jak to zwykle bywa z mocno rozreklamowanymi filmami i ten mnie zawiódł. nie bardzo co prawda, ale jednak.
po pierwsze, nie wiem jak tam w książce to wyglądało (i się już chyba nie dowiem, no może za parę lat), ale rozwiązywanie zagadek zaskakiwało mnie bardziej u monty pythona niż w filmie, który z założenia miał być "kodem", który rozsupływali jacyś specjalni specjaliści.
po drugie, straszliwie irytująca była ta cała amelia (wybaczcie, ale o tej porze, po męczącej niedzieli - jak niedziela może być męcząca???? - nie pamiętam nazwiska aktorki). okropny akcent. bycie i granie francuski jej nie tłumaczy, ja mam bardzo wrażliwy słuch - dlatego też nigdy nie obejrzałam żadnego filmu kolskiego do końca ;).
ale jest też i po trzecie, czyli reszta raczej dobra bez specjalych rewelacji. no aktorzy się wysilili - żeby nie było, że o niczym konkretnym nie piszę. chyba nawet tak po krótkim zastanowieniu mogę stwierdzić, że wszyscy.
no i żal mi tego blondyna. tak obiektywnie na niego patrząc to smutny człowiek. dobra koniec. dobranoc.