Można to potraktować jako żart z Mario.

E... nie. Dla mnie było to słabe, niesmaczne i generalnie nie pasujące do reszty.

z Mario?

dokładnie !

o co chodzi z Mario?

też byłam rozczarowana, naturalny rozwój akcji wskazywał na romans z dzielną koleżanką, a tu taki badziew na koniec. Aż dziwne, że nie okazał się gejem ;). Prawdopodobnie twórca popisywał się przed kolegami i chciał być taki fajny i wyluzowany, a wyszło słabo. W stylu amerykańskiej fizjo-żenady.
Jednak film jako całość - dla mnie rewelacja, z werwą i rozmachem i całkiem zgrabną bondowską, sensacyjną fabułką. Ciekawe połączenie sensacji z komedią. 8/10 , mimo małych grzeszków, tzn. wspomnianej końcówki i trochę przegiętej sceny w kościele.
Postać Colina Firtha i zderzenie angielskich klas społecznych - super.

Fakt! Scena całkiem niepotrzebna, widać że TA pozycja wybitnie kręci twórców, ale cały film mimo dość fantastycznej historii, to świetna rozrywka.

wyszło na to , że koleś okazał się frajerem i plebejska słoma z eleganckich pantofelków i tak wylazła. A przecież uczył wujek, że Manners makth man ;)
Żal koleżanki ze szkoły , uratowała świat, a nikt jej nawet nie podziękował. Ci agenci to niewdzięczne mendy ;)

dokładnie !

Dokładnie to był gwóźdź do trumny tego filmu.

Też tak to odebrałam. Cała konwencja filmu opierała się na innym humorze, a tutaj na koniec taki średniej jakości i zupełnie niepotrzebny żart.

Tak totalnie klozetowy żart/temat. Bo to że mu się "poszczęści z księżniczką" nawet było takie bardzo Bondowskie i ja na jakiś mega romans z "koleżanką" nie liczyłam. Mimo to, forma godna pożałowania i popsuła mi cały film. Tak poważnie to podziwiam facetów że u gejów ich to brzydzi ale z kobietą już ich to nie brzydzi i uważają, że to bardzo seksowne, a w końcu odbyt to odbyt. Żenada jednym słowem.