłaganymi, nieodwracalnymi konsekwencjami, z którymi musiała zmierzyć się Panna Młoda przyprawiając wszystkich swoich wrogów o prawdziwy ‘obłęd 88’ i zabijając swojego impresario oraz oprawcę w jednym, na przekór jej początkowymi zapewnieniami i zarzekaniem się, że jest to dla niej wyłącznie ‘bloody satisfaction’ i jedynie zwyczajne ‘bang bang’.
‘Bang bang, I shot you down
Bang bang, you hit the ground
Bang bang, that awful sound
Bang bang, I used to shoot you down
Music played and people sang
Just for me the church bells rang
Now he's gone. I don't know why
And till this day, sometimes I cry
He didn't even say goodbye
He didn't take the time to lie’
‘Bang Bang’ – Nancy Sinatra
Hej.... A To czego się spodziewałeś po pastiżu i parodiu westernów, filmów Kung-Fu itd.?? Nie można wtedy pozbawiać takiego obrazu wyraźnych elementów danych gatunków.......
No wiec tak... Juz mamy obraz calego filmu ;) I niektorzy rozczarowani inni zachwyceni... To zalezy kto czego oczekiwal. Ja sam osobiscie jestem b. zadowolony i pelen (jak zawsze z reszta) uznania dla naszego Quentina! Wykonal kawal dobrej roboty. TYlko pomyslmy, gdyby w vol. 2 bylo tyle samo szybkich scen jak w vol.1, tyle samo akcji, to to dopiero byloby nudnawe... Nic bysmy nie spamietali, bo w koncu i tu walczyli i tam... a tak, sa zatrzymania, retrospekcje, wyjasnienia... Jak niby Quentin mial rozjasnic nam nieco fabule vol. 1 bez uzywania dialogow? :)
A i przeciez niezapomniania walka Czarnej Mamby z Miss Driver. Nie ma jak twarda kobieta wyrywajaca drugiej oko! :)coz za piekna scena...
Wszystko przyprawione meksykanskim klimatem. I tu dochodze do innej rzeczy rzucajacej mi sie w oczy.W vol. 1 jest Yakuza, Tokyo no i Okinawa ze swym Hanzo. (Ja akurat naleze do milosnikow Kraju Kwitnacej Wisni, wiec akcja w Japonii, miecze samurajskie etc. po prostu powalily mnie na ziemie) Bylo super. W vol. 2 przechodzimy jakby do innego swiata- Meksyku z kolei. I tu tez jest wszystko przyprawione szczypta klimatycznej muzyki, akcji charakt. dla tej czesci swiata ;) Tak wiec dwa odmienne klimaty i dwa odmienne filmy, ktore cudownie lacza sie w jedno!
A ze polaczyly sie wysmienicie tego chyba nikt nie zaprzeczy...
o rany! no ja nie będę piasła eseju, ale jeśli chodzi o to czy warto iść, to z pewnością tak. moim zdaniem lepszy od vol.1.
strasznie się cieszę, że u Ciebie nie było biletów na premierę (wiem, jak to brzmi), bo ja byłam w 2 dniu wyświetlania z 6 innymi osobami na sali...:(
strasznie się cieszę, że u Ciebie nie było biletów na premierę (wiem, jak to brami), bo ja byłam w 2 dniu wyświetlania z 6 innymi osobami na sali...:(
A ja bym powiedział, że nie jest ani lepszy, ani gorszy od vol.1. Jest po prostu zupełnie inny. Zamiast walk więcej dialogów. Czy to źle? Jak ktoś chce pooglądąć jakieś nawalanki to niech włączy sobie Wejście smoka :). Przecież we Wściekłych Psach też nie było zbyt wiele akcji. Quentin postawił na dialogi i wszyscy zgodnie uznali, że jest to wybitne dzieło. Dla mnie to nadal ten sam wielki mistrz Quentin Tarantino.
Oj! ludzie ! Dwójka zdecydowanie lepsza... Więcej nawiązań... Parodia i pastiż na wyższym poziomie i nawet ten Murzyn przy klawiszach (Samuel L. Jackson) "Casablanca" (?)... No i przecież rewelacyjnie parodiowany Motyw z filmów Kung-Fu - na naukach u Pai Mei... Nie ma też tak dobrze wyczutej sceny w jedynce, jak ta w trumnie (czarno biała i czarna).... Poza tym trzeba dodać, żę to nie film akcji - początek (Uma) w samochodzie...
Pozdrawiam!
No coz film to arcydzielo nie bede pisal esejow bo nie ma po co przeziez jaki Qentin jest kazdy widzi.Zmaiast akcji dostjemy porcje fjnych polewek np Gdy kido wchodzi do domu billa i zostje "zastrzelona".Wogole vol2 jest brdziej lefleksyjnym filmem.Odnislem nawet tkie wrazenie ze Bill mial takie samo prawo do zemsty jak Kido.
No coz nie bede misal esejow poprostu tarntino jest mistrzem ,czapki z glow.vo1 bylo the best vol.2 jest very the best potchodzi bardziej pod pulp fictin.Jest bardziej refleksyjny jest duzo fajnych polewek np jak kiddo zostje "zabita" przez b.b. Odnioslem nawet takie wrazenie ze bill mil tkie samo prawo do zemsty jak panna mloda.
Pierwsza część przypomina mi bardziej cos w stylu animatrixu. Kupa walk i mało sensu chodź pokazane jest coś nowego urzekającego co robi wrażenie (np. scena gdy idą coś zjeść oren - ishi na przedzie a za nią Go - Go i cała delta 88) wg. mnie zajebiste wejście.
Jednak nie ma to takiego klimatu jak część druga...
Wspaniała muzyka dobrana rewelacyjnie i oczywiście dialogi które są ekstra zajebiste... ten film całkiem przypominał mi pulp fiction, w tym sensie że nieby się nudziłem a cały czas czułem przebłysk i jakieś zadowolenie.
Pierwsza część to wstęp czegoś nowego, czegoś czego quentin naprawde nie wiedział - zrobił krótki film skupiony prawie na jednej akcji.
Druga to geniusz - dokładne poznanie historii, zaskakująca akcja (jeszcze nigdy się tak nie denerwowałe, świetna muzyka, i trzymające napięcie np. scena gdzie czycha na życie Buda.
Albo zajebiste zaskoczenie gdy wpada by zabić Billa .... (to było niesamowite) Albo ta opowieść z tymi komiksami. Wszystko przypomina mi cos takiego jak ta opowieść o zegarku w pulp fiction.
Na vol.1 wybrałbym się z chęcią do kina. A vol.2 z chęcią obejrzał w domu na tym to właśnie polega.
Ja sie oczywiście pomyliłem i zrobiłem odwrotnie jednak nie żałuje.