Kod da Vinci

The Da Vinci Code
2006
6,7 584 tys. ocen
6,7 10 1 583792
4,8 44 krytyków
Kod da Vinci
powrót do forum filmu Kod da Vinci

SPOILERY...


Książka.

Powieść Dana Browna narobiła swego czasu sporo zamieszania, podejmując temat wcale nie taki 'ambitny' i trudny jak się niektórym wydaje, a zwyczajnie chwytliwy. Nie od dziś bowiem wiadomo, że środowiska katolickie reagują alergicznie na najdrobniejsze nawet religijne "sprzeniewierzenia". Fabuła "Kodu" była więc swego rodzaju bombą-pułapką, którą Kościół chętnie połknął i zwiększył tylko pole jej rażenia.

Samą ideę "Kodu Da Vinci" pozostawiam bez komentarza, bo trudno mi ją kwestionować bądź aprobopować, jeśli podważa coś, co dla mnie samego nie ma żadnego znaczenia, bo w to nie wierzę. Jestem ateistą i pozwala mi to spojrzeć na sytuację z boku. Muszę jednak przyznać, że jako zabawa w podważanie ogólnie przyjętych prawd, "Kod" dostarczył mi sporo przyjemności. Był to jednak jedyny, ale i skutecznie odwracający uwagę od reszty, atut tej powieśći, gdyż styl Browna to już niestety przeciętna grafomania, a narracja i rozwój wydarzeń rażą infantylnością i brakiem jakiejkolwiek oryginalności. Gdyby nie podjęta tematyka, "Kod" byłby kolejną podrzędną sensacyjką, która zbiera kurz na dolnych półkach księgarń. Tezy wysunięte przez Browna należy jednak traktować z przymrużeniem oka - jest to zwyczajny marketing, a nie prawda objawiona. Nie można zapominać, że "Kod Da Vinci" to powieść sensacyjna, a nie publikacja naukowa - dowody podawane przez autora noszą znamiona swobodnej manipulacji i naginania faktów, zupełnie jak dokumenty Michaela Moore'a.

Zabawme jednak jak wiele osób nie potrafi się do tej książkowej spiskowej teorii dziejów zdystansować. No ale cóż, są ludzie, którzy wierzą, że żyjemy w matriksie, nie zabraknie więc takich, którzy zechcą rozbierać piramidę przed Luwrem, by znaleźć pod nią grób Marii Magdaleny.


Film.

Spore moje wątpliwości wzbudziły już nazwiska twórców, bowiem Ron Howard i Akiva Goldsman, to paradoksalnie osoby bardzo akuratne do realizacji tego projektu - obaj do bólu nudni, tradycyjni i bezpłciowi, a taki właśnie jest styl Browna. Ich film doskonale uwypukla wszelkie wady powieści - dziury w logice, brak napięcia i absurdalność pewnych sytuacji. Ot, taki hollywoodzki produkcyjniak pozbawiony klasy i wyrazu.

Ciekawie przedstawia się obsada "Kodu", a przynajmniej przedstawiała do czasu obejrzenia filmu, gdyż większość nazwisk robi tutaj za zupełnie zbędny ozdobnik, a reszta... No cóż. Tom Hanks i Audrey Tautou to chyba najgorzej dopasowany duet ostatniej dekady - oboje sztuczni, chłodni i sobie obojętni. O ile Hanksa można jeszcze znieść, to już Tautou przeszła samą siebie. Jej karykaturalny występ dowodzi tylko, że najlepszym rozwiązaniem dla niej jest rodzime, francuskie kino. Scenarzysta usiłował ją chyba dodatkowo pogrążyć, bo wszystkie najgłupsze dialogi wypowiada właśnie ona. Dialogi bowiem to chyba najsłabsza strona tego filmu. Najeżone są sformułowaniami tak oczywistymi, że podczas oglądania kilka razy pomyślałem sobie, że twórcy mają mnie za idiotę, skoro w jednym zdaniu mówią o piątku trzynastego, a w drugim muszą zaznaczyć, że to właśnie o piątek trzynastego chodzi. Po pewnym czasie czekałem już tylko, aż biedna Audrey wskaże na coś swoim otępiałym wzrokiem i powie "lodówka" na (tajemnicze dla widza) białe urządzenie kuchenne. Najjaśniejszym punktem obsady jest Ian McKellen, jak zwykle w doskonałej formie - tutaj grał zupełnie niczym Bill Murray w "Pogromcach duchów 2" - czyli "przepraszam, że zagrałem w tym gównie, ale przynajmniej potrafię się tym dobrze bawić". Paul Bettany również wypadł przekonująco, natomiast cała reszta wielkich nazwisk: Reno, Molina, Prochnow to już tylko uzupełniacze bez wyrazu.

Film ten sprowadza powieść Browna do banału i jest zwyczajnie filmem słabym - brak mu napięcia, głównie chyba przez to, że gna jak szalony, byle tylko nie trwać trzech godzin. Sporo tu uproszczeń, przede wszystkim dialogowych, co tylko pogarsza jego ogólny stan. Poza tym zwyczajnie brak mu klimatu - ani przez sekundę nie czułem, że uczestniczę w odkrywaniu największej tajemnicy świata. Co najwyżej w odkrywaniu pleśni w dawno niewietrzonej piwnicy. Wszystko jest tutaj źle - nawet tak banalna sprawa jak pościg po Paryżu. Całą sekwencję zmontowano tragicznie - na dobrą sprawę nie wiedziałem czy to część filmu, czy migawki z reklamy jakiegoś nowego samochodu.

"Kod Da Vinci", to kolejny po "Wyznaniach gejszy" dowód na to, że Amerykanie powinni trzymać się z dala od ekranizacji bestsellerowych powieści. Zwłaszcza, gdy zabierają się za nie twórcy tak tradycyjni i szablonowi.