PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=6775}

Klatka dla ptaków

The Birdcage
7,3 13 847
ocen
7,3 10 1 13847
6,6 11
ocen krytyków
Klatka dla ptaków
powrót do forum filmu Klatka dla ptaków

Gigant kina – Mike Nichols, postanowił wziąć na reżyserskie bary jakże wdzięczny do nakręcenia motyw mezaliansu przyobleczony w szaty komedii pomyłek. Śmiejemy się więc sami z siebie, parodiujemy, wytykamy wady i słabostki nieustannie przy tym chichocząc i zamaczając usta w białym winie („ma mniej garbników niż czerwone”). Tak, tak, a za tym śmiechem, za tą prześmiewczą satyrą, za siedmioma warstwami pudru, za siedmioma cekinami kryje się piękna, moralizatorska przypowieść o tolerancji, miłości, wzajemnym szacunku…

W 1967 zgadywaliśmy z Katherine Hepburn i Spencerem Tracy „kto przyjdzie na obiad”? Nie trudno się domyślić, że po Marszu na Waszyngton, po gaszeniu przez federalnych „Missisipi w ogniu”, był to czarnoskóry narzeczony. Niby miało być edukacyjnie – oswajanie na ekranie wizji nowego po-segregacyjnego amerykańskiego społeczeństwa, ukazanie, że nie taki czarny diabeł straszny jak go białe szatany z Południa malują, ale chyba za bardzo chcieli być pro (jako rzecze stare porzekadło - nadgorliwość gorsza od faszyzmu), bo przewrotnie wyszło jednak rasistowsko (o zgrozo!) – Sydney Poitier jako kandydat na męża musiał być: przystojnym, nieskazitelnym, sytuowanym, znakomicie wykształconym, dojrzałym, inteligentnym, wyrozumiałym, podręcznikowym przykładem self-made-mana (level hard, bo black), słowem ucieleśnieniem ideału, którego w prawdziwym życiu próżno szukać. Ach i te beztroskie obnoszenie się na prawo i lewo ze strasznym, obrzydliwie niepoprawnym politycznie „negro”! :D

Hollywood postanowiło, przyjść z propagandową odsieczą raz jeszcze, przepracować i odreagować traumę epidemii AIDS, otworzyć na oścież filmową szafę, wywietrzyć ją porządnie z reaganowskiego konserwatywnego zaduchu. I tak oto rozpoczynamy ekscytującą eksploatację wątków LGBT („Moje własne Idaho”, „Filadelfia”, „Forrest Gump”, „Chłopaki na bok”, „Gia", Lepiej być nie może", „Nie czas na łzy”, „Anioły w Ameryce”) zapoczątkowującą radosny korowód postaci, które stały się kolejną receptą na zapewnienie sobie Oscara (od Toma Hanksa przez obywatela Milka Penna po Matthew McConaughey’a).

Ok, więc odkurzamy stary hicior Stanleya Kramera, zastępujemy czarnych gejami, oh wait… Nie! Idziemy po jeszcze mniejszej linii oporu i żywcem rżniemy francuski pierwowzór z 1978 roku pt. „La cage aux folles” teksańską piłą mechaniczną. Można? Można.

Tak, Żydzi są be, ale wyjaśnienie dlaczego , staje już nam w gardle, bo drżymy przed złowieszczym widmem antysemityzmu (czyżby hollywoodzka samo-cenzura nie pozwalała?) i nie chcemy głośno wywoływać niebezpiecznych demonów trzymając się w granicach bezpiecznej poprawności politycznej. Beztrosko brniemy zatem w wybiórcze naigrywanie się z bezpiecznych i oswojonych kwestii, ograniczających się do demaskowania bigoteryjnych sztywnych konserwatystów z Midwestu i powielaniu stereotypu homoseksualisty jako „przegiętej, neurotycznej, sympatycznej, błyskotliwej cioty parającej się artystycznym zajęciem” (choć przyznam, że w skrytości ducha marzę o takim gay best friend:)
Ten film jest tak zły (w porównaniu z wyżej wymienionymi produkcjami) jak tragicznie, niemożebnie zła gra niejakiego Dan Futtermana w roli Vala Goldmana w porównaniu z resztą obsady.

Kilka lat po „Klatce…” poznajemy tatę/rodziców/rodzinę z despotycznym teściem de Niro i pechowym zięciem Stillerem na czele.

We wszystkich tych filmach („Zgadnij…”, „Klatka…”, trylogia „Poznaj…”) mamy do czynienia z przefiltrowanym na grunt amerykańskim motywem mezaliansu – zatem, owszem, zderzamy różne grupy społeczne, światopoglądowo-rasowo-płciowo skrajnie odmienne (czarny-biały, homofob-gej, liberał-konserwatysta), a przecież w pierwotnej wersji rodem z XIX-wiecznych powieści, mezalians opierał się na stricte klasowych różnicach. Może gdyby ci postępowi, liberalni twórcy wyżej wspomnianych filmów zdecydowali się skonfrontować ze sobą familię rednecków z Tennessee i państwa WASP-ów z Upper East Side wyszło by mniej głupkowato i sztucznie? Autentyczniej i bardziej wiarygodnie? Wszak „nie bratamy się z ludem” tylko pozostajemy (mimo dzielących różnic) na własnym podwórku niższej/wyższej klasy średniej. A potem dziwimy karkołomnej krucjacie Trumpa w bejsbolówce pt. "make America great again”.

