PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=651932}

Kraina lodu

Frozen
2013
7,5 287 tys. ocen
7,5 10 1 286973
7,1 67 krytyków
Kraina lodu
powrót do forum filmu Kraina lodu

Krótka fan-historia. Proszę o rzetelną krytykę.

Deszcz uderzał głośno o okna, dach, bruk, trawy, drzewa. Wszędzie było słychać to nieustające dudnienie, gdziekolwiek by się nie poszło, w którymkolwiek pokoju się zamknęło. Nie było to rytmiczne, melodyjne stukanie, jak podczas mżawki, czy kapuśniaku. Była to ulewa. Od kilku dni z rzędu niemiłosiernie lało. Nie przestawało ani na sekundę! Nawet na noc! Trzeba było zatykać uszy poduszkami, by w ogóle zasnąć. Ledwo można było wyściubić nos na podwórko i już wracało się całym mokrym. Anna pół-stała, pół-leżała na parapecie, patrząc przez okno, choć nie widziała niczego, przez gęstą kurtynę spadającej wody. Szarość tych dni zupełnie wysysała z niej energię, a był przecież środek lata!
- Witajcie w słonecznym Arendelle! – burknęła do siebie. Pogoda była iście w stylu zachodnich wysp. W końcu wstała i odwróciła się. Dwa naścienne świeczniki stanowiły jedyne źródło światła. Pokój był przez to niezwykle mroczny i nieprzyjemny. Zresztą, prawie jak cały zamek. Trudno było nawet ocenić, czy świece dodawały otuchy, czy wprowadzały tylko surowy, klasztorny klimat. Księżniczka pogładziła się po lekko wypukłym brzuchu i uśmiechnęła. Było to dla niej jedno z niewielu źródeł pociechy obecnie. Kristoff wyjechał do trolli, zasięgnąć parę rad i zdać raport z jej stanu. Olaf pojechał z nim, bo podekscytowany Kristoff często czegoś zapominał. Mieli wrócić najpóźniej pojutrze, ale w taką pogodę? To może potrwać nawet tydzień! Z pochylonymi od niechcenia barkami powoli wyszła z pokoju i równie powoli spacerowała wzdłuż korytarza. Postanowiła zajrzeć do Elsy, ale wiedziała przy czym ją zastanie. Nie myliła się. Jej starsza siostra, siedząc w gabinecie, pochylona nad pergaminem, maniakalnie machała i kreśliła piórem w te i we w te. Ubrana była w swoją luźną, jasno-fioletową suknię. Nawet nie zareagowała na wejście Anny. Ona natomiast podeszła, zaciekawiona tym, co robi, lecz lekko się zawiodła. Na pergaminie widniały niezwykle skomplikowane wzory i równania matematyczne. Dla Anny większość z nich to były zwykle szlaczki, przeplatane z cyferkami. Nie rozumiała praktycznie niczego.
- Co robisz? – spytała od niechcenia.
- Liczę… – odpowiedziała zajęta Elsa.
- Tak, to widzę, ale po co?
- Mówiłam ci przecież… – przerwała, by napisać kilka kolejnych równań – Król przysłał mi kolejne „nierozwiązywalne” działanie – tak, coś się Annie przypomniało. Od jakiegoś czasu Elsa wymieniała się z Królem Nasturii niezwykle skomplikowanymi działaniami, które sami wymyślali. Była to forma rywalizacji, jak zadawanie zagadek, tylko znacznie nudniejsza… Jak rozwiązało się zadanie przeciwnika, można mu było wysłać swoje.
- Chciałabyś może coś porobić? Strasznie się nudzę…
- Oh, wybacz, ale założyłam się, że rozwiążę to zadanie w tydzień. Zostały mi trzy dni.
- Oh, oczywiście! Bo te liczby liczą się dla ciebie bardziej, niż ja… - rzuciła żartobliwie, choć nawet cień uśmiechu nie pojawił się na jej twarzy. Runęła na pobliski fotel, niczym głaz i zatonęła w nim.
- Ależ oczywiście że tak Aniu… – odparła Elsa. Anna spojrzała na nią z podniesionymi brwiami. Jej siostra chyba zupełnie odleciała.
- Wiesz… Postanowiłam nazwać je Szwindelkant, jeżeli to będzie chłopiec.
- Ładne imię…
- Nie poślę go też do szkoły. Na co komu edukacja?
- Sama wiesz najlepiej…
- Tak w ogóle to rzucam Kristoffa, zostawię mu dziecko i zamieszkam w chatce, gdzieś w lesie pełnym wilków.
- Kristoff na pewno się zgodzi… – Anna przekręciła oczami.
- Gdybyś zwracała więcej uwagi na ludzi, niż na liczby, mój syn miałby matkę, wykształcenie i jakieś ładne imię…
- Trudne zadanie… – odparowała, pierwszy raz spoglądając na siostrę – W końcu te liczby tak często siedzą mi nad głową i bez ustanku gadają… – dziewczyny uśmiechnęły się porozumiewawczo. W końcu Elsa odłożyła pióro – Dobrze! Powiedz, co byś chciała zrobić? – w pierwszej chwili Anna już miała zerwać się z fotela, lecz wtem jej wzrok napotkał okno.
- Właściwie to… Nie wiem… – teoretycznie nie musiały wychodzić na podwórko. Zamek był w końcu ogromny, miał wielkie pomieszczenia! Lecz Anna nie miała ochoty ani na łyżwy, ani na śnieżki, ani na tworzenie figur…
- Zamek jest taki pusty i cichy, najchętniej zaprosiłabym parę osób, poznała może kogoś nowego, porozmawiała w grupie… Ale w taką pogodę? Kto się zjawi?
- To całkiem ciekawe, że o tym mówisz. Przecież dzisiaj mają przyjechać z wizytacją, z Królestwa Burgos.
- Aha… Przywiozą ci ten obraz i tyle ich będzie…
- Nie do końca… O tym ci chyba nie mówiłam, ale dzisiaj dostałam wiadomość, że będziemy mieli nieco więcej gości.
- Więcej? To znaczy ile?
- Ja wiem? Trzech arystokratów? Z obstawą to pewnie minimum sześć. Niewiele, ale zawsze.
- A skąd przyjadą? I po co? – Elsa podniosła z biurka kawałek pergaminu.
- Cóż… Grand Duarte z Burgos ze świtą przywiozą obraz, to wiesz. Hrabia Lindberg, z północy Arendelle. Zarządza miastem, w którym urodził się autor obrazu i chcę go dokładnie zbadać. A także Sir Joseph Bell z Westford. Zbiera materiały do książki i chciał obejrzeć nasz zamek, a przy okazji nas poznać.
- Książki? – zaciekawiła się Anna – Jakiej książki?
- Właściwie to nie wiem… Chyba jakaś powieść romantyczna. Może przygodowa? Nie wiem, nie podał szczegółów. Piszę tylko, że zwiedza zamki i malownicze krainy.
- To się mu chyba u nas spodoba! Może pokarzesz mu swój Lodowy Pałac?
- W taką pogodę? – zaooponowała Elsa – Wydaję mi się że nawet fiordu specjalnie nie zobaczy. A szkoda… Jest taki ładny.
- To mówisz, że kiedy będą?
- No cóż, jak powiedziałam, dzisiaj.
- A, no tak! Przed, czy po południu?
- Mieli być wczoraj, więc oczekuję ich o każdej porze.
- A ten obraz? O co właściwie z nim chodzi?
- To odnaleziony Magnusson – odparła. Dla kogoś innego, te słowa pewnie by nie wystarczyły, ale dla Anny znaczyły one bardzo dużo. Przez lata podziwiała obrazy na zamku, które stały się jej przyjaciółmi w pustych murach. Znała na pamięć tytuł i autora każdego z nich!
- Obraz czołowego przedstawiciela realizmu w Arendelle?
- Tak. Przysyłają nam z Burgos. To jeden z jego oryginałów.
- Co on właściwie robił tak daleko na południu?
- To dobre pytanie. Hrabia Lindberg ma między innymi się tego dowiedzieć – wtem rozległo się pukanie do drzwi – Proszę! – zza rogu wyłoniła się szeroka sylwetka Kaia.
- Królowo, Hrabia Lindberg przybył. Czeka w holu.
- Oh! O wilku mowa! Dziękuje Kai – obie siostry zerwały się z miejsc, i szybkim krokiem udały się do drzwi wejściowych. Tam napotkały wysokiego, szczupłego mężczyznę, z równo przystrzyżoną brodą, okalającą usta i gęstą, czarną czupryną. Człowiek już dojrzały, choć ani trochę stary, o dosyć ciemnej karnacji. Najwięcej uwagi przyciągał jego długi, niby orli nos. Ubrany był w elegancki, czarny frak, a w rękach trzymał długi płaszcz, z którego kapiąca woda utworzyła pod stopami Hrabiego nie małą kałużę. Elsa ukłoniła się lekko, w ślad za nią poszła Anna.
- Witam Hrabio. Jestem Królowa Elsa, a to moja siostra, Księżniczka Anna. Witamy w naszym zamku – Hrabia wykonał dziwny ruch. Niezgrabnie wystawił nogę do przodu i ukłonił najniżej jak potrafił. Dopiero teraz siostry zauważyły, że nie tylko jego płaszcz był przemoczony. Z całej twarzy i każdego pojedynczego włosa arystokraty kapały krople, jedna za drugą.
- Jestem do waszych usług, Wasza Wysokość. Hrabia Lindberg, co już pewnie wiecie. Najmocniej przepraszam za tą… Kałużę.
- Nie ma problemu. Od czego jest hol? – wtrąciła Anna po czym napotkała rozbawioną minę siostry.
- Wyglądałoby to zapewne inaczej, ale wiatr porwał mi parasol. Zupełnie go zgubiłem w tej szarawce.
- Nie ma naprawdę problemu, Hrabio. Tutaj, w komodzie – powiedziała Elsa wskazując dłonią mebel w rogu – Mamy pełno parasoli. Jeżeli Pan zechcę, proszę sobie któryś wybrać.
- Dziękuję najmocniej. Nie omieszkam skorzystać, jak już będę wyjeżdżał – do mężczyzny podeszła Gerda i ostrożnie, by się nie zamoczyć, wzięła jego płaszcz – Dziękuję Pani – powiedział i napotkał uśmiech służącej. Anna uradowała się w duchu. Bardzo miły człowiek. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Wychowany, ułożony… Jednocześnie trochę cudaczny. Ruszał się jakoś niezgrabnie i czasem przymykał lewe oko, robiąc dziwną minę. Hrabia klasnął w dłonie i przetarł je, jakby gotował się do posiłku. Siostry zobaczyły, że ma założone białe rękawiczki. Bardzo gustowne i z porządnego materiału – Więc? Gdzie jest to dzieło i kiedy mogę je zobaczyć?
- Oh! Jeszcze nie przyjechało, Hrabio! Ale oczekujemy go lada moment… – przerwała, gdyż poczuła coś dziwnego.
- Co to za zapach? – rzuciła Anna. Faktycznie, jakby z nikąd pomieszczenie wypełnił specyficzny zapach. Był lekko słodki, czysty. Tak! Pachniał jak czystość, jakby świeżo opuściło się wannę. Jednocześnie miał w sobie coś zwierzęcego, coś naturalnego. Naturalna czystość.
- To zapewne moje rękawiczki! – odpowiedział Hrabia, rozkładając dłonie – To było moje specjalne zamówienie. Ściągnąłem ze wschodu bardzo rzadki materiał, przesiąknięty unikalnym piżmem.
- A skąd taki pomysł, Hrabio? – drążyła Księżniczka.
- Ja wiem? Spontaniczna zachcianka. Chciałem mieć coś unikalnego. Zapewniam, że na całym świecie nikt nie ma takich rękawiczek! – Anna zachichotała, po czym szepnęła siostrze do ucha.
- Pokaż mu swoją suknię!
- Przestań! – odparła Elsa śmiejąc się, jednocześnie wiedząc, że nie ładnie jest szeptać w towarzystwie – Bardzo gustowne rękawiczki, Hrabio! Jednak, jak już mówiłam, obraz jeszcze nie przyjechał. Powinni jednak niedługo się zjawić. Może w tym czasie oprowadzimy Pana po zamku…? – ledwo skończyła zdanie, Anna nagle zmaterializowała się tuż obok mężczyzny i wsunęła mu dłoń pod ramię.
- Świetny pomysł! Najlepiej będzie, jeżeli Pana oprowadzę! Mamy tutaj mnóstwo naprawdę świetnych obrazów, spędziłam lata gapiąc się na nie! Z chęcią coś Panu o nich opowiem…
- Anna…!
- Przepraszam, ale…
- Ale to naprawdę żaden problem! Czysta przyjemność! Tak mało jest tu ostatnio osób, chciałabym…
- Anna! – powtórzyła Królowa.
- Co!? – zareagowała wreszcie młodsza siostra.
- Miałam raczej na myśli: oprowadzimy po tym, jak Hrabia rozgości się w swoim pokoju i odpocznie po podróży… – Anna spojrzała się na Hrabiego i uśmiechnęła w swój typowy, głupiutki sposób.
- Aaa… No tak… To może lepiej znajdźmy Panu jakiś pokój…
- Dziękuję za wyrozumiałość, Księżniczko. Nogi mam jeszcze młode, ale nie niezniszczalne. Spacer w tej ulewie naprawdę mnie wykończył – siostry wraz z Hrabią ruszyły w stronę wschodniej części zamku, gdzie znajdowały się sypialnie dla gości. Służący chwycił sporych rozmiarów, prostokątną walizkę arystokraty i szedł za nimi krok w krok – Moja walizka jest dosyć ciężka. Na pewno sobie poradzisz?
- Tak! Nie ma problemu! – odparł chłopak, zmotywowany do pracy tym wyzwaniem. To naprawdę życzliwy człowiek, pomyślała Anna.
- Więc, Hrabio? Bardzo interesuje Pana Magnusson?
- O tak! To znaczy… Wie Pani, żaden ze mnie znawca sztuki, czy coś, ale mam na swoim dworze dziesiątki jego obrazów, z czasów gdy jeszcze mieszkał w swoich rodzinnych stronach. Magnusson to istotny element kultury naszego miasta. Chcę zobaczyć ten obraz i raz jeszcze przekonać się o jego rzemieślniczym geniuszu.
- Musi Panu być naprawdę ciekawy, skoro fatygował się Pan tutaj w taką pogodę – zauważyła Elsa.
- Zmienię Pani postrzeganie. Gdybym wiedział, że czekać na mnie będzie taka ulewa, pewnie poczekałbym parę dni. Obraz w końcu nie ucieknie. Nikt mnie jednak o tym nie ostrzegł, a u nas, na północy, nie padało.
- A czy, poza malarstwem, ma Pan jeszcze jakieś zainteresowania, związane z zamkiem?
- Hmm… Z zamkiem? Nie zastanawiałem się nad tym. Czemu Pani pyta?
- Wiesz, Hrabio, rzadko Pan tu bywa. Tą wizytę należy w pełni wykorzystać. Zamek ma natomiast znacznie więcej do zaoferowania niż znamienite obrazy. Oczywiście, przez deszcz jesteśmy nieco ograniczeni, ale wciąż wiele można tu zobaczyć – Hrabia pogładził swoją brodę i zamyślił się, podczas gdy wkraczali do korytarza sypialń gościnnych.
- Wiesz, Królowo… Mam nadzieję, że nie będzie to zbyt śmiała prośba, lecz chyba nigdy nie widziałem tak naprawdę z bliska, jak tworzy Pani swoje lodowe cuda – Elsa trochę się zarumieniła. Ze wszystkiego, o co Hrabia mógł poprosić, poprosił właśnie o to. Bardzo jej schlebiał.
- To nic takiego…
- Ale gdzie tam! – od razu wtrąciła się Anna, widząc przesadną skromność siostry – Jej dzieła są cudowne i na pewno nie odmówi pokazania Panu swojego talentu, prawda Elso?
- „Talentu” – powtórzyła – Urodziłam się z tym. Miałam szczęście – podkreśliła wzruszeniem ramionami.
- Tak, lecz musiałaś przy okazji przejść przez niezłe piekło, by nad tym zapanować. Liczy się jako talent!
- Czego nigdy bym nie zrobiła, gdyby nie ty… – ta wymiana komplementów i wdzięczności zapewne trwałaby dalej, gdyby podróż nie dobiegła końca. Służący oznajmił, że znajdują się pod przygotowanym dla Hrabiego pokojem.
- Cóż, dziękuję bardzo, za wasze miłe towarzystwo, moje Panie – znów ukłonił się niezgrabnie – Teraz przepraszam, ale muszę się osuszyć i trochę odpocząć.
- Oczywiście, Hrabio. Przyślemy do Pana wiadomość, jak tylko przyjadą z obrazem – oznajmiła Elsa.
- A ja przyślę do was wiadomość, jak tylko będę gotowy na obiecane zwiedzanie. Miłego dnia! – siostry ukłoniły się Hrabiemu i wzajemnie. Chwile później zniknął za drzwiami sypialni.
- No i? Co o nim myślisz? – zagadała Elsa do siostry, gdy zaczęły wracać do siebie.
- Szalenie uprzejmy człowiek! Znaczy się, nie że szalony, tylko… Wiesz, pozytywnie szalony… Czy rozhuśtany… Zaraz, co…? – Elsa rozbawiona uniosła dłoń.
- Tak, rozumiem. Bardzo obyty, choć trochę ekscentryczny.
- No i bardzo dobrze! Dzięki temu jest ciekawy. Gdyby każdy był wstanie być sobą w towarzystwie, wszyscy uchodziliby za ekscentrycznych.
- Coś o tym wiem… – przyznała Elsa z uśmiechem.
- I interesuje się obrazami! Na pewno znajdziemy mnóstwo wspólnych tematów.
- Oby reszta gości była tak „pozytywnie rozhuśtana”!

