ksiązke miałam przyjemność czytać dwa razy
dla pewności by nie pominąc szczegółów i jeszcze dlatego że ksiązki uwielbaim i pożeram w oka mgnieniu
film obejrzałam dzień po premierze
od samego początku słyszę tylko słowa krytyki
ale zastanawiam się nad jednym: czy to trochę nie jest tak że zawód filmem spowodowany jest nie tyle samą ekranizacją ile szumem który tej ekranizacji towarzyszył?
ostre słowa sprzeciwu ze strony kościoła już w momencie wydania ksiązki
późnniej gdy sie okazało że ksiązka będzie miała swoje odbicie w filmie
duzo szumu i dyskusji
samej premierze filmu towarzyszyły manifesty zagorzałych katolików
a tak naprawdę nie dośc że jest to fikcja literacka i o tym każdy pamietac powinien to i film uważam nie jest nakręcony źle
rewelacji nie ma a skąd bo ksiązkę czyta się z większym zainetresowaniem ale w ksiązce, zauważcie, jest narrator wszechwidzący i wiedzący..
w filmie brak takiego narratora, a może to i dobrze bo raczej narracja pięcioletniej sophie (piję tu do kolskiego :)0 ) byłaby jak zgrzyt kredy po tablicy...
gdyby najpierw powstał film a następnie na jego podstawie ksiązka myslę że głosów niezadowolenia byłoby troszke mniej
nie uważacie?
reasumując: cały szum i wielkie halo które wywołał komentarz kościoła i dyskusje toczące się wokół tematu dodawały pikanteri; do tego piękna zapowiedź: "najbardziej oczekiwana premiera roku!" spowodowały że nasze oczekiwania urosły na miarę wieloryba..
a film okazał się.. hm rekinem.. bezzębnym