lena_777

Skoro jest aż tak paskudnie, dlaczego "Klatka dla ptaków" jest taka zabawna?

ocenił(a) film na 6
zweistein

Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że to kwestia gustu czy jest zabawna czy nie ;)

lena_777

Czy w filmie - poza humorem- są jeszcze inne elementy, które są odbierane czysto subiektywnie i wobec tego są nieweryfikowalne?

ocenił(a) film na 6
zweistein

Czy muszę odpowiadać na kolejne pytanie, na które odpowiedź jest bardziej niż oczywista? :)

lena_777

Skoro odpowiedź jest oczywista, czy równie oczywiste jest stwierdzenie, że arcydzieło/kicz (w znaczeniu ponadsubiektywnym) nie istnieją?

ocenił(a) film na 6
zweistein

Może rozważać przy założeniu, że to suma subiektywnych sądów, a że niektórzy biorą to za pewnik i prawdę objawioną to już inna sprawa ( i tu kłania się przy okazji casus gombrowiczowskiego: "Słowacki wielkim poetą był! "jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?").

No ale co ja tam wiem... Może gdybym przebrnęła przez trzy tomiszcza "Historii estetyki" Władzia Tatarkiewicza, odpowiedź byłaby bardziej satysfakcjonująca :)

lena_777

Bernini jednak jest wielkim rzeźbiarzem. Niezależnie, czy uznamy, że to pewnik, prawda objawiona czy suma subiektywnych sądów.
Tatarkiewicza też w całości nie przyswoiłem, ale jak widzisz, w niczym mi to nie przeszkadza... ;)

ocenił(a) film na 6
zweistein

Nie wątpię, że nie przeszkadza. A wracając do meritum, czyli samego filmu, to niczym rzeźby Berniniego, wyróżnia się jakimiś ponadsubiektywnymi walorami? Czyżby to była owa "zabawowość"?

lena_777

Jeśli potwierdzasz (czy tak?) ponadsubiektywną wartość rzeźby Berniniego, chętnie wrócę do analizy filmu.

ocenił(a) film na 6
zweistein

Ojej, to teraz mnie naprawdę zafrapowałeś... Jakież to ciekawe i oryginalne przemyślenia masz na temat filmu, skoro decyzję o ich podzieleniu się z nimi tutaj, warunkujesz od mojej twierdzącej (ale czy w jakikolwiek stopniu weryfikowalnej) odpowiedzi?
Kiełkuje we mnie podejrzenie czy Ty się przypadkiem nie bawisz w Sokratesa i nie stosujesz wobec mnie metody elenktycznej? :)

lena_777

Chciałbym tylko ustalić, czy możemy przyjąć, że jednak istnieją dzieła (i artyści), w przypadku których ocena wartości nie zależy tylko od indywidualnego osądu i prywatnego gustu. Innymi słowy - wartość osadzona jest w samym dziele, nie w odbiorcy. Odbiorca może tę wartość zauważyć, docenić, uznać - lub nie.
To jak będzie z tym Berninim?

ocenił(a) film na 6
zweistein

Potwierdzam, istnieją takie dzieła, a teraz do rzeczy - co z tą "Klatką dla ptaków" ? :)

lena_777

Świetnie, bardzo jestem rad, że to zagadnienie rozpracowaliśmy tak zgodnie.
Wracając do "Klatki..." - czy klasa i styl humoru (będący jednym z najistotniejszych części składowych filmu) również jest całkowicie subiektywną i indywidualną oceną widza - inaczej mówiąc, jednemu się podoba, drugiemu trochę, trzeciemu wcale, i w związku z tym film jest zarówno zabawny, jak i przeciętny oraz beznadziejny też?
Jeszcze inaczej: czy każda ocena dotycząca filmu jest równouprawniona i to każdy widz samodzielnie decyduje o tym, jaki "naprawdę" jest film? Ta"kwestia gustu" mnie zajmuje - bo skoro jest gust i są gusta i guściki też, to chyba muszą być wśród nich lepsze i gorsze?

ocenił(a) film na 6
zweistein

Jasne - im więcej filmów oglądasz, bardziej zróżnicowanych pod względem gatunkowym itp., tym szybciej wyrabiasz sobie tzw. gust. Idea tego portalu polega na nieustannych dyskusjach na temat preferencji filmowych poszczególnych osób (na przekór utartemu powiedzeniu:) Z czasem coraz trudniej o zaskoczenie i znalezienie czegoś oryginalnego. Ja staram się wybierać świadomie i filmo-podobne nieoglądalne twory, dla których mam zarezerwowane 1/10 i 2/10, omijam szerokim łukiem.

"Klatka..." oparta na znanym schemacie raczej nie zadziwia, ale przyznaję - doceniam Nathana Lane'a w roli "„przegiętej, neurotycznej, sympatycznej, błyskotliwej cioty parającej się artystycznym zajęciem”. Właściwe to choćby dla samej tej kreacji warto ją obejrzeć. Nie zmienia to faktu, iż w ostatecznym rozrachunku film udusił się w sosie poprawności politycznej i nawet w kategorii "lekka, zabawna rozrywka na sobotni wieczór", wypada średnio-strawnie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones