Nie da się ukryć, iż Kingsman oryginalnym filmem jest. W moim mniemaniu jednak przekroczony został poziom bólu żartów i pastiszu. Mam wrażenie że reżyser nie mógł się zdecydować, czy robi film w stylu "Johnny English", "Kill Bill" czy "Wanted". Niektóre sceny kapitalne, jak oczywiście walka w barze czy akcja w kościółku, a niektóre ni z gruchy ni z pietruchy (eksplodujące głowy). Tarantino w swoich filmach potrafi osiągnąć genialną granicę kiczu, tutaj została zwyczajnie przekroczona. Mimo że to konwencja parodii, to bolą absurdy fabuły i niedorzeczności prosto z pupy.
A skoro już przy temacie jesteśmy - chyba za stary już jestem, bo żarty "może zrobimy to w pupcię" jakoś mnie nie śmieszą.