Zapach piżma zdołał roznieść się już po sporej części zamku. Siostry oprowadziły Hrabiego po najważniejszych pomieszczeniach, pokazały obrazy, zaprosiły do wspólnego posiłku. Po jakimś czasie każdy pokój, w którym Hrabia był obecny, wypełniony był owym specyficznym zapachem. Nie był zły, ale wprawiał wszystkich w dziwny nastrój. Wydawało im się, że chyba nigdy się do niego nie przyzwyczają. Szybko jednak przestali zawracać sobie tym głowę, ponieważ tuż przed południem, Kai obwieścił, że wyczekiwany obraz wreszcie dotarł do Arendelle. Elsa posłała po Hrabiego, który ucinał sobie drzemkę, chcąc w pełni zregenerować siły, po czym razem z siostrą stawiła się w głównym holu. Oba skrzydła drzwi rozwarły się, wpuszczając wściekle padające krople deszczu do środka. Nawet nie wybiło południe, a na podwórku było ciemno, jakby był wieczór. Brakowało tylko błyskawic. Z mieszaniny wody i cienia, do środka zamku weszły dwie postacie, noszące na barkach podłużny, okryty czarnym, nieprzemakalnym materiałem przedmiot. Zmęczeni, położyli go tuż przed schodami i zaczerpnęli powietrza. Jeden z nich ubrany był w mundur Burgos. Należał zapewne do świty Granda Duarte. Drugi jednak prezentował się zupełnie inaczej. Miał podłużną, bladą twarz, z wydatnymi kośćmi policzkowymi i dużymi, brązowymi oczami. Był w średnim wieku. Spod kapelusza, który był w stanie wręcz fatalnym, widać było zakola, będące efektem wypadania włosów. Nie był jednak ani siwy, ani pomarszczony. Wyglądał jak mężczyzna, który osiągnął poziom najwyższej dojrzałości i niedługo zacznie przekwitać. To nie twarz zwracała jednak największą uwagę, lecz jego ubranie. Wspomniany, zniszczony kapelusz nie był wyjątkiem, w nie zadbanej garderobie jegomościa. Jego brązowy surdut był zupełnie wyblakły, a w jednym miejscu nawet dziurawy. Spodnie szare i równie znoszone, buty natomiast, mimo że wyraźnie solidne, miały za sobą wiele kilometrów pieszej wędrówki. Mężczyzna stanął z boku i zaczął grzebać w przewieszonej na jednym ramieniu torbie podróżnej, podczas gdy przez drzwi zaczęli wchodzić kolejni goście. W pierwszej kolejności pojawił się przysadzisty mężczyzna, ubrany w elegancki, żółty kaftan Burgos, do którego doczepiona była szlachecka, niebieska szarfa i zbiór połyskujących medali. Był krótko ostrzyżony, a nad ustami eksponował delikatny wąsik, który wyglądał jak dwa pociągnięcia pędzla. Skórę miał niezwykle ciemną. Nawet bez mundury dało się w nim rozpoznać rodowitego mieszkańca Burgos. Tuż za nim weszła trójka kolejnych tragarzy, niosących torby i walizki. Mężczyzna rozłożył ręce na widok sióstr.
- Ah! Czcigodna Królowa Arendelle Elsa i jej siostra, szlachetna Księżniczka Anna! Jak miło wreszcie ujrzeć twarze kobiet, dla których przemierzam pół świata! – słowa te niemal wywrzeszczał swoim chrapliwym głosem. Mimo to, uśmiech miał naprawdę poczciwy. Podszedłszy tuż przed nie, ukłonił się z szacunkiem – Grand Duarte, do waszych usług! – siostry odwzajemniły ukłon.
- Cieszymy się, że wreszcie do nas dotarłeś, Grandzie.
- Jak obiecałem, przywiozłem wam tego Marginusa!
- Magnussona – poprawiła go Anna.
- A, tak! Swoją drogą – mówiąc to zwrócił się do jegomościa w znoszonym ubraniu – Dziękuję za pomoc, Sir Bell! Dobrze, że moi chłopcy nie musieli latać do powozu dwa razy! – niedbale ubrany mężczyzna, który okazał się być Sirem Josephem Bellem z Westford chyba nawet nie usłyszał podziękowań. Już od jakiegoś czasu stał przy poręczy schodów ze szkicownikiem w ręku i coś na nim kreślił, pochłonięty swym zajęciem – Co za burak… – skwitował szeptem Grand. Dowiadując się, że trzeci spodziewany gość również zawitał do zamku, zupełnie niespodziewanie wstępując z obrazem na ramieniu, siostry zbliżyły się, by także i jego powitać z należnym arystokracie szacunkiem. Ukłoniły się, Anna tuż po Elsie.
- Więc to Pan jest Sir Bell? Wtopił się Pan trochę w tłum, przepraszamy, że się nie przywitałyśmy. Jestem Królowa Elsa, a to moja siostra, Księżniczka Anna. Witamy w Arendelle – Bell nawet nie spojrzał w ich stronę! Cały czas patrzył na galerię na piętrze i szkicował, wydaję się przenosiło co widzi, na papier. Na chwilę tylko oderwał ołówek od kartki, machnął dwa razy siostrom i odparł.
- Tak, tak, witam. Wybaczcie, ale muszę się temu dokładniej przyjrzeć… – mówiąc to ruszył do góry schodami. Elsa spojrzała na Annę, Anna na Elsę. Obydwie ze szczękami niemal dotykającymi podłogi.
- Niech się moje Panie nie martwią! Płynęliśmy tym samym statkiem i powiedział do mnie tylko pięć słów: „Tak”, „Nie” i „To zupełnie nieciekawe”, kiedy mówiłem mu o celu mojej podróży – wtem z jednego z korytarzy wyłonił się Hrabia Lindberg. Widząc prostokątny, przykryty czarnym materiałem przedmiot, od razu pojął czym jest. Bez zwłoki zbliżył się do niego.
- Ah! To jest więc ten obraz, dla którego przebrnąłem przez tą ulewę! – już wyciągał rękę, by uchylić nieco materiału, gdy Grand przyskoczył do przodu i wymierzył w niego palcem.
- Niech Pan nawet nie warzy się palca na tym postawić! Mam rozkazy z góry! Obraz zostanie odsłonięty dopiero gdy zwiśnie na ścianie! Tak w ogóle, to kim Pan jest? – Hrabia niezdarnie ściągnął rękawiczkę, przymknął oko, robiąc swoją dziwną minę i podał Grandowi prawicę.
- Hrabia Lindberg, rządca północy Arendelle. Przyjechałem tutaj, w tą ulewę, by zobaczyć jedno z dzieł słynnego Magnussona – ta wymiana tytułów i trudów podróży, w towarzystwie dziwnej miny, wydała się najwyraźniej Grandowi swego rodzaju wyzwaniem. Wciągnął wydatny brzuch, wypiął ozdobioną medalami pierś i odparł napuszonym tonem.
- Grand Duarte, doradca Królowej Burgos i członek Rady Konstytucyjnej. Przebijałem się przez tą ulewę, by przywieźć wam ten cenny obraz. Ma Pan jeszcze jakieś tytuły i dokonania, którymi mógłby się Pan poszczycić? – Hrabia zmrużył oczy nie rozumiejąc skąd ten wyzywający ton w głosie rozmówcy Widząc napiętą sytuację, Anna postanowiła jak najszybciej ją załagodzić.
- Zapewne musiał się Pan nieźle zaskoczyć… – wtrąciła – Taka pogoda, w lato? – Grand uśmiechnął się do niej serdecznie.
- Przyznam szczerze, Panienko, że trafił mnie jasny szlag, gdy spadła na mnie pierwsza kropla deszczu.
- Z tego co wiem w całym Arendelle jest dziwnie szaro ostatnio. Cóż, na północy nigdy nie jest ciepło. To w końcu tundra. Ale przynajmniej nie pada – dorzucił swoje trzy grosze Hrabia. Duarte zaśmiał się grubo.
- Wie Panienka, w Burgos jest skwar. I to cały rok! Ale obecnie to na ziemi można ziemniaki smażyć! – Anna się rozmarzyła. Z wielką chęcią przywitałaby teraz taką pogodę, chociaż na chwilę! Pomyślała, że Olaf też byłby wniebowzięty. A Elsa mogłaby zrobić ogromny użytek ze swojej mocy – No dobrze, możemy tak sobie rozmawiać o pogodzie, lecz trzeba ten obraz w końcu powiesić! Chciałbym wreszcie pozbyć się tej odpowiedzialności – Elsa skinęła głową przyznając rację.
- Proszę za mną, Grandzie. Pokażę gdzie znaleźliśmy dla niego miejsce – Grand machnął na dwójkę swoich ludzi, by wzięli obraz. Wszyscy w ślad za Elsą ruszyli do jednej z sal z obrazami. Weszli na schody, gdzie Anna zobaczyła Sir Bella, wpatrującego się w głąb korytarza, na końcu którego trójkątne okno odbijało światło świec. Ciągle trzymał swój szkicownik i ciągle coś szkicował. Księżniczka odłączyła się od grupy i postanowiła zagadać do rysownika. Gdy podeszła bliżej stwierdziła, że szlachcic coś do siebie mamroczę.
- Dzień dobry – zaczęła. On natomiast wciąż mamrotał, nie zwracając na nią uwagi – Dzień dobry! – powtórzyła głośniej.
- Dzień… – wtrącił między szereg szeptów – …dobry – skończył. Nie przerwał ani rysowania, ani mamrotania.
- Czy mogłabym się dowiedzieć, co Pan robi? – szlachcic znów wydawał się nie usłyszeć, lecz zanim Anna zdołała powtórzyć pytanie, otworzył usta.
- Mogłaby, ale to zupełnie nieciekawe… – Anna uniosła brwi ze zdziwienia.
- Może lepiej sama to ocenię? – Sir Bell, nie przerywając mamrotania, na chwilę oderwał wzrok od szkicownika i zmierzył Annę od stóp do głów, jakby dokonując oceny. Wracając do pracy, odpowiedział.
- Utrwalam.
- Co Pan utrwala? – drążyła Księżniczka, przewracając oczami. Zrezygnowany Sir Bell zamknął szkicownik jednym ruchem, skrzyżował przed sobą ręce i pierwszy raz, jak sięga pamięć stanął przodem do Anny.
- Mam w głowie zbyt dużo ważnych informacji, bym dołączał do nich jeszcze te zbyteczne. Nie mam siły i czasu na spamiętywanie wszystkich pomieszczeń i krajobrazów, które napotykam, więc utrwalam je sobie, by później, pisząc książkę, mieć co opisywać.
- Właśnie, słyszałam, że jest Pan w trakcie pisania! Jednak siostra nie była mi w stanie powiedzieć, jaki gatunek Pan reprezentuje. Czy mógłby Pan to ujawnić?
- Pani wybaczy, ale wolałbym by jakakolwiek informacja o treści mojej książki pozostała tajemnicą, do momentu jej wydania.
- Rozumiem… – odparła zawiedziona. Sir Bell już otwierał szkicownik i odwracał się w stronę korytarza, gdy Anna ponownie się odezwała – I nie potrzebuje Pan żadnej pomocy przy pisaniu? Po prostu przyjechał Pan obejrzeć korytarze naszego zamku?
- Skoro już Pani pyta… – zaczął, ponownie zamykając szkicownik i zwracając się do niej – Zauważyłem, że niektóre korytarze i wykończenia zostały wybudowane w innym stylu, niż reszta. Wszystko zostało do siebie dokładnie dopasowane, by nie panował chaos, ale sprawny obserwator od razu to wychwyci. Jestem świadom dlaczego tak jest: zamek był rozbudowywany w różnych czasach. Potrzebowałbym jednak dokładniejszych informacji na ten temat.
- A to nie ma problemu!
- Jest Księżniczka w stanie przybliżyć mi tą historię? – Anna pokiwała głową zmieszana.
- Co? Nie, nie, nie! Janie! Znaczy, nie ja! – opuściła wzrok, by nie widzieć kamiennego spojrzenia szlachcica. Wzięła głęboki oddech, uspokoiła się i kontynuowała – Nasz służący Kai jest ekspertem w tej dziedzinie. Zna historię całego miasta, wie nawet kiedy wybudowano choćby najmniejszy sklepik. Niech się Pan do niego zwróci w tej sprawie.
- Służący Kai. Będę pamiętał – ponownie zwrócił się w stronę korytarza, chwycił pewnie ołówek, lecz zanim przytknął go do szkicownika, znów usłyszał głos Księżniczki.
- A więc, jest Pan pisarzem? – zamknął szkicownik, znowu zwrócił się do Anny i odpowiedział zrezygnowany.
- Tak, jestem pisarzem.
- Bo wie Pan, mamy tutaj taką ogromną bibliotekę. Naprawdę, przeogromną! No, może nie w jednym pomieszczeniu. Mamy raczej mnóstwo małych bibliotek, ale gdyby było to jedno pomieszczenie, to byłaby to naprawdę ogromna biblioteka. Innymi słowy: mamy przeogromną kolekcję książek. Niestety, jest tego tak dużo, że czasem naprawdę trudno znaleźć coś ciekawego. Czy jest coś, co mógłby mi Pan polecić?
- Ragde Nalla Eop.
- Napisał jakieś dobre tytuły?
- To już sama Pani oceni. Wiem tylko że w taką pogodę łatwo będzie Pani uchwycić klimat – szlachcic raz kolejny zwrócił się w stronę korytarza i otworzył rysownik. Zerknęła na jego dzieło i stwierdziła, że jest naprawdę dobrym rysownikiem. Kreski, stworzone z delikatnych pociągnięć ołówka niemal dokładnie odzwierciedlały wygląd ich korytarza. Na pewno przeczyta jego książkę. Ciekawe co takiego umieści w niej, ze wspomnień z Arendelle. Wtem przypomniała sobie, że zapewne za niedługo odbędzie się odsłonięcie obrazu. Elsa zapewne zastanawia się, gdzie ją poniosło. Zanim jednak do nich dołączy, postanowiła odnaleźć jakąś książkę poleconego autora. Szybkim krokiem ruszyła w stronę bibliotek.

Czarny prostokąt zajął miejsce wśród innych dzieł Magnussona. Była to skromna kolekcja. Zaledwie cztery obrazy, nie licząc nowo pozyskanego. Ale miały dla siebie całą ścianę. Gdy się na nie patrzyło, był to realizm w czystej postaci. Obrazy przedstawiające pracę prostych ludzi. Kamieniarzy, budowlańców, szewców… Wszystko oddane tak dokładnie, że wydawało się żywe. Elsa odczuwała ogromną ciekawość nowego obrazu. Nie uzyskała informacji o jego tytule (prawdopodobnie sam autor go nie nadał). Nikt jej nie powiedział, co przedstawia. Nie była wielką fanką autora, ale doceniała jego ogromny kunszt rzemieślniczy. Malować z taką precyzją, to była umiejętność!
- Nawet nie wie Królowa, jakie miałem problemy z przewiezieniem tego obrazu przez granicę! – usłyszała za sobą ochrypły głos Granda. Spojrzała na niego. Uśmiechał się szeroko, poczciwie. Nie narzekał. Raczej by dumny z wykonanego zadania, mimo trudności.
- A cóż się takiego stało?
- Wie Królowa, w sprawie tej kradzieży klejnotów koronnych. Wszystko w Burgos było dokładnie sprawdzane, by zapobiec wywiezieniu ich z dala od ojczyzny.
- A tak, słyszałam o tym.
- Celnicy mnie zatrzymali i już chcieli mi obraz przeszukiwać, a ja im mówię, że to dzieło sztuki, że mogą je zniszczyć, że nasza Królowa zakazała jego dotykania! W końcu obraz należy do was, za wszelkie uszkodzenia musielibyśmy zapłacić. Jednak postawiłem na swoim.
- Ta kradzież klejnotów to chyba poważna sprawa. Mówimy tu o insygniach samej Królowej, prawda?
- A owszem! Wciąż nie mamy pojęcia jak to się mogło stać! Nagle jednego dnia puf! I nie ma! Wie Królowa, co jeszcze bardziej nas poirytowało? Diadem był ozdobiony w cztery kamienie szlachetne. Razem z innymi grandami postanowiliśmy zrobić naszej Królowej prezent z okazji jej urodzin i dodać piąty. Wszystko było zachowane w tajemnicy, już mieliśmy wręczyć go naszej Pani i akurat tego dnia go skradziono! Tak jakbyśmy dla złodzieja ten kamień dodawali…
- Naprawdę współczuje. Mam nadzieję, że znajdziecie wszystkie insygnia.
- Oby… – do sali wszedł Hrabia Lindberg, który w drodze odłączył się od grupy, niedługo po Annie. Zapomniał zabrać swojego szkła powiększającego z sypialni. Podszedł do Granda i Królowej.
- Obawiałem się, że nie zdążę na odsłonięcie.
- Na razie czekamy na moją siostrę. Mam nadzieję, że nie zapomniała…
- Pan Hrabia widzę jakiś znawca! Z lupą przybył, z drugiego końca kraju! – skomentował Duarte. Lindberg zaśmiał się, mrużąc oko charakterystycznie.
- Gdzie tam znawca! Amator. Uczę się zaledwie dokładnie badać obrazy. Mam nadzieję, że kiedyś wystarczy mi rzut oka, by rozpoznać malarski styl. To takie moje hobby. Na razie nie zawierzałbym swoim opiniom.
- Ale niech się Pan przyzna, Panie Hrabio, musi Panu naprawdę zależeć na tym obrazie – zagadała Elsa. zanim Hrabia zdążył odpowiedzieć, usłyszeli zadyszany głos nadbiegającej Anny. Księżniczka wpadła do pomieszczenia z siłą wichru. Ledwo wyhamowała tuż obok Elsy. W jednej ręce trzymała książkę, w brązowej oprawie.
- Już jestem! – Hrabia postanowił jednak dokończyć rozmowę, nie zważając na Annę.
- No cóż… Opuściłem północ chyba pierwszy raz od roku. Więc raczej tak, Magnusson jest w sferze moich zainteresowań – Elsa wysłuchała do końca, po czym kiwnęła głową i zwróciła się do siostry.
- W porządku?
- Co? A, tak!
- Po co biegłaś? Nie powinnaś się przemęczać!
- Nic się nie stało. Po prostu nie chciałam byście czekali. Nie musisz się tak martwić – Elsa uśmiechnęła się i pokręciła głową. Cała Anna! Nadszedł już jednak czas, by odsłonić przywiezione dzieło Magnussona. Królowa skinęła głową do dwójki służących. Grand Duarte i Hrabia Lindberg stanęli z tyłu, podczas gdy Elsa i Anna, tuż obok siebie, przed samym obrazem. Czarna płachta spadła na ziemię, odsłaniając dzieło. Wtedy zapadła cisza. Reakcję większości z widzów były znikome, Grand Duarte przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, lecz twarz jego w ogóle nie zmieniła wyrazu. Hrabia Lindberg również nie wyraził ni zachwytu, ni zawodu. Najwięcej o obrazie, świadczyły miny Królowej i Księżniczki. Elsa uniosła brwi wysoko, marszcząc czoło najbardziej jak pozwalały jej na to mięśnie twarzy. Anna natomiast zareagowała odwrotnie, to szczęka opadła jej na dół. Obraz zdecydowanie był obrazem realistycznym. Zdecydowanie styl był niezwykle podobny do sąsiadujących dzieł. Reakcję sióstr były spowodowane zapewne szarością ostatnich dni. Spodziewały się czegoś kolorowego, żywego. Tymczasem obraz pasował nastrojem do pogody idealnie. Przedstawiał grupę mężczyzn, oczyszczających ścieki w Arendelle. Był pochmurny, jesienny (chociaż patrząc na dzisiejszą pogodę, to może nawet letni) dzień. Cieniowanie postaci było tak uwydatnione, że niektórzy wręcz nie mieli twarzy. Jedynie budynki w oddali, oświetlane były bladym blaskiem, przebijającym się przez chmury. Jeżeli obraz wywoływał jakieś uczucia, to smutek był pierwszym z nich. Elsa w końcu uświadomiła sobie, że powinna coś powiedzieć. Cokolwiek. Odchrząknęła, poprawiła pozycję i wykrztusiła.
- Ciekawy… – pokiwała głową kilka razy, by przekonać do tego samą siebie – Bardzo ciekawy. Charakterystyczny styl, niezwykle szczegółowy plan. Realizm, tak jakbyś patrzyła w okno...
- Szary i ponury! – skwitowała Anna, nie wierząc w to, co mówi siostra.
- Oh, daj spokój! – broniła obrazu Królowa – Magnusson pokazywał to, co widział. A nie każde dni są jasne i słoneczne – Anna pogładziła się po włosach, mrużąc oczy. Ten obraz zdecydowanie wprowadzi na zamku smutną atmosferę.
- Mówiąc szczerze wolę inny rodzaj malarstwa… Bardziej kolorowy, z kwiatami, słońcem…
- Realizm ma przedstawiać rzeczywistość taką, jaką jest. I to zostało przedstawione świetnie…
- Ale ja nie mam nic przeciwko malowaniu rzeczywistości! Niech ten Magnusson namaluje na przykład nasz fiord! Albo twój Pałac! Nie dość, że prawdziwe, to jeszcze przepiękne.
- Raczej nie może już tego zrobić…
- Wiem! Przecież nie o to mi chodzi! – odparła Anna pamiętając doskonale, że autor już nie żyje – Można przedstawiać rzeczywistość, ale nie musi być to ta szara i ponura!
- Wiesz Aniu, na tym świecie istnieją także ludzie, którzy pracują ciężko, w pocie czoła dla społeczeństwa. Dobrze, że ktoś postanowił ich uhonorować – Anna westchnęła i opuściła wzrok.
- No racja… – zgodziła się. Wciąż jednak była pewna, że ta sala zacznie psuć jej humor, ilekroć do niej wejdzie.
- Zamek to nie tylko nasz dom. To także kolebka naszej kultury. Musimy tutaj pokazać całe Arendelle, nie tylko jego część – zakończyła Elsa.

Anna, przypominając sobie o trzymanej książce, szybko opuściła salę i udała się do pokoiku z kominkiem, by w spokoju oddać się lekturze. Miała naprawdę ogromne nadzieję, co do nowo odkrytego autora. Sir Joseph Bell zjawił się dosłownie na chwilę. Nawet nie zwrócił uwagi na obraz, który sam przecież przytaszczył. Wydawało się, że nawet nie był pewny który to był konkretnie. Nawet się o to nie spytał. Po prostu rozejrzał się, machnął ręką, jakby coś mu się nie spodobało i wyszedł. Elsa tymczasem wraz z Hrabią Lindbergiem porównywała nowy nabytek do innych dzieł. Zgodnie stwierdzili, że jest to Magnusson. Cieniowanie, pociągnięcia pędzlem, sposób przedstawienia rzeczywistości. Wszystko było takie same. Hrabia nie potrafił jednak odpowiedzieć na pytanie, co obraz robił w Burgos. Magnusson nigdy tam nie wyjeżdżał. Wspomniany został jednak pewien dziwny nawyk malarza. Niektóre obrazy, które obecnie znajdowały się w zamkach i muzeach i były warte fortunę, Magnusson po namalowaniu sprzedawał na ulicy za bezcen. W ten sposób wiele jego dzieł wciąż wisi na ścianach w domach prostych ludzi. Ot, kaprys artysty. Być może, że takim właśnie sposobem obraz z ręki do ręki trafił do Burgos, podczas gdy jego właściciele nie mieli pojęcia z czym mają do czynienia.
- Panie Kai! – wrzasnął Duarte na służącego, który cały czas towarzyszył im na sali – Niech no Pan podejdzie! – gdy prośba arystokraty została spełniona, objął on służącego ramieniem, w niezwykle przyjacielskim geście i radosnym tonem wskazał na obraz – A co ty myślisz o tym rysuneczku, co żem go przytachał!? – Duarte ani trochę nie ściszył głosu, przez co Kai o mało nie stracił słuchu. Odpowiedział lecz spokojnie, jak to miał w zwyczaju.
- Przykro mi, ale nie znam się na sztuce ani trochę, Grandzie. Wiem tylko, że sam bym czegoś takiego nie namalował.
- Heh! Ja też nie potrafię odróżnić Notke od Delacroix. Więc nie martw się, nie jesteś sam! – widząc miażdżącego uściskiem arystokraty służącego, który zaraz mógł ogłuchnąć od ciągłych wrzasków, Elsa zawołała Duarte.
- Wielmożny Grandzie! Zapraszam na posiłek! Na pewno zgłodniał Pan przez tą całą podróż! – arystokrata puścił służącego, który odetchnął z ulgą.
- Mówiąc szczerze, to nie! Zawsze mam przy sobie coś do przegryzienia, ale nigdy też jedzeniu nie odmawiam! – dochodziło południe, pora więc idealna na obiad. Królowa, Hrabia i Grand udali się w stronę jadalni, gdzie zapewne już czekał posiłek. Grand całą drogę mówił do nich, dosyć głośnym tonem, o różnych rzeczach. O jego posiadłości w Burgos, o zamku jego Królowej, o dniu, w którym przywieziono mu obraz i o tym, jak to jemu (to słowo podkreślał wskazując na siebie palcem) powierzono zadanie przywiezienia go tutaj. Elsa uznała, że jest nawet dosyć zabawny. Przesadna ekscytacja wszystkim wokół sprawiała, że przyjemnie się go słuchało, o ile stało się w dostatecznej odległości. Inaczej strasznie bolały uszy. W połowie drogi do jadalni, napotkali Sir Josepha Bella.
- Witam Sir Bell! Krótko Pan był na sali, jak się podobał obraz? – zagadała do niego Elsa.
- Obraz? – zapytał się zdziwiony szlachcic – Jaki obraz? – Królowa zamrugała z zaskoczenia.
- Ten obraz, który pomagał Pan wnieść do środka…
- To to był obraz? Ah, nieważne! I tak nie interesują mnie obrazy. Właściwie, to mam do Królowej pytanie.
- Słucham?
- Szukam kuchni, chciałbym ją dokładnie obejrzeć – dziwna to była prośba, ale Elsa nie widziała powodu, dla którego Sir Bell nie miałby zobaczyć ich kuchni. Tym lepiej, że idą właśnie w stronę jadalni. Może uda się jej zamienić z nim parę słów. Jak na razie, szlachcic nie wykazywał absolutnie żadnego zainteresowania otaczającymi go ludźmi.
- To się naprawdę świetnie składa, właśnie idziemy do jadalni na obiad. Najłatwiej trafić do kuchni właśnie stamtąd. Niech pan do nas dołączy!
- Zgoda… – odparł szlachcic, jakby była to raczej konieczność, niż przyjemność. Dalszą drogę przebywali już w czwórkę.
- Więc, Sir Bell? W liście napisał Pan, że interesują Pana zamki?
- Tak, Królowo. Zwiedzam wszystkie zamki i pałace, w których zostanę przyjęty. Od wschodu, do zachodu kontynentu. Niedługo pewnie pokonam ocean.
- To musiał Pan sporo widzieć! – wrzasnął mu do ucha Grand, na co Sir Bell zareagował dosyć jednoznacznie. Zaczął iść obok Hrabiego, oddzielając się od Duarte zarówno Lindbergiem, jak i Królową.
- Tak… – odparł – Całkiem sporo.
- A co tak Pana w tych zamkach interesuję? Bo niektórzy to mogliby stwierdzić, że pragnie Pan coś zrabować! – mało taktowna uwaga należała, oczywiście, do Granda. Sir Bell jednak wydawał się w ogóle nią nie przejmować.
- Dlatego pewnie tak mało osób zaprasza mnie do siebie.
- Ale nie interesują Pana dzieła sztuki i klejnoty? – drążył Duarte.
- Dzieła sztuki: nie. Klejnoty tylko jeżeli są warte uwagi. Które ładnie prezentują się na papierze – mówiąc to uniósł w górę swój szkicownik – A i tak nie widziałem bardziej wartego uwagi skarbu, od diademu Westford – Hrabia zmrużył oko w swoim stylu i rzekł.
- A tak! Widziałem go dobrych kilka lat temu, gdy byłem u was na misji dyplomatycznej. Przepiękne dzieło. Ma chyba sześć kamieni, o jeden więcej, niż ten z Burgos. Chociaż ten też jest zacny – zakończył zwracając się do Granda. On natomiast spuścił tylko głowę.
- Niech szlag trafi tych złodziei… – mruknął.
- O, faktycznie… Przepraszam – dodał Hrabia. Elsa czuła się nieco dziwnie, gdy wszyscy mówili o pięknie i wysokiej cenie diademów. Doskonale pamiętała kiedy ona swój po prostu… Wyrzuciła. Cóż, są chyba na świecie rzeczy ważniejsze, od najcenniejszych klejnotów.
- Ja tam nigdy nie byłem w Burgos… – dodał na koniec Sir Bell.

Na obiedzie nie było Anny. Gdy zapytała Gerdę, Elsa dowiedziała się, że jej siostra poprosiła o przyniesienie skromnego posiłku do pokoju z kominkiem. Miała nadzieję, że Anna dobrze się czuję. Opuściła więc towarzystwo arystokratów i udała się do niej. Szlachciców trzymało razem chyba tylko towarzystwo Królowej, gdyż szybko rozeszli się w swoje strony, jak tylko zniknęła. Każdy opuścił jadalnie sam, nie licząc Granda Duarte, który rozpoczął pogawędkę z Gerdą i to w jej towarzystwie wyszedł. Elsa nie dotarła jednak do pokoju. Wpadła na Annę w drodze, w jednym z korytarzy. Księżniczka szła z nosem wciśniętym w książkę, o niebieskiej oprawie. Nawet nie zauważyła Elsy. Przeszła tuż obok.
- Anna?
- Y-hm?
- Dobrze się czujesz?
- Y-hm.
- A co czytasz takiego? – Anna odwróciła się i spojrzała na siostrę.
- Ragde Nalla Eop. Sir Bell mi polecił.
- A, tak. Słyszałam coś o nim. Zdaję się zapoczątkował nowy nurt pisarski…
- Powieść detektywistyczna! – dokończyła za nią Anna.
- Nigdy nie widziałam byś się tym interesowała. Kiedy zaczęłaś ją czytać?
- Dzisiaj – Elsa zauważyła zaskoczona, że siostra jest prawie na ostatniej stronie!
- I już ją kończysz!?
- Tak, już drugi tom! Niesamowicie pasjonujące! Będę musiała wyściskać Sir Bella za tą poradę.
- A o czym to konkretnie jest? – Anna podniosła książkę na poziom oczu Elsy i pokazała jej tytuł: „Tajemnica Mariana Tegora”.
- Pewien szlachcic hobbistycznie zajmuje się rozwiązywaniem tajemniczych przestępstw. Wiesz, takich, w których sprawca nie został odkryty. By dojść do prawdy, korzysta z siły swojego umysłu. Przy pomocy dedukcji łączy ze sobą znane fakty i rozwikłuję sprawę. Zakończenia są zawsze najlepsze! – a więc pewnego rodzaju ksiązka przygodowa, pomyślała Elsa. To raczej nie jej typ historii.
- Cóż, cieszę się, że tak cię to zainteresowało. Pamiętam jak spędzałaś pod biblioteczkami mnóstwo czasu, nie mając pojęcia co wybrać. A w czasie, gdy ty odkrywałaś nowe drogi literatury, ja zabawiałam naszych gości. Powiedz no, co o nich myślisz? Co sądzisz o Grandzie Duarte?
- Głośny i trochę nieokrzesany, ale poczciwy.
- Tak, a jednocześnie bardzo dumny. Człowiek pełen kontrastów. A Sir Bell?
- Gbur. Ale za to bardzo inteligentny! – wtem rozległ się jakiś dźwięk. Ktoś chyba coś krzyczał, czy raczej wołał. Było to jednak na tyle daleko, że żadna z sióstr nie zrozumiała ani słowa. Na chwilę tylko spojrzały się w stronę, z której dało się to usłyszeć. Szybko jednak dźwięki się urwały. Wróciły więc do rozmowy.
- A wiesz, że…? – zaczęła Elsa, ale nie dane było jej już skończyć. Kolejny odgłos rozniósł się po zamku, tym razem wyraźny krzyk. Głośny jęk, który urwał się nagle, zagłuszony przez łzy. To była Gerda! Bez namysłu siostry pobiegły w stronę źródła krzyku. Przebiegły dość długi dystans, zanim znalazły się dostatecznie blisko, by wiedzieć, skąd pochodził odgłos. Wbiegły na korytarz, prowadzący do holu, udały się jednak w stronę przeciwną od niego. W końcu weszły do okrągłego, niewielkiego saloniku. Pod drzwiami stała przerażona Gerda. Siostry zobaczyły, co doprowadziło ją do takiego stanu. Na ziemi, pod ścianą, leżał Kai, twarzą do podłogi. Najwyraźniej coś mu się stało. Nad nim klęczał Grand Duarte, próbując przewrócić go na plecy. W końcu mu się udało. Siostry również zbliżyły się do służącego i pochyliły nad nim.
- Panie Kai! No! Pobudka! Nie ma co spać! Damy Pan straszy! – mówił Grand, klepiąc go po policzku.
- Czy on…? – chciała zapytać Gerda, lecz nie miała odwagi dokończyć. Elsa przyłożyła ucho do ust Kaia i patrzyła przez pewien czas na jego klatkę piersiową.
- Żyje. Oddycha, na szczęście. Co się tutaj stało? – Duarte wzruszył ramionami.
- Sam chciałbym wiedzieć. Gaworzyłem sobie spokojnie, z Panią Gerdą, a tu nagle nasz przyjaciel Kai zaczął się wydzierać. Nagle przerwał w połowie zdania, więc zdziwieni przyszliśmy sprawdzić co się stało. I proszę! Leżał jak długi!
- Co takiego krzyczał? – Gerda zakryła usta dłonią i próbowała sobie przypomnieć.
- Coś o tym nowym obrazie chyba… Ktoś coś chyba zrobił z Magnussonem?
- „Podrobiono Magnussona”! – oznajmił Grand – Słowo w słowo! To właśnie krzyczał!
- „Podrobiono Magnussona”? – powtórzyła Anna – Przecież Kai zupełnie nie zna się na sztuce! Skąd mógłby to wiedzieć? – Księżniczka dokładnie miała w pamięci czasy, kiedy Kai był prawie jedynym służącym na zamku. Samotna, często usiłowała zagadać do niego, najczęściej zaczynała rozmawiać właśnie o obrazach. Kai jednak wiedział najwyżej przez kogo i kiedy zostały namalowane. Zupełnie nie miał zmysłu artystycznego! Drzwi po przeciwległej ścianie, za którymi korytarz prowadził prosto do ogrodów królewskich, rozwarły się nagle i w pomieszczeniu pojawił się Hrabia.
- Co to za krzyki!? – zawołał przejęty, aż zobaczył leżącego sługę – Królowo, co tu się stało?
- Sama chciałabym wiedzieć – odparła, po czym dokładnie obejrzała twarz Kaia, potem głowę, potem szyję… – Aha! – zawołała widząc zaczerwienione miejsce na karku, z tyłu głowy – W coś się uderzył. I to całkiem mocno.
- Uderzył? W co? – wtrąciła Anna, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie było tu absolutnie niczego wystającego na tyle, by mógł się o to uderzyć i wylądować na środku pokoju – Elso! To ktoś go uderzył! – wszyscy popatrzyli na siebie niepewnie. Mimo wszystko czuli, że Księżniczka ma rację.
- Dobrze, teraz trzeba się nim zająć. Musimy przenieść go do jego pokoju i zawołać lekarza – Grand Duarte otrzepał dłonie i zawołał.
- No, Panie Hrabia! Pokaż Pan męską krzepę, w swych wątłych ramionach! – Lindberg bez ociągania złapał obiema rękami służącego pod barki, podczas gdy Grand Duarte chwycił go za nogi. Podnieśli go i powoli wynieśli z pokoju. Krok w krok za nimi, dreptała Gerda.
- No Anno… – zaczęła Elsa – Chyba okres nudy oficjalnie się skończył… – powiedziała to do pustego pokoju. Anna zniknęła.

- Elso! Mamy sprawę! – usłyszała za sobą pełen entuzjazmu głos. Odwróciła się i ujrzała siostrę ubraną nieco inaczej. Na swoją jasno zieloną, luźną sukienkę, narzuciła czarną pelerynę. Tylko po co? Przecież była w zamku! Twarz jej natomiast promieniała. Nie była to jednak zwykła radość, z powodu nagłego szczęścia. Była to raczej ta radość, która ujawniała się w momencie wyruszania na przygodę.
- Widzę że deszcz przestał cię tak dołować – skomentowała Elsa – Wybierasz się gdzieś?
- Skąd! Musiałam się po prostu odpowiednio ubrać. Elso! Ktoś zaatakował Kaia, a my nie wiemy kto! Trzeba dojść do prawdy, znaleźć sprawcę! – Elsa nie miała bladego pojęcia skąd ten dziwny pomysł wpadł jej siostrze do głowy. Z niemałym zdezorientowaniem odparła.
- Spokojnie Anno. Mieszkamy na zamku, pamiętasz? Strażnicy się już tym zajmują.
- Oj tam! Strażnicy! Strażnicy nie potrafią myśleć tak, jak my! To nasza szansa! Nie możemy jej przepuścić! – Anna zaczęła krążyć koła i prawie że podskakiwać – Zagadka! Śledztwo! Poszlaki! Elso, razem rozwiążemy tą sprawę! Zbadamy dokładnie każdy ślad i, niczym po nitce do kłębka, dojdziemy do tego co się stało! Ja będę detektywem, a ty moim pomocnikiem! – wtem do Elsy dotarło, że Anna widzi w tym zdarzeniu sytuację, o jakich czytała w książkach.
- Anno! To nie jest zabawa!
- Oczywiście że nie! Kaiowi stała się krzywda! Chcę się dowiedzieć kto mu to zrobił i upewnić się, że już nikogo nie skrzywdzi! – te słowa uderzyły Królową naprawdę mocno. Oh, Anna! To przecież było oczywiste! Chciała pomóc wszystkim dookoła, powstrzymać tego złego człowieka, kimkolwiek był. Nie kierowała nią wybujała wyobraźnia, a przynajmniej nie w głównej mierze. Chciała po prostu pomóc.
- Ehh… W porządku… – czuły uśmiech zawitał na twarzy Elsy.
- Jest!
- Ale dlaczego to ja mam być pomocnikiem!? – zauważyła po chwili wzburzona.
- Bo to detektyw jest tym ekscentrycznym i nadpobudliwym! Pomocnicy zaś są opanowani i zazwyczaj wzdychają z politowania patrząc na wyczyny detektywów.
- Ehh…
- O! Właśnie tak! Poza tym to był mój pomysł, więc ja wybieram rolę! – Elsa pomasowała swoje czoło. Ona chyba nigdy nie dorośnie, pomyślała.
- Więc? Od czego zaczynamy detektywie?
- Jak to od czego? Idziemy na miejsce zbrodni, znajdujemy poszlaki i krok po kroku tworzymy łańcuch wydarzeń! Czekaj! Tylko jeden szczegół! – Anna odwróciła się do siostry plecami, wyciągnęła coś zza peleryny i nałożyła na głowę – No i? Jak wyglądam? – Elsa zakryła usta dłonią i ledwo zdołała powstrzymać parsknięcie śmiechem. Anna miała na głowię niezwykle dziwaczną czapkę z dwoma daszkami. Jednym z przodu, drugim z tyłu. Dodatkowo miała uszy, choć zapięte u góry i była w brązową kratę.
- Dziwnie… – skomentowała jedynym słowem, które przychodziło jej do głowy i było inne od „śmiesznie”. Mina Anny natychmiast przybrała kształt irytacji.
- Wyglądam sty-lo-wo!
- Skąd w ogóle wzięłaś tą czapkę?
- Wygrzebałam ze starych skrzyń – mówiąc to wskazała na górę, mając pewnie na myśli magazyny na wyższych piętrach.
- Których konkretnie?
- Moja droga Elso… – zaczęła i wyciągnęła coś z kieszeni, po czym powoli przybliżała ów przedmiot do ust – To przecież ele…
- Chej! Co ty sobie wyobrażasz!? – krzyknęła Królowa, wyrywając siostrze małą, brązową fajkę z dłoni. Anna zaśmiała się tylko.
- Spokojnie! Przecież nie chciałam jej…
- Po co w ogóle ją wzięłaś!? – przerwała jej podenerwowana Elsa, wymachując fajką w powietrzu. Przy okazji zajrzała do główki. Faktycznie nie było tytoniu.
- By wyglądać sty-lo-wo! – powtórzyła Anna. Elsa tylko pokiwała głową, po czym schowała fajkę za kołnierz.
- Nigdy więcej jej nie dotykaj, nie patrz na nią, nawet najlepiej w ogóle o niej nie myśl! – odwróciła siostrę plecami do siebie i zaczęła ją pchać w stronę pokoju, w którym zaatakowano Kaia – Lepiej zajmijmy się tą sprawą, zanim jakiś inny pomysł wpadnie ci do głowy! – po niedługim czasie obie znalazły się na „miejscu zbrodni” jak określała je Anna. Księżniczka natychmiast zaczęła spacerować po pokoju, podczas gdy Elsa cały czas masowała czoło. Czasem jej siostra kosztowała ją znacznie więcej, niż mogły znieść jej nerwy. Anna odwróciła się w jej stronę i zaczęła.
- Dobrze zatem. Na zamku gościmy trzech nowoprzybyłych. Hrabia Lindberg, Grand Duarte ze służbą i Sir Joseph Bell. Więc? Jakie mają alibi?
- Alibi…? Anno! Nie możesz z nich robić podejrzanych tylko dlatego, że akurat byli w zamku!
- Moja droga Elso, każdy potrzebuje alibi. Czy to podejrzany, czy to świadek. Nawet ty!
- Czy to była sugestia?
- Oczywiście że nie! Przecież byłaś ze mną, masz zatem najmocniejsze ze wszystkich alibi! – zirytowana mina Elsy oddała w pełni jej stosunek do tej wypowiedzi – Kai został zaatakowany tuż po ich przyjeździe. Są najbardziej podejrzani.
- Czy mi się wydaję, czy właśnie zamieniłyśmy się rolami? Co zrobiłaś z moją dobroduszną i ufną siostrzyczką?
- Zasada prowadzenia śledztwa numer jeden: nie ufaj nikomu! A teraz powiedz mi jakie mają alibi! Strażnicy ich o to zapytali, prawda? – Elsa westchnęła, co poskutkowało niezwykle entuzjastyczną aprobatą ze strony Anny. Pokiwała głową i odpowiedziała.
- Grand Duarte był najbliżej tego pokoju, ale cały czas, od momentu zakończenia obiadu, był z Gerdą. Hrabia Lindberg poszedł się przewietrzyć w ogrodach, jeden strażnik widział go w tamtej części zamku. Sir Joseph Bell był u siebie w pokoju, ale nikt nie mógł temu poświadczyć – Anna zauważyła na okrągłym stoliku gęsie pióro i wzięła je do ręki. Zaczęła chodzić w kółko, machając nim w powietrzu.
- A więc mają alibi, choć niektórzy niezbyt mocne. Dobrze zatem. Tylko dlaczego ktoś z nich miałby atakować Kaia? Potrzebny nam motyw!
- Chyba zabierasz się do tego ze złej strony… Wydaję mi się że najpierw powinnyśmy odtworzyć wydarzenie i znaleźć jakieś poszlaki, dopiero później przejść do motywu.
- Nie kwestionuj mojego toku rozumowania, moja droga Elso! Co wiązało ich z Kaiem?
- Anno… Naprawdę! Dlaczego zakładasz że to któryś z naszych gości? To równie dobrze mógł być ktoś ze służby. Może Kai się z kimś pokłócił i w nerwach ten ktoś go uderzył? Może to był wypadek?
- Złóżmy twoją teorię w całość: jednego dnia trójka naszych szanownych gości przyjeżdża z obrazem, a gdy Kai coś na tym obrazie zauważa, pada ofiarą ataku, który miałby być zupełnie nie związany z tym wszystkim? Wszechświat jest leniwy, moja droga Elso. Nie ma miejsca na takie zbiegi okoliczności!
- Anno, mogłabyś przestać tak mówić?
- Jak, moja droga Elso?
- Na przykład „moja droga Elso”? Zachowujesz się naprawdę dziwnie…
- Prowadzenie śledztwa wymaga konkretnego podejścia. A ja ciągle nie dowiedziałam się co łączyło trzech arystokratów z naszym przyjacielem? – wcisnęła pióro w usta i wpatrując się szeroko otwartymi oczami w siostrę, oczekiwała odpowiedzi.
- Ehh… Nikt z nich nie znał się z Kaiem.
- A więc sprawa może być prostsza, niż się zdaje! – Anna wróciła do chodzenia w kółko po pokoju – Skoro nigdy nie spotkali Kaia, możemy wykluczyć jakikolwiek motyw dawnej urazy. Co znaczy, że powód ataku musiał pojawić się niedawno, prawdopodobnie jeszcze dzisiejszego dnia. Dobrze! – podczas tego monologu od czasu do czasu przykładała pióro do ust i przesadnie machała rękoma na wszystkie strony. Te gesty nie uszły uwadze Elsy.
- A co chodzi z tym piórem?
- Zabrałaś mi fajkę – rzuciła, tak jakby to tłumaczyło wszystko – To oznacza, że nie musimy grzebać w dawnych czasach i historiach. Wystarczy dowiedzieć się co konkretnego się stało dzisiejszego dnia. To nie mogła być uraza. Zdecydowanie zbyt słabo się znali, by pojawiła się aż taka wrogość. Możemy zatem założyć, że napastnik nie ma żadnego usprawiedliwienia dla swojego zachowania, gdyż z powodów nam nieznanych, zaatakował zupełnie niewinnego człowieka.
- Czy te rozmyślania faktycznie zbliżają nas do rozwiązania sprawy?
- Oczywiście! Tworzymy w ten sposób portret napastnika! A więc atak nie był niczym osobistym. To, że ofiarą był Kai, było tylko i wyłącznie zbiegiem okoliczności. To mógł być każdy. Dlaczego jednak padło na niego? Jakieś sugestie, moja droga Elso? – Elsa raz jeszcze westchnęła i rozmasowała czoło. Nie wiedziała, czy Anna traktuje to jako zabawę, czy po prostu tak bardzo się angażuję. Stawiała na to drugie. Anna uwielbiała Kaia, jak mogłaby nie traktować tego poważnie? A więc traktowała to po prostu zbyt poważnie. Tak, to do niej podobne…
- Napad rabunkowy?
- Świetnie! Naprawdę świetna próba!
- Trafiłam?
- Co? Nie! To przecież nie ma najmniejszego sensu! Kai nie nosi przy sobie niczego naprawdę cennego, a wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, pozostało przy nim. Dodajmy do tego miejsce w którym jesteśmy. Mamy tutaj tysiące naprawdę drogocennych rzeczy, dlaczego ktoś chciałby atakować służącego? Zaznaczę jeszcze, że nasi trzej główni podejrzani to arystokraci. Nie są raczej tak zdesperowani, by kraść od służby.
- Dlaczego więc powiedziałaś „świetnie”?
- Bo dzięki twojej błędnej sugestii wiemy, że powodem ataku musiało być coś konkretniejszego. Nie coś, co posiadać może każdy, lecz coś, co miał tylko Kai. Tak! Atak akurat na Kaia był tylko zbiegiem okoliczności! Ale to, że ofiarą ataku miał paść akurat Kai, było nieuniknione! Nadążasz? – Elsa pogładziła się po głowie.
- Tak myślę…
- Nie było to więc nic wartego faktycznych pieniędzy, ale było bardzo cenne dla napastnika. Nie była to sprawa osobista, więc Kai został w to po prostu wplątany. Cóż więc to mogło być?
- Ty tu jesteś detektywem! – skomentowała Elsa, zaniechując prób sprowadzenia siostry na ziemię.
- Przypomnij mi, co Grand Duarte powiedział, że usłyszał, zanim doszło do ataku?
- „Podrobiono Magnussona”.
- Dokładnie! I dlatego Kai został zaatakowany! Dowiedział się czegoś niewygodnego dla napastnika! – Elsa przewróciła oczami.
- Anka, już rozmawiałyśmy o tym. Niezależnie od tego jak wykształcony jest Kai… Nie jest orłem ze sztuki. Porównaliśmy dzieło z innymi pracami Magnussona, styl jest identyczny.
- A jednak właśnie dlatego Kai został zaatakowany! Wszystko na to wskazuję, moja droga Elso. A jeżeli jakieś ogniwo nie pasuje ci do łańcucha, musisz zmienić ogniwo, a nie łańcuch. Może napastnik nie wiedział o niewielkiej wiedzy Kaia o sztuce? Może po prostu chciał się zabezpieczyć? Może sam nie wiedział, jak łudząco podobny jest obraz, do dzieł Magnussona? A może sam nie był pewny, czy jest autentyczny, ale chciał, by wszyscy tak myśleli? Na te pytania zapewne jeszcze znajdziemy odpowiedzi, lecz już nie w tym pokoju.
- Moment, czyli przyszłyśmy tutaj, by zbadać miejsce zbrodni, ale postanowiłaś wyciągnąć parę wniosków nawet się nie rozglądając?
- Moja droga Elso, rozejrzałam się tutaj w trakcie całego tego monologu! – Co się z nią, do licha, stało!? Spytała się w myślach Elsa. Te książki mają wręcz przerażający efekt! – Zobacz: do tego pokoju prowadzą aż trzy korytarze. Pierwszy za twoimi plecami, idący do głównego holu. Drugi po lewej stronie, którym najszybciej można dojść do sali z obrazami. Oraz trzeci, po przeciwległej ścianie, prowadzący do ogrodów. Kai leżał tutaj – Anna stanęła na środku pokoju i płynnymi ruchami zaznaczyła miejsce, w którym znaleziono służącego – Nogami skierowanymi do drugiego korytarza, co znaczy że przyszedł z sali z obrazami. Twarzą natomiast do pierwszego, szedł więc w stronę głównego holu. Na co wskazywały obrażenia?
- Został uderzony ciężkim przedmiotem w tył głowy. Wszystko wskazuje na to, że napastnik stał dokładnie za nim.
- I co to oznacza? – Elsa rozejrzała się dokładnie po pokoju. Spojrzała na odległość między trzema korytarzami, aż w końcu zatrzymała wzrok na okrągłym stoliku, stojącym naprzeciwko korytarza prowadzącego do ogrodów.
- Że napastnik cały czas szedł dokładnie za nim.
- Brawo! Uczysz się, moja droga Elso! Tak, masz rację. Szedł za nim. Albo ściślej mówiąc: wszedł do tego pokoju tymi samymi drzwiami, co Kai. Czy mogę cię zapytać, jak do tego doszłaś? – Elsa wskazała dłonią na okrągły mebel.
- Stolik uniemożliwia zajście Kaia od tyłu, gdyby napastnik wszedł korytarzem od ogrodów. Kai zdążyłby go zauważyć. To samo tyczy się drzwi prowadzących do holu, skoro to właśnie w ich stronę zmierzał.
- Dokładnie! – pochwaliła Anna – Zaczynasz łapać! Teraz tylko ważne pytanie: czym uderzył Kaia?
- Nie znaleźliśmy niczego, co by pasowało. Zapewne napastnik zabrał narzędzie ze sobą. Albo należało do niego. Może miał laskę? – Anna machnęła ręką z dezaprobatą.
- I znowu myślisz ciasno, moja droga Elso. Nie odrzucaj łańcucha, tylko znajdź pasujące ogniwo! Odkrycie Kaia było niespodziewane, napastnik nie zaplanował tego ataku. Przyszedł tu za nim i w przypływie emocji złapał coś i zadał cios. Nie zabrał tego ze sobą, gdyż zauważyłybyśmy, że coś zniknęło. Odłożył to na miejsce. Jest bystry. Gdybyśmy znalazły narzędzie u niego, wszystko by się wydało. Co to zatem mogło być? – Anna zaczęła rozglądać się po pokoju. Oglądała wszystkie ciężkie przedmioty, które mogłyby się do tego nadawać. Było ich jednak całkiem sporo. Po kolei podnosiła, to stary zegar, by sprawdzić czy dobrze chodzi (uszkodzenie tarczy, bądź wskazówek byłoby jednoznaczne), to grubą księgę (wgniecenie okładki mówiłoby samo za siebie), to żelazny dzbanek (wygięty metal wskazałby drogę). Elsa westchnęła po raz en-ty. Anna naprawdę się do tego napaliła. By nie marnować czasu, również zaczęła się rozglądać. Młodsza siostra miała rację. Nie ma sensu stać i czekać, aż strażnicy odnajdą sprawcę. Chodziło tu przecież o Kaia. Ich najwierniejszego sługę. Ich przyjaciela. Razem natomiast, były w stanie przenosić góry. Wiedziała to już od dawna. Wtem coś zauważyła. Uklęknęła i zmrużyła oczy. Pod stołem leżało jakieś małe, czarne ziarenko. Z początku myślała, że to paproch. Szybko jednak okazało się, że się myliła. Chwyciła ziarenko w dwa palce i podniosła się, by dokładniej się mu przyjrzeć.
- Dowód! – usłyszała podekscytowany głos siostry.
- To tylko kawałek metalu – zaoponowała Elsa.
- Chcesz się założyć? – Anna podeszła do półki, znajdującej się na ścianie dzielącej wyjście na korytarz do sali obrazowej, od wyjścia na korytarz do holu głównego.
- Z tej półki byłoby mu najwygodniej coś chwycić – zauważyła Elsa. Anna po kolei przyglądała się leżącym na niej przedmiotom. W końcu podniosła jeden. Metalowa figura, przedstawiająca ryczącego lwa.
- Zobacz! – Księżniczka pokazała siostrze figurę dokładnie. Znaleziony skrawek metalu, był niczym innym, jak ułamanym zębem króla zwierząt.
- A więc mamy narzędzie zbrodni! – zawołała Królowa. Spojrzała siostrze prosto w oczy. Była taka pełna radości. Uśmiechnęła się do Elsy życzliwie, niezwykle zadowolona z wykonanej pracy – Anno… Przyznaję, to było niesamowite! Świetnie to wszystko rozwiązałaś!
- Bez ciebie nie dałabym rady!
- Oj, tam! Dałabyś, dała! Tylko staraj się nie ochładzać swojego umysłu. Musimy jeszcze wiele wyjaśnić – Anna wetknęła pióro do ust.
- Istotnie, moja droga Elso. Istotnie…

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

- Nad czym tak myślisz? – spytała Anna, wchodząc do sali z obrazami. Po wyciśnięciu wszystkich wniosków z miejsca zbrodni, śledztwo jakby stanęło w martwym punkcie. Annie trudno było znaleźć jakiś kolejny dowód. Kai był wciąż nieprzytomny, lecz stan jego był zupełnie stabilny. Jeżeli się obudzi, może rzuci trochę światła na tą sprawę, lecz czas działał na ich niekorzyść. Rozmyślając tak, Anna w końcu trafiła do wspomnianej sali z obrazami, gdzie zobaczyła zamyśloną Elsę, wpatrującą się w nowo przybyłe dzieło.
- Zastanawiam się nad słowami Kaia – odparła Królowa – Przecież on ani trochę nie znał się na malarstwie. Nawet go to nie interesowało. Skąd mógłby wiedzieć, że to nie jest obraz Magnussona? – Anna zaśmiała się widząc, że jej siostra również wolne chwile poświęca próbie rozwiązania sprawy.
- Aha! Jednak śledztwo cię wciągnęło! – Elsa uśmiechnęła się ironicznie.
- Po prostu jestem ciekawa! – Anna dołączyła do niej, lecz nie potrafiła niczego dostrzec na obrazie. Myślała podobnie, jak wszyscy inni. Styl był łudząco podobny do innych prac tego artysty.
- Nie możesz ściągnąć jakiegoś znawcy?
- Już po jednego posłałam, lecz w taką pogodę nie oczekuj, że szybko się zjawi – Elsie wydawało się, że wpatruje się w sprzeczne równanie. Coś, co po prostu nie miało sensu i nijak nie dało się tego zmienić. Kai doszedł do tego, że styl Magnussona jest podrobiony. Ale jak? Odpowiedzi po prostu nie było widać. Elsa nie potrafiła zrobić żadnego ruchu, ani jednego przekształcenia, by to równanie nabrało sensu – Mogłybyśmy założyć, że Kai się pomylił. Ale dlaczego w ogóle doszedł do takiego wniosku? Co go do tego pchnęło? To wydaję się zupełnie absurdalne!
- Pamiętaj co ci mówiłam: jeżeli ogniwo nie pasuje ci do łańcucha, zmień ogniwo, nie łańcuch.
- Przyznaj się! To cytat z książki!
- Nie zaprzeczę… – zaśmiały się – Pomyślmy… Co mógłby zauważyć na tym obrazie Kai? Może podchodzimy do tego od złej strony? Może nie powinnyśmy rozmyślać o stylu malarskim, cieniowaniu i kolorystyce. Wiemy przecież, że Kai nie miał o tych rzeczach bladego pojęcia! Wniosek o podrobieniu, przyniosła mu zatem inna umiejętność… – jakieś niezwykle jasne światło, padające z tych słów, rozjaśniło umysł Elsy. Nagle wszystko wydało się takie proste. Odpowiedź znalazła się na wyciągnięciu ręki!
- No jasne! – zawołała uradowana – Oczywiście! Anno, jesteś genialna!
- Nie zaprzeczam, moja droga Elso, ale mimo iż podałam ci dobrą teorię, przyznam się szczerze, że nie mam bladego pojęcia na co właśnie wpadłaś.
- Jak to nie masz? – Elsa pociągnęła siostrę za sobą, wchodząc w jeden z korytarzy – Obraz przedstawia scenę dziejącą się w Arendelle. Zgodnie z duchem realizmu, całe otoczenie zostało żywcem wzięte z rzeczywistości – Elsa zaprowadziła siostrę do biblioteki. Tutaj zaczęła wodzić palcem po książkach, szukając jakiejś konkretnej – Tak więc całe tło przedstawia budynki i ulice, które faktycznie istnieją. Kai nie znał się na sztuce ani trochę, ale znał się doskonale…
- Na historii miasta! – dokończyła Anna – Tak więc na obrazie musiało być coś, czego być tam nie powinno. Elso, to ty jesteś genialna! – Królowa w końcu znalazła książkę, której szukała i położyła ją na stoliku nieopodal. Po przekartkowani paru stron, pokazała siostrze spis dat.
- O tutaj! Dom handlowy, który jest widoczny na obrazie, został wybudowany…
- Rok po śmierci Magnussona! – ponownie dokończyła Anna – Brawo Elso!
- Wszystko dzięki twojemu duchowi, siostrzyczko – Księżniczka była podekscytowana jak nigdy. Było zupełnie jak w książce! Krok po kroku, zbliżały się do zakończenia sprawy. Miały już narzędzie zbrodni, podejrzanych, motyw. Nie mogła się doczekać, aż złapią tego przestępcę! Wtem jakaś dziwna siła sprawiła, że musiała chwycić się siostry, by nie upaść. Poczuła napływającą ślinę w ustach i bardzo niesmaczny posmak w gardle. Stęknęła i spróbowała się uśmiechnąć do Elsy uspokajająco, co jednak nie wyszło jej najlepiej. Gdy już odzyskała równowagę, ściągnęła z głowy czapkę.
- Przerwa w śledztwie! Dziecko się odzywa! – po czym wybiegła z sali.

Elsa przetarła zmęczone oczy. Dochodził wieczór. Ta sprawa była niezwykle męcząca, ale przynajmniej były z siostrą na dobrej drodze. Cały czas siedziała w bibliotece, myśląc o śledztwie. A więc Kai został uderzony, gdyż odkrył, że obraz nie został namalowany przez Magnussona. Ale komu mogło zależeć na tym, by zachować to w tajemnicy? Była pewna, że kiedy Annie się polepszy, razem znajdą odpowiedź na to pytanie. Usłyszała pukanie do drzwi. Gdy pozwoliła na wejście, podszedł do niej służący i podał jej filiżankę z kawą, oraz cukier.
- Dziękuję. Ratujesz moje nerwy… – mężczyzna ukłonił się i wyszedł. Elsa wrzuciła do kawy parę kostek cukru, zamieszała i wzięła niewielki łyczek. Nieco za gorąca. Skorzystała z magii, by szybciej ją ochłodzić. Bardzo delikatnie, by nie przesadzić. Wtem przez drzwi, chwiejnym krokiem weszła Anna.
- U-hh! – jęknęła.
- No co tam?
- Dziecko chce mnie otruć… – Elsa zachichotała.
- Nawyki żywieniowe?
- Nic mi niemów… W całym zamku nie ma już ani ogórków, ani śmietany… – Elsa uniosła filiżankę do ust, by sprawdzić czy wystarczająco ją ochłodziła – Czy to… Kawa zbożowa? – zapytała Anna.
- Tak – pełne pożądania oczy siostry nie umknęły uwadze Elsy. Przekręciła oczami, uśmiechnęła się, mimo że starała się tego nie robić i bez słowa podała jej filiżankę.
- Dziękuję! – powiedziała uradowana Anna.
- Tylko pamiętaj, że nie możesz jej dużo pić. Pożegnaj się z nią na minimum tydzień!
- Wiem, wiem… – odparła i zaczerpnęła łyk.
- Miałaś w międzyczasie jakieś pomysły? Jakieś wnioski? Cały czas zastanawiam się, komu mogłoby zależeć na ukryciu prawdy o obrazie, ale nic nie wykombinowałam.
- Siostra, przestań czarować… Robi mi się zimno… – Elsa spojrzała się na siostrę, nie wiedząc o co chodzi.
- Ale ja wcale… – w tym momencie Anna zakołysała się. Filiżanka wypadła jej z rąk, kawa rozlała się po podłodze. Chwilę później jej los podzieliła Księżniczka.
- Anna! – wrzasnęła przerażona Elsa i spróbowała złapać siostrę, lecz nie zdążyła. Szybko przykucnęła obok, położyła jej głowę na swoich kolanach – Na pomoc! Niech ktoś tu przyjdzie! – krzyknęła w stronę drzwi. Wtem spojrzała na plamę kawy. Nie tracąc czasu chwyciła serwetkę, zamoczyła ją w plamie, po czym wrzuciła do filiżanki. Czoło Anny było lodowate. Elsa uścisnęła ją mocno, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. To ona miała wypić tą kawę, to ją chciano otruć! Czuła się dokładnie tak, jak kilkanaście lat temu, kiedy uderzyła siostrę lodowym pociskiem w głowie. Czuła się tak samo przerażona, tak samo winna. Lecz mniej bezradna. Drzwi z hukiem rozwarły się. Pojawił się w nich Sir Joseph Bell. Widząc co się dzieję, szybko podbiegł do sióstr. Dotknął czoła Anny, później dłoni, a następnie przyjrzał się dokładnie jej wargą, które przybrały barwę bladego fioletu.
- Gelu gelidis! – zawołał. Elsa rozpoznała nazwę egzotycznej trucizny.
- Skąd Pan wie?
- Królowo, z wykształcenia jestem medykiem! – Elsa podniosła siostrę z podłogi, przeniosła ją do sąsiedniego pokoju, który był niewielkim salonem i położyła ją na kozetce. Ze wszystkich stron zamku już zbliżali się inni ludzie. Głównie służący, a wśród nich Gerda. Jednakże zjawili się też Hrabia i Grand.
- Trzeba jej podać żeń-szeń! – oznajmił Sir Bell.
- To pomoże? – zapytała Elsa.
- A skąd! Da jej kilka godzin – z przerażeniem rozumiejąc, że to kwestia czasu, powiedziała do Gerdy.
- Przygotujcie żeń-szeń i przynieście mi książkę Tadeusza Sędziwoja! – Gerda przytaknęła i szybko, razem z innymi służącymi, wybiegła spełnić życzenie – Ile godzin? – dopytała się Sir Bella.
- Normalnie zginęłaby bo pięciu. Jeżeli szybko podamy jej żeń-szeń, może dociągnąć do dwunastu – nic nie potrafi oddać grozy, jaka teraz przepełniła Elsę. Dwanaście godzin! Ile to jest?
- Wie pan jak sporządzić antidotum? – Sir Bell pokręcił głową.
- Jak mówiłem, nigdy nie byłem w Burgos. Wiem o gelu gelidis tylko tyle, ile nauczyli mnie na uniwersytecie.
- Co tu się właściwie stało!? – ryknął Grand – Co się stało Księżniczce? Co to jest to całe gelu gelidis!?
- Trucizna – odparł Sir Bell. Grand pobladł, jakby raził go piorun. Hrabia natomiast zakrył usta dłonią, a jego oczy nagle się przeszkliły. Przejście ze strachu w gniew, było chyba naturalną reakcją Duarte, gdyż nie minęło dużo czasu, a ryknął na całe gardło.
- Panie Hrabia! Widzisz Pan, co się wyrabia!? Już dzisiaj takie łajzy po świecie chodzą! Dziewczyny w ciąży trują!
- Co to za świat? – odpowiedział Lindberg. Lewe oko na przemian to mrużyło mu się, to otwierało. Dłonie mu drżały – Ona się chciała kawy tylko napić… Wszędzie ci jad wleją, żmije!
- Panowie, zapewniam, że tymi krzykami nie pomagacie nic a nic! – wtrącił się Sir Bell. W końcu służba wróciła z naparem z żeń-szenia, oraz z książką dla Elsy. Królowa nie pozwoliła podać lekarstwa Annie, dopóki nie sprawdziła w książce, czy aby na pewno jej nie zaszkodzi. Wciąż pamiętała o zasadzie numer jeden. To otrucie na pewno miało związek z atakiem na Kaia, a Sir Bell wciąż był jednym z podejrzanych. Było jednak napisane, że żeń-szeń faktycznie spowalnia działanie gelu gelidis. Anna była nieprzytomna, więc musieli przechylić jej głowę i wlać do niej zawartość miseczki.
- Co teraz? – zapytała Elsa.
- Teraz, Królowo, niech się Królowa modli, albo znajdzie jakoś antidotum, bo gwarantuje, że wciągu najbliższych dwunastu godzin Księżniczka zejdzie z tego świata… – Elsa przytaknęła. Doskonale widziała, co robić. Poszła do biblioteczki, chwyciła za filiżankę i udała się do swojej pracowni.

Elsa przeczytała wszystkie książki, w których było wspomniane cokolwiek o gelu gelidis. Trucizna pochodząca z Burgos. Nigdzie jednak nie było napisane co jest odtrutką, albo jak ją przyrządzić. Jednak w kilku pracach wyraźnie mówiono, że antidotum istnieje. Udało się jej odsączyć kawę z serwetki i wydzielić truciznę, po czym zbadać jej skład. To jednak w niczym nie pomogło. Nie miała pojęcia co mogło zneutralizować jej działanie. Przeczytała, że trucizna stopniowo ochładza ciało człowieka, aż do śmierci. Co za kaprys losu! Anna zamarza po raz trzeci! Gdyby tylko tym razem mogła pomóc prawdziwa miłość… Ależ mogła! To właśnie przez prawdziwą miłość Elsa tutaj siedzi i poświęca każdą sekundę, na próbę ratowania siostry. To właśnie prawdziwa miłość doprowadzi do ocalenia Anny! Elsa wiedziała jedno: ten, kto zaatakował Kaia, otruł Annę. Ten ktoś może mieć antidotum. Królowa opuściła pracownie i powiedziała do pierwszego spotkanego strażnika.
- Zwołaj wszystkich naszych gości na salę balową i zbierz tam straże.

Hrabia Lindberg, Grand Duarte ze świtą i Sir Bell stali na środku sali balowej, otoczeni przez strażników. Nie wiedzieli czego Królowa od nich chcę. Nie podobała im się ta obecność straży. Tak jakby byli więźniami. W końcu Elsa zjawiła się w pomieszczeniu, stanęła przed swoimi gośćmi i oficjalnym tonem zaczęła.
- Drodzy Panowie. Jak wiecie, moja siostra umiera, a ja nie mam wiele czasu by ją ocalić. Wiem, że została otruta. Jak pamiętacie, dzisiejszego popołudnia zaatakowano mojego służącego. Jestem niemalże pewna, że te dwie sprawy są ze sobą powiązane. Z góry oznajmiam, że nie jesteście o nic oskarżeni, lecz ta seria incydentów wydarzyła się dokładnie po waszym przyjeździe. Każda inna osoba, przebywająca dziś w zamku, jest mi znana od lat. Muszę odnaleźć sprawcę tych zbrodni, dlatego proszę was, byście pozwolili moim strażom przeszukać wasze rzeczy osobiste. Tak jak mówiłam, nie jesteście o nic oskarżeni i wciąż jesteście moimi gośćmi, dlatego możecie odmówić – w głębi siebie Elsa pojmowała głupotę tego zabiegu. Jeden z nich może mieć przy sobie resztę trucizny, albo inny dowód, wskazujący na niego, a ona daje im wybór? Nie mogła ich jednak do niczego zmusić.
- Królowo, ja nie mam nic do ukrycia! – przerwał cisze chrapliwy głos Granda – Może Pani przeszukać wszystkie moje rzeczy. Rozumiem dlaczego Pani to robi! – Elsa kiwnęła głową, w podziękowaniu.
- Odmawiam – powiedział Sir Bell. Oczy wszystkich skierowały się na niego. Szlachcic poprawił ułożenie torby na ramieniu – Moje rzeczy, to moja sprawa. Ma Królowa moje słowo, że to nie ja otrułem jej siostrę i to musi wystarczyć.
- Ma Pan prawo odmówić – odparła Elsa, z nutą podejrzliwości.
- Czy… Czy to konieczne? – odezwał się wreszcie Hrabia.
- A co? Masz coś do ukrycia? – skomentował Duarte.
- Nie, nie! – szybko poprawił się Hrabia, a jego lewe oko znów zaczęło się nerwowo mrużyć – W porządku. Może mnie Królowa przeszukać! – Elsa ponownie przytaknęła.
- Wszystko odbędzie się tutaj, na waszych oczach. Strażnicy zaraz przyniosą wasze bagaże – tak też się stało. Strażnicy po kolei zaczęli wnosić torby Granda Duarte i jego świty, a także walizkę Hrabiego. Przeszukali także kieszenie gości. Walizka Lindberga poszła na pierwszy ogień. Niczego w niej jednak nie znaleziono – Przeszukaliście ich pokoje? – szepnęła Elsa w tym czasie, do strażnika stojącego obok niej.
- Tak, Pani! – na rezultat przeszukania nie trzeba jednak było długo czekać. Gdy otworzono już pierwszą torbę Granda, dało się usłyszeć jego chrapliwy krzyk.
- To nie moje! – Duarte wskazywał na niewielką fiolkę z niebieskim płynem, którą jeden ze strażników wyjął z przeszukiwanej torby. Elsa podeszła i przyjrzała się fiolce. Gelu gelidis. Bez wątpienia.
- Grandzie, czy to Pańska torba?
- Tak! Ale… To nie moje!
- Chyba wszystko jasne – oznajmił strażnik – Wtrącić truciciela do lochów, Pani?
- Że co…!? – krzyknął Grand, lecz Elsa uniosła dłoń i zatrzymała strażników.
- Nie! Spokojnie! Poczekajcie chwilę! – nie daj się gniewowi. Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Nie możesz teraz dać się ponieść emocjom. Myśl Elsa! Wszystko wskazuje na niego. To on przywiózł obraz. Trucizna pochodzi z jego kraju. To u niego znaleziono fiolkę. Jest nadpobudliwy. Anna mówiła, że ten, kto zaatakował Kaia działał pod wpływem emocji. Lecz on był z Gerdą! To on powtórzył słowa Kaia o fałszerstwie! Dał się przeszukać, bez słowa zająknięcia, a fiolkę znaleziono już w pierwszej torbie! Nie mógł być tak głupi. To po prostu nie pasowało. Ogniwo, którego nie dało się doczepić do łańcucha. Istnieją jednak pewne środku ostrożności – Zabierzecie Granda do jego pokoju i nie będziecie spuszczać go z oka.
- Areszt domowy!? Królowa razy żartować! – wybuchnął Duarte.
- Wiesz Grandzie, trudno jest od razu stwierdzić, że jesteście niewinni – wtrącił Sir Bell. Cała furia, którą Duarte napełnił się w trakcie całego tego dnia, właśnie została skierowana na szlachcica z Westford. Nigdy za nim nie przepadał, a teraz, kiedy te wszystkie negatywne emocje potępiły jego umysł, wyciągnął proste wnioski.
- To ty mi to podrzuciłeś! Przyznaj się! Chcesz mnie wrobić! Ja cię chyba uduszę! – i ruszył gniewnie w stronę szlachcica. Już miał się na niego rzucić. Uderzyć, złapać za kark, przewrócić, cokolwiek. Lecz w porę doskoczył do niego jeden ze strażników.
- Nie! – zawołała Elsa, lecz było za późno. Strażnik uderzył Granda rękojeścią miecza w tył głowy tak mocno, że szlachcic upadł na ziemię nieprzytomny. Zapadła cisza. Wszyscy byli przerażeni tym, co się stało. Elsa nie wiedziała, co teraz zrobi. Może Duarte nie był winny, a może był. Jeżeli był, mógł mieć antidotum dla Anny. Co ona zrobi teraz? Co jeżeli on już nie obudzi się, przed upływem pozostałych sześciu godzin? Nie widziała żadnej drogi, którą mogłaby pójść.

Elsa stała w jednym miejscu, w swoim gabinecie, od dłuższego czasu. Nie wykonywała najmniejszego ruchu. Cały czas myślała. Obraz, Kai, trucizna… To wszystko było połączone. Czuła to. Wiedziała, że odpowiedź jest gdzieś w jej głowie, wśród dowodów zgromadzonych przez Annę. Lecz nie potrafiła do tego dojść! Coś jej umknęło, coś musiała przegapić! Jak połączyć to wszystko w całość? Jak rozwiązać tę sprawę? Co zrobić dalej? Gdyby Anna tu była! Z nią byłoby dużo łatwiej. Ale to właśnie dla niej musi rozwiązać tą zagadkę sama. Tylko czy potrafiła? Nie-schematyczne myślenie Anny i jej zdolność łączenia faktów nadawały się do rozwiązania sprawy idealnie. Ale Elsa też miała swoje zdolności. Jak nikt inny, znała się na matematyce! Tyle tylko potrzebowała. Miała przed sobą wszystkie dane do zadania, które znalazła jej Anna. Musiała tylko znaleźć niewiadomą x. Wtem drzwi otworzyły się i stanęła w nich Gerda.
- Pani… Księżniczka Anna się obudziła.
- Jak to?
- Lekarz twierdzi że to… Syndrom dogasającej świecy… – płomyk nadziei na poprawiony stan zgasł. Anna właśnie umierała, a ona nie potrafiła niczego zrobić! Nie potrafiła przyrządzić antidotum, nie potrafiła rozwikłać sprawy! Co z niej w ogóle za siostra!? Wiedziała, że nie pomoże teraz Annie swoją obecnością. Musi rozgryźć tą sprawę, musi…! Wtedy ponownie przypomniała jej się lekcja, którą dała jej siostra. Niezależnie od tego co się stanie, musi teraz przy niej być! Razem są silne, razem mogą wszystko. Nie zastanawiając się dłużej wyszła z gabinetu. Anna leżała tam, gdzie ją zostawiła. Na kozetce, w saloniku. Jej skóra była biała jak śnieg, wargi fioletowe, jak bez. Widząc wchodzącą Elsę, powiedziała z wielkim trudem.
- Chej… Siostra… – Elsa usiadła przy niej, u stóp kozetki.
- Chej… – starała się brzmieć najcieplej, jak potrafiła. Tak jakby tym jednym słowem była w stanie odpłacić jej za całe lata chłodu, jaki jej okazywała. Nigdy nie uznała, że spłaciła swój dług.
- Jak tam… Śledztwo?
- Nie zajmuj się tym.
- Co się właściwie stało…? – Elsa westchnęła cicho. Nie mogła znieść tego widoku. Jej małej, cierpiącej siostrzyczki.
- W kawie była trucizna.
- Oh… A kto…?
- Znaleźliśmy ją w rzeczach Duarte, ale nie jestem pewna czy to on.
- Duarte? – powtórzyła bez przekonania – On zupełnie nie pasuje… – Anna odchyliła głowę, tak jakby nie miała już siły, by patrzeć na siostrę. Elsa widziała w tym obrazie wyłącznie swoją winę. Jakby wszystkie krzywdy, które jej kiedyś wyrządziła, teraz odbiły się na jej ciele. Jakby umierała przez te lata stania pod jej drzwiami. Jakby z żalu pękło jej serce. Elsa zacisnęła powieki, lecz nie powstrzymała spływającej łzy.
- Anno… – to była jej kawa. To ją chciano otruć. Anna umierała przez nią. Znowu! Musiała ją za to przeprosić – Przepraszam cię… - kolejne łzy popłynęły po jej policzku – Przepraszam cię… Za wszystko… – musiała ją przeprosić za wszystko. Za skrzywdzenie jej w dzieciństwie, za zamknięte drzwi, za odrzucenie, za zamrożenie jej serca. Za krzywdy, których nigdy jej nie wynagrodzi – Anno, tak bardzo cię przepraszam! – rzuciła jej się na szyje, jak wtedy, na zamarzniętym fiordzie. Chciała ją utrzymać. Chciała utrzymać ten dogasający płomyk jej życia w swoich ramionach. Czuła jednak, że się jej wymykał – To moja wina! To wszystko moja wina! Znowu umierasz… Przeze mnie! – ona przecież nosi dziecko! Kristoff nigdy jej tego nie wybaczy! – Dlaczego zawsze ty? To powinnam być ja! To powinnam być ja!
- Spokojnie… – Elsa poczuła jak delikatne ręce, które powinny być zimne, lecz z jakiegoś powodu nie były, obejmują ją, uspokajają. Nie dają przebaczenia, tylko przekazują, że nie jest ono potrzebne – Nie potrafię sobie wyobrazić lepszej siostry od ciebie, moja droga Elso… Kocham cię… – Anna nie potrafiła sobie wyobrazić lepszego sposobu by odejść. Odchodziła szczęśliwa. Miała siostrę, miała ukochanego, miała dziecko. Miała wszystko, czego mogłaby zapragnąć. Kogo obchodziło, przez jaki czas? Czas… Odcinek czasu… Czas pozostawia na nas pewne piętno… Nie wiedziała dlaczego takie myśli wpadły jej do głowy, ale coś rodziło się w jej pamięci. Czas i piętno. Co z czasem odciska na człowieku piętno? Wydawało się jej, że powinna to potraktować dosłownie. Piętno i czas. Czas spędzony… Na słońcu? Piętno… Na skórze? Czując, że sama nie miała dużo czasu, postanowiła jak najszybciej przekazać to Elsie. Uścisnęła ją jeszcze mocniej, tak, by usta znalazły się blisko jej ucha. Szepnęła do niej, by nikt inny nie usłyszał. Albowiem on tu był. Widziała, jak nad nimi stał – Hrabia nie spędził ostatniego roku na północy. Spójrz na jego skórę – Elsa nie zrozumiała z początku. Żal przysłaniał jej rzeczywistość. W końcu jednak pojęła, że Anna chce, by powróciła na ziemię. Uspokoiła się. Przemyślała jej słowa, które z czasem stawały się coraz bardziej oczywiste. Niestety, nie odzyskała świadomości na tyle, by powstrzymać się od tej emocjonalnej reakcji.
- Lindberg! – powiedziała. Gdy pojęła, że niepotrzebnie to zrobiła i odwróciła się, zobaczyła Gerdę, dwóch służących i plecy Hrabiego, oddalające się korytarzem. Ponownie blask płynący od Anny wszystko rozjaśnił. Wszystko stało się takie oczywiste! Łańcuch był cały. Anna straciła przytomność, ale jeszcze żyła. Według obliczeń Elsy, została jej godzina. Musiała ją dobrze wykorzystać. Wyszła z pokoju, nikt jednak nie wiedział dlaczego. Gdy Gerda chciała ruszyć za nią, Sir Bell złapał ją za rękę i powiedział enigmatycznie.
- Sama musi się z tym zmierzyć – Gerda nie pojęła tych słów, ale z jakiejś przyczyny ją zatrzymały. Elsa w końcu dotarła pod jego pokój. Drzwi były otworzone na oścież. On tam stał i patrzył na nią. Stał spokojnie i pewnie. Czekał na nią. Wiedział, że wiedziała, i co ich teraz czeka. Konfrontacja. Nie starał się jej umknąć. Wchodząc do środka Elsa czuła, jakby szła zmierzyć się z samym diabłem. Zamknęła za sobą drzwi. Pokój stał się głuchy. Szum deszczu był jedynym dźwiękiem. Podeszła do barku, nalała ponczu do dwóch kieliszków.
- Ponczu? – zapytała.
- Chętnie – odparł Hrabia i wyciągnął rękę po kieliszek. Teraz wyraźnie dostrzegła, że tam, gdzie jego skórę zakrywał rękaw, była ona jaśniejsza. Opalenizna po niedługim, niekrótkim pobycie w ciepłym kraju. Nie wiedziała dlaczego wcześniej nie zwróciła uwagi na dziwnie ciemny odcień jego skóry. Hrabia wskazał na szachownice rozłożoną na stoliku. Elsa nigdy jej wcześniej nie widziała. Musiała należeć do niego.
- Miałaby może Królowa ochotę na partyjkę? – szachownica była ustawiona tak, że białe figury skierowane były do Elsy. Ona zaś skrzyżowała ręce.
- Raczej nie – odparła ozięble.
- Oh! A czemuż to!? – wzruszyła ramionami.
- To takie niezwykle oklepane… Dwóch wrogów pod koniec książki zasiada do ostatniej rozgrywki przy szachach. Mogę panu wymienić przynajmniej dwadzieścia tytułów z takim motywem.
- Wrogów? Ależ o czym ty mówisz, Królowo?
- Poza tym…– kontynuowała nie zwracając uwagi na te słowa – Nie muszę w to z panem grać. Już wygrałam – Hrabia rozprostował plecy, a jego twarzy wciąż nie opuszczał z pozoru serdeczny, lecz złowrogi uśmiech.
- Ciekawy jestem tego Pani zwycięstwa… Może się Pani podzieli swoimi przemyśleniami?
- Klejnoty koronne z Burgos – zaczęła bez zbędnego wstępu, po czym przeszła się po pokoju, nie spuszczając Lindberga z oczu – Są w obrazie, prawda?
- Ja nic nie wiem. Niech Pani mi powie!
- To przecież oczywiste! Odpowiedź była na wyciągnięcie reki… Jakaż ja byłam ślepa. Lecz Anna nie. Anna wychwyciła Pańskie kłamstwo.
- Królowo, zapewniam cię, że nie okłamałem cię ani razu, ale z chęcią wysłucham szczegółów tych bezpodstawnych oskarżeń – Elsa położyła ręce na oparciu krzesła. Wciąż mierzyła Hrabiego wzrokiem. Lodowatym. Pełnym wyrachowania. I znającym prawdę. On jednak nie wydawał się być tym przejęty. Co ciekawe, jego dziwny tik, przez który mrużył lewe oko, zniknął zupełnie.
- Zacznijmy więc od początku… – w końcu usiadła, wciąż jednak patrząc na Hrabiego. Położyła jedną dłoń na stoliku – Ostatnich kilku tygodni nie spędził Pan wcale na północy. Pańska opalenizna, jak to bystro zauważyła moja siostra, temu przeczy. Był Pan w ciepłych krajach, mimo że twierdził Pan coś zupełnie innego. Był Pan w Burgos. I to dość długo.
- Nie przeczę, że mogłem wyjechać tam w kilku niezbyt ważnych sprawach i zapomnieć o tej wizycie…
- O nie… Nie zapomniał Pan. Jak ktokolwiek by mógł? Pojechałeś tam, Hrabio, by okraść naród z jego królewskich insygniów. Jak to zrobiłeś, tego nie wiem. Wiadomym jest jednak, że klejnoty zniknęły. A ja wiem, że to ty je ukradłeś.
- To oszczerstwo, ale mów, Pani, dalej.
- Jednakże nie jest tak łatwo wywieść klejnoty koronne z państwa. Na granicy na pewno czekało mnóstwo strażników. Musiał Pan znaleźć sposób, by ich ominąć. Chciał Pan to zrobić jak najsubtelniej, tak by nikt nawet nie zwrócił na Pana uwagi. Dlatego wynajął Pan kogoś, by namalował ten obraz. Kogoś niezwykle utalentowanego. Miał idealnie odwzorować styl jakiegoś malarza, koniecznie z Arendelle. Padło na Magnussona. Kogokolwiek wynająłeś, spełnił swoje zadanie wyśmienicie. Dowód wisi na mojej ścianie. Schowałeś, Hrabio, w tym obrazie klejnoty, wróciłeś do Arendelle, a następnie po cichu, przez pośrednika, ogłosiłeś, że oto odnalazło się nieznane dotąd dzieło słynnego malarza. Wiedziałeś, że przywiozą je do mnie. Wiedziałeś, że nie spróbują dokładnie obejrzeć obrazu, by go przez przypadek nie zniszczyć. Nie dopóki ja się z nim nie zapoznam. Miałeś świetną wymówkę, by się tu zjawić. Zapewne wybrałeś Margussona dlatego, że dorastał w twoim mieście. Plan był taki, że kiedy zainteresowanie obrazem ucichnie, ty bez problemu zabierzesz klejnoty i nikt nawet nie pomyślałby, że kiedykolwiek tu były – pozwoliła sobie na chwilę zadumy, spojrzała na drzwi. Pomyślała o biednym Kaiu. Miała nadzieję, że szybko się ocknie. Cały czas jednak pozostała czujna. Gdyby Hrabia zrobił choć jeden gwałtowny ruch, pożałowałby go – Lecz popełniłeś jeden błąd. No, nie jeden. Jeden, który był wystarczająco wyraźny i który pociągnął za sobą inne. Nie upilnowałeś swojego malarza. Namalował scenerię, którą zapewne sam kiedyś widział, gdy odwiedzał Arendelle. Problem w tym, że Magnusson nie mógł jej widzieć. Nie żył od roku, gdy budowano dom handlowy. I Kai to zauważył. Doskonale znał historię miasta, wiedział w którym roku dom został postawiony. Wiedział też w których latach żył Magnusson. Chciał podzielić się ze wszystkimi swoim odkryciem, lecz, niestety, ty byłeś pierwszy. A może przez przypadek usłyszałeś jak mówił do siebie? Nieważne. W każdym razie nie mogłeś dopuścić, by obraz został naprawdę dogłębnie zbadany. Musiałeś go uciszyć – Elsa wzdrygnęła się w myślach. Mówiła o tym, jakby opowiadała o zupełnie nieznanym sobie człowieku. A przecież Kai to był jej przyjaciel! Musiała jednak powstrzymać się od wszelkich wybuchów. Jeszcze coś by Lindbergowi zrobiła… On tymczasem nie tracił swojego bezczelnego uśmiechu. Czasami jedynie popijał poncz. Usiadł naprzeciwko Elsy i wtrącił się, w pełni opanowany.
- Królowa przecież wie, że gdy zaatakowano twojego sługę, byłem w ogrodach się przewietrzyć. Strażnik to potwierdził.
- Tak. Potwierdził, że widział cię niedaleko wyjścia do ogrodów. Nie zaś w samych ogrodach, bądź wchodzącego do środka. Powiedz mi jednak, Hrabio, dlaczego wyszedłeś w taką ulewę, mimo że straciłeś parasol? – mieszczący się w jednej sekundzie tik przeszedł przez jego twarz. Lekko drgnął mu lewy kącik ust. Szybko jednak się opanował. Już się to nie powtórzyło.
- Przecież Królowa sama powiedziała, że mogę wziąć jeden z parasoli z zamku.
- Owszem – ponownie potwierdziła jego słowa – Parasoli, które znajdują się w komodzie, przy wyjściu na dziedziniec. Ty natomiast pojawiłeś się na miejscu pobicia, z kierunku idącego prosto od ogrodów, a zupełnie przeciwnego do głównego holu, bez parasola. A więc, musiałbyś z ogrodów iść do holu, odłożyć parasol, po czym z holu znowu do wyjścia do ogrodów i dopiero wtedy przybyć na miejsce ataku. Sprawa jest prosta, uderzyłeś Kaia i pobiegłeś w stronę ogrodów. Nie wyszedłeś jednak. Chciałeś jedynie, by cię tam zobaczono. Gdy tak się stało, przybiegłeś do rannego Kaia.
- Królowo, to przecież absurd…!
- Mogę kazać przeszukać komodę w holu i dowiem się, czy brakuje jakiegokolwiek parasola. Strażnik też na pewno pamięta, czy widział Pana z parasolem, czy bez. Był Pan natomiast na tyle suchy, że na pewno nie wyszedł Pan do ogrodów z gołą głową – Hrabia przygryzł wargę. Wciąż jednak zachowywał spokój i uśmiech. Elsa natomiast westchnęła, zwilżyła wargi i kontynuowała – I tutaj wkracza moja siostra… Pełna energii i chęci działania… Zafascynowana przeczytanymi książkami… – pozwoliła sobie na te kilka uczuciowych uwag, lecz to wszystko. Nie ma co wspominać jej, jakby już jej nie było – Chciała koniecznie dowieść, co się stało Kaiowi. I gdyby nie ona, nigdy nie doszłybyśmy do tych wszystkich wniosków. Nigdy nie odkryłybyśmy tak wiele. Między innymi fałszerstwo obrazu. To było dla ciebie, Hrabio, zbyt niebezpieczne. Postanowiłeś zatem mnie otruć. Wiedziałeś, że w obliczu śmierci królowej, wszyscy zapomną o jakimś tam fałszywym obrazie. Lecz… Truciznę wypiła… Anna… – potężnym wydechem powstrzymała napływające do oczu łzy. To nie czas, nie miejsce. Anna żyje. Anna będzie żyła! Jej los, zależy od tej rozmowy.
- Pani… Rozumiem że jest ci ciężko w obliczu tej tragedii, ale przecież Księżniczkę otruł Duarte, nie ja.
- Taaak… – zironizowała nieco uspokojona – Trucizna pochodząca z Burgos. Łatwo było ją podrzucić właśnie jemu i jego o to oskarżyć. Ale ty też byłeś w Burgos Hrabio. Poza tym, nie było cię w chwili, w której Anna wypijała truciznę. Skąd wiedziałeś, że dolano ją do kawy? – odpowiedział jej szum deszczu. Uśmiech znikł. Zauważyła, że zyskała przewagę. Nachyliła się i najbardziej oskarżycielskim tonem skwitowała – Bo to ty ją dolałeś! Tak, Hrabio! Dlatego wiedziałeś co wypiła Anna! – cisza. Jedynie uderzanie kropel o okno, jedynie daleki szum szalejącej ulewy. Błękitne oczy Elsy, teraz będące uosobieniem najsurowszego sędziego, ani na trochę nie schodziły z Lindberga. Czekała, aż się przyzna. Aż powie jedno słowo za dużo, niczym szczute zwierze, przestanie myśleć. Nie uśmiechnął się już ani razu. Nie miał z czego się cieszyć. Królowa osaczyła go z każdej strony. Kto by pomyślał! Taka młoda! Rozpracowała go taka młoda dziewczyna! Cóż, przynajmniej sama Królowa! Ważne jednak, że jeszcze go nie zniszczyła. Powoli i delikatnie, klasnął trzy razy w dłonie. Rękawiczki stłumiły dźwięk, po pokoju rozwiał się zapach piżma.
- Brawo, Wasza Wysokość! Brawo! Słyszałem, że jesteś świetną rzeźbiarką i pianistką, ale nie wiedziałem, że też bajarką! To był naprawdę cudowny pobyt tutaj, z niesamowitym zakończeniem. Obawiam się jednak, że będę musiał was opuścić. Północ wzywa. Jestem zajętym człowiekiem – Lindberg wstał z miejsca i nachylił się nad stołem, niebezpiecznie przybliżając do Elsy. Przygotowała się do obrony – Teoria świetna. Prosta, niczym naprężony łańcuch. Nie wiem jednak, czy zauważyłaś Królowo, lecz posiadasz jedynie poszlaki. Nie byłem w ogrodach? A może nie byłem, może coś źle zapamiętałem? Wiedziałem, że Księżniczka wypiła kawę? Coś tam służba między sobą szeptała i podchwyciłem. Byłem w Burgos kiedy skradziono klejnoty? Cóż, nie ja jeden! Powiedziała Pani, że już wygrała. Lecz pragnę zauważyć, że „Szach”, to nie jest zwycięstwo. Więc? Ma Pani coś na udowodnienie tych bzdur? – Elsa opuściła wzrok na szachownicę. Mimo że nie dotknęli figur ani razu, czuła, że jej król jest zagrożony. Czuła, że z każdą sekundą traci kolejną ważną figurę. Czy miała dowody, na poparcie tych tez?
- Tych bzdur? Nie.
- W takim razie dowidzenia! Wyślę Pani list, jak dojadę na północ – Lindberg odwrócił się i ruszył do wyjścia. Przeszedł pół drogi do drzwi i coś go zatrzymało. Lodowaty, twardy głos. Słowo, które napełniło go strachem, jakiego nigdy dotąd nie zaznał.
- Jednakże… – Elsa powoli, z gracją wstała z miejsca. Po raz pierwszy od początku rozmowy uśmiechnęła się. Nie był to zwykły uśmiech radości. Było w nim coś dumnego. Dumnego i zimnego. Jakby ktoś od początku pewny swojego zwycięstwa, właśnie miał odebrać nagrodę – Jesteś, Hrabio, bardzo gustownym człowiekiem. Znasz się na sztuce, choć gorzej z historią, ubierasz się modnie, otaczasz się elegancją i pięknem. To zapewne nasza wspólna cecha. Gdybyś, hipotetycznie oczywiście, faktycznie ukradł klejnoty królewskie, nigdy nie spróbowałbyś ich wywieźć z kraju, nie upewniając się najpierw o ich faktycznym pięknie. Nie trzymając ich we własnych dłoniach. To, że nigdy byś ich nie dotknął, jeżeli nie poprzez kradzież, chyba wiadomo. Tak więc nieważne, czy to ty sam je ukradłeś, czy ktoś to zrobił za ciebie, jestem pewna, że miałeś z nimi kontakt. I tutaj pojawia się kolejna wspólna dla nas cecha. Jest Pan dosyć… Oryginalny. Lubi Pan się wyróżniać, mieć coś, czego nie ma nikt. Jak na przykład pańskie, wyprodukowane specjalnie dla Pana, ze wschodniego materiału rękawiczki, okryte wschodnim piżmem. Sam Pan mówił, że na całym świecie nikt nie ma podobnych. To samo zapewne mogę powiedzieć o mojej ulubionej sukni. Tylko że pańskie rękawiczki… Pozostawiają pewien specyficzny zapach. Zgaduje, że zapewne też osad. Przez piżmo oczywiście. I jeżeli połączymy te trzy fakty, chęć dokładnego obejrzenia nowego nabytku, nagminne pozostawianie śladów poprzez dotyk, oraz brak możliwości kontaktu z klejnotami koronnymi inaczej, niż poprzez kradzież, wychodzi nam prosty wniosek. Jeżeli znajdziemy klejnoty koronne w obrazie i będą pachniały piżmem z pańskich rękawiczek, Hrabio Lindberg, oznaczać to będzie, że to ty je ukradłeś. I wtedy wszystkie omówione przeze mnie poszlaki utworzą coś więcej niż jeden łańcuch. Skrystalizują się w jedno ogniwo! – deszcz przestał padać. Pokój spowiła martwa cisza. Zaledwie co kilka sekund pojedyncza kropla opadła na parapet. Lindberg stał, na pozór niewzruszony. W rzeczywistości drżał. Drżał ze strachu, z gniewu, z rozpaczy, ze wszystkich możliwych negatywnych uczuć.
- Niech się Hrabia nie wścieka. Mnie też kiedyś wyprowadziły w pole rękawiczki! – to koniec! Pokonała go! Już nigdy więcej nie będzie mógł żyć jak Hrabia. Teraz publicznie stanie się przestępcą! Ale wiedział jedno: wolnym przestępcą!
- Przyznaję… Świetnie rozegrałaś tą partię, Królowo. Tylko że gdy gra się w szachy, trzeba czasem poświęcić pewne figury, dla dobra najważniejszej. Ty tego jednak nie potrafisz. A ja jestem jedyną osobą, zdolną ocalić twoją ukochaną siostrzyczkę – trzeba mu dać w łeb. Należy mu się. Anna by to zapewne zrobiła. Elsa jednak wiedziała, że on ma rację – Dlatego posłuchaj mnie uważnie: Chcę się znaleźć poza miastem, tylko z jednym z twoich sług, nie uzbrojonym. W okolicy ma nie być ani ciebie, ani żadnego strażnika. Chcę dostać konia. Gdy tak się stanie, przekażę twojemu poddanemu miejsce ukrycia antidotum. W przeciwnym razie ja skończę w lochu, a twoja siostra na cmentarzu. To jak? – Elsa spojrzała na opróżniony kieliszek hrabiego i uśmiechnęła się szyderczo. Czy on naprawdę myślał, że wykorzystała już wszystkie swoje ukryte karty? Czas na jokera!
- Wiesz, Hrabio, że jak zbada się skład chemiczny trucizny, to wyprodukowanie antidotum jest procesem wciąż długim i bogatym w klęski? Za to z pozyskaniem większej ilości owej toksyny, nie ma najmniejszego problemu! – Hrabia zmierzył ją wzrokiem, próbując dociec sensu – Jak już się ją wyprodukuje, równie łatwo można wlać ją do czyjegoś kieliszka z ponczem, gdy on akurat nie patrzy – Lindberg zbladł. Przerażonym wzrokiem zmierzył pusty kieliszek. Potem znowu na Elsę. Jej spojrzenie było zimne, wyrachowane. Nie widział w nim kłamstwa, ni blefu. Nie potrafił jednak w to uwierzyć. Królowa go… Otruła? Była tak bezwzględna? Wtem poczuł, jak koniuszki jego palców ogarnia chłód. Nie tracąc czasu, szybko rzucił się w stronę szachownicy, po antidotum. Elsa była jednak szybsza. Jednym ruchem reki cisnęła magicznym pociskiem w planszę i całą spowiła lodem, by Hrabia niczego z niej nie wyciągnął. Po tym rzuciła jeszcze jeden czar, tym razem w stopy Lindberga, przytwierdzając go do ziemi. Zbliżyła się do szachownicy i machnięciem dłoni ściągnęła z niej lud. Co on chciał wziąć? Po kolei chwytała każdą figurę, aż w końcu natrafiła. Czarny hetman. W rzeczywistości sprytnie zamaskowana fiolka.
- Aaa! Hetman! Potocznie zwany też „Królową”! – zawołała triumfalnie, po czym podeszła do Hrabiego i uśmiechnęła się bezczelnie – Aż korci mnie by powiedzieć „Szach-Mat”, ale to by było strasznie oklepane… – po czym ruszyła w stronę wyjścia. Słyszała za sobą przerażone krzyki.
- Nie! Daj mi to! Nie możesz!
- Życzę miłych pięciu godzin Hrabio!

- Jeszcze raz dziękuję za odwiedziny, Sir Bell, a także za pańską pomoc. Mam nadzieję, że wizyta w Arendelle jakoś pomogła w pisaniu książki?
- Oh… Owszem! Masz naprawdę przepiękny zamek, Królowo. Fiord też zjawiskowy. Na szczęście przestało padać zanim wyjechałem! Muszę też przyznać, że była to naprawdę niesamowita przygoda! Proszę się nie zdziwić, jeżeli przeczyta Pani kiedyś moją książkę i zobaczy podobieństwa bohaterów do siebie, bądź pani siostry.
- Nie wiem czy się na to nadaję, naprawdę. Anna na pewno! Ale jeżeli tak zamierza Pan zrobić, to będzie prawdziwy zaszczyt. Zamierza Pan opisać także tą historię? – mężczyzna zamyślił się.
- Raczej nie… Tajemnice, zbrodnia, analizowanie motywów i poszlak… To raczej nie mój styl. Ale będę opowiadał tą historię swoim uczniom… Może któryś z nich postanowi to opisać? – powoli do dwójki rozmówców zbliżała się Anna. Zmęczona, obolała, ale zupełnie zdrowa.
- A więc już nas opuszczasz, Sir Bell?
- Niestety tak, Księżniczko. Jeszcze wiele na świecie muszę zobaczyć. Książka jeszcze nie skończona.
- Czy mogłabym zrobić coś dla Pana? W podzięce za pomoc?
- Nie, raczej nie… – wtem jego wzrok napotkał na trzymaną przez Annę czapkę w brązową kratę – Chociaż… Nie chciałbym być chciwy, lub niegrzeczny, ale ta czapka jest naprawdę bardzo ładna, a moja jest już dosyć stara – Anna raz ostatni przyjrzała się swojemu nakryciu głowy, uśmiechnęła się i bez ociągania wręczyła szlachcicowi.
- Jest Pana! – mężczyzna skłonił się.
- Najmocniej dziękuję. Do widzenia i życzę szczęścia!
- Wzajemnie! – odparły równocześnie siostry. Patrzyły jak ekscentryczny podróżnik schodzi po schodach i po chwili znika za drzwiami. Stały chwilę w ciszy. Spojrzały na siebie, uśmiechnęły się ciepło i porozumiewawczo.
- Jak się czujesz? – zaczęła w końcu Elsa.
- O wiele lepiej! – wtem jakby trochę się zakołysała – Uh… Wybacz. To przez dziecko. Czasem jak się poruszy… – Elsa przechyliła głowę zdziwiona.
- Czujesz jak się rusza?
- Y-hm.
- Już widzę nasłuchującego Kristoffa! – obie w dobrych nastrojach ruszyły w stronę małego saloniku.
- Wiesz, ja wciąż mam przed oczami minę Lindberga, kiedy oświadczyłaś mu że zużyłaś całe antidotum! On naprawdę myślał, że go otrułaś!
- Przekonanie go nawet nie było trudne. Wystarczyło użyć magii, by poczuł że jest mu coraz zimniej – gdy weszły do pokoju, Anna momentalnie zajęła miejsce w jednym z dwóch foteli. Elsa natomiast zajęła się rozpaleniem ogniska.
- Właściwie, to po co on to wszystko zrobił? Czemu nagle hrabia zamienia się w złodzieja i mordercę?
- Ah, nie powiedziałam ci? Widzisz, przejrzałam dokładnie księgi wieczyste. Jak się okazuję, wszystkie pieniądze przekazywane mu na mieszkańców, wykorzystywał na hazard i rozbudowę swojego dworu. Czasem nawet podbierał z podatków. Gdy w końcu zrozumiał, że ta defraudacja wyjdzie na jaw, postanowił czymś zapełnić braki w liczbach.
- Liczby, liczby, liczby… – zaśmiała się Anna. Iskra w końcu rozpaliła drewienka i Elsa rozprostowała plecy. Podeszła do niewielkiego stoliczka w rogu pokoju i napełniła dwie filiżanki herbatą.
- Jest już późny wieczór, gdzie tego Kristoffa tak długo niesie?
- Oh! No tak… Wysłałam do niego gońca, by zawrócił z powrotem do trolli i zapytał o tą odtrutkę dla ciebie. Chyba nie będzie go nieco dłużej – Anna roześmiała się.
- Eh, cóż. Czyli mamy jeszcze jeden dzień spokojnego leżenia i nic nie robienia?
- Teraz nabrałaś na to ochoty?
- Po tym wszystkim? – Elsa położyła dwie filiżanki na stoliczku między fotelami.
- Powiem ci szczerze, siostra! Nieźle to wszystko rozpracowałaś! Parasol, kawa, piżmo…
- Gdyby nie ty nawet nie zaczęłybyśmy tej sprawy! Poza tym, to ty zauważyłaś, że skłamał odnośnie pobytu na północy. A to właśnie ta myśl uruchomiła całą reakcję.
- Już przestań się poniżać! Jesteś lepsza ode mnie. Po prostu przez inne obowiązki brakuje ci czasem motywacji – Elsa podeszła do fotela i zajęła miejsce. Siadając, poczuła dziwny nacisk na żebra. Coś twardego i stosunkowo niewielkiego. Wsunęła dłoń do wewnętrznej kieszeni i wymacała jakiś przedmiot – Jedno mnie wciąż zastanawia. To znaczy, rozumiem, że był w ciepłym kraju, rozumiem, że sfałszował obraz. Ale jak doszłaś do tego, że ukrył w nim właśnie klejnoty koronne? – Elsa uśmiechnęła się, gdy zza kołnierza wydobyła fajkę. Przytknęła ją do ust i odparła.
- To elementarne, moja droga Anno…

Koniec.

I to jest pytanie do ciebie, czytelniku: Skąd Elsa wiedziała, że to właśnie klejnoty koronne znajdują się w obrazie?

PS: Jeżeli chcesz zwrócić uwagę na „ch”, w słowie „chej”, nie kłopocz się. Ja to robię specjalnie ;).

andrzej_goscicki

Wow... WOW... Niestety na więcej mnie nie stać... Jesteś moim mistrzem... Anon został zdetronizowany. Genialny pomysł i sam styl pisania. Jestem pod wielkim wrażeniem

Kiedy następne?

filmomanka_6

Edit tylko ta fajka... Nie za bardzo Sherlokiem zawiało?

ocenił(a) film na 10
filmomanka_6

Cóż, dziękuję za tą... Krytykę :P.

Jednak najważniejsze pytania: czy zagadka była łatwa do rozwiązania? Czy ostatni zwrot fabularny był przewidywalny? Czy sama na to wpadłaś? I czy znasz odpowiedź na końcowe pytanie?

Aluzje do Sherlocka miały być początkowo bardzo subtelne. Wiem jednak, że z czasem z nimi przesadziłem ;).

andrzej_goscicki

Jako Sherlock w spódnicy rozwiązałam zagadkę minimalnie szybciej od sióstr. Ale na końcowe pytanie odpowiedzi nie znam, musze jeszcze raz przeczytać i znajdę je... Taki cel. Musze je znaleźć. :-)

ocenił(a) film na 10
filmomanka_6

Jak szybciej? W którym momencie? Czy doszłaś do wszystkich wniosków, czy tylko do części?

Wybacz że zadaję tyle pytań, ale to pierwsze moje tego typu opowiadanie ;).

andrzej_goscicki

Scena sprzed aresztu domowego, gdy Duarte pyta się czy Hrabia ma coś do ukrycia. Do większości doszłam.

Ogólnie bardzo dobre opowiadanie. Lubię takie klimaty. :-)

ocenił(a) film na 10
filmomanka_6

No właśnie tak się zastanawiałem, czy ta scena przypadkiem nie za bardzo wskazywała na winę... Zamysł był taki, że Hrabia tylko gra nieprzekonanego. Widać poszło to w odwrotną stronę ;).

Jeszcze raz, dziękuję za pochwałę.

ocenił(a) film na 10
filmomanka_6

Właśnie, pytałaś się jeszcze kiedy następne.

Od dłuższego czasu (jeszcze zanim zacząłem pisać to opowiadanie, które właśnie przeczytałaś) jestem w trakcie tworzenia dosyć długiej (a przynajmniej znacznie dłuższej niż to) historyjki. Jestem gdzieś tak w 3/4, lecz na razie nie mam nastroju, by kontynuować. Jest to jednak historia zupełnie inna niż ta, którą zamieściłem.

Czy kiedykolwiek napiszę podobną historię do tej? Nie wiem. Na razie nie mam pomysłu. Mało też natchnienia, a tylko pod jego wpływem piszę.

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Pisz mój drogi, bo te typy historii świetnie ci wychodzą :) Ale i tak wolę historię pisane w moim stylu xD

Po prostu nie czuję się dobrze w zagadkowych zagadkach (?) tego typu. Mimo to nakłaniam cię do pisania tego typu opowiadań, bo jesteś w nich zwyczajnie dobry :)

Anonim90

Ja się chyba podpiszę pod tymi słowami :)

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Mistrz :D Bijesz innych na głowę :) Dla mnie 10/10

ocenił(a) film na 10
Anonim90

Jak wyżej. Dziękuję za pochwałę i powiedz mi, czy zagadka była dla ciebie łatwa do rozwiązania? Czy wpadłaś na trop szybciej niż siostry? I czy znasz odpowiedź na końcowe pytanie?

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Nie wpadłem na trop szybciej niż siostry i nie znam odpowiedzi na pytanie.

Krótko mówiąc - za głupi jestem na takie Szerloki Holmsy ;D

ocenił(a) film na 10
Anonim90

Argh...! "WpadłAś". Wybacz :/.

No to teraz powiedz, czy gdy wszystko się wyjaśniło, myślałeś: "No oczywiście!", czy może raczej: "Nie możliwe było rozwiązanie tej zagadki ze strony czytelnika"?

Ponieważ te dwie reakcje zazwyczaj są wskaźnikiem dobrej historii kryminalnej ;).

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Więc jest to dobra historia kryminalna :)

ocenił(a) film na 10
Anonim90

Dziękuję ;). Wciąż jednak wydaję mi się, że jest to raczej taka młodzieżowa historia kryminalna, by nie powiedzieć dziecinna. Wydaję mi się, że prawdziwy zjadacz kryminałów rozwikłałby tą zagadkę raz dwa, bądź uznał, że jest pozbawiona sensu.

Mam nadzieję, że będziesz szukać odpowiedzi na pytanie ;).

Zapewne, gdy temat spadnie już wyjątkowo nisko, zdradzę wszystkie sekrety tego opowiadania, bo jest więcej niż jeden, choć tylko jeden dotyczy bezpośrednio fabuły (czyli zadane przeze mnie pytanie). Reszta to takie smaczki, easter-eggi ;).

użytkownik usunięty
andrzej_goscicki

Ciekawe, ciekawe... Intrygujące, wciągające. Jednak wciąż szablonowe. Szablonowy czarny charakter, szablonowe rozegranie akcji, szablonowy "koniec" antagonisty. Ot, typowa historyjka detektywistyczna. I błędy, błędy, błędy, które strasznie rażą mnie, jako humanistkę z krwi, kości i umysłu. Ale wiesz co? Jest to najlepszy fick z KL jaki kiedykolwiek czytałam (a czytałam dużo. Po angielsku i po po polsku). I mówię to z ręką na sercu, z całym szacunkiem do Anonima oraz z całkowitą pewnością. Jestem w pełni świadoma tego, co piszę. Wizja Anny jako "molicy książkowej" po uszy zauroczonej powieściami detektywistycznymi (inspirowanymi dziełami Conan-Doyle'a? :P), która sama wykorzystuje okazję, by móc choć przez chwilę pobyć takim śledczym i rozwikłać zagadkę kryminalną, z początku nieco sceptycznie nastawiona Elsa, z czasem wciągająca się w tę "zabawę"... No po prostu jestem pod wrażeniem. Skrzywiłam się tylko na widok wzmianek o ciąży Anny. Anna mająca urodzić dziecko... Nie, nie umiem sobie tego wyobrazić xD Ale to naprawdę malutka zanieczyszczona kropla w czystym, wspaniałym oceanie (niewątpliwie kiepskie porównanie, lecz cóż poradzić? :P), w którym aż chce się zanurzyć. Brawo! :D

Ale, żeby nie było tak cukierkowo, powrócę do tematu błędów. Oto kilka z nich (wraz z moimi poprawkami):
"Może pokarzesz mu swój Lodowy Pałac" - "Może pokaŻesz mu swój Lodowy Pałac".
"Znała na pamięć tytuł i autora każdego z nich!" - zbędny wykrzyknk.
"Dziękuje Kai" - "Dziękuję, Kai"/"Dziękuję, Kaiu" (nie jestem pewna, czy jego imię się odmienia. Na chłopski rozum, raczej tak, ale muszę sprawdzić).
"- Wiam Hrabio. Jestem Królowa Elsa [...]." - "Witam, hrabio. Jestem Elsa, królowa Arendelle" (moim zdaniem to po prostu lepiej brzmi).
"Najmocniej przepraszam za tą... Kałużę." - "Najmocniej przepraszam za tĘ... kałużę".
"Zupełnie go zgubiłem w tej szarawce." - nie do się czegoś zupełnie zgubić, o ile dobrze pamiętam z lekcji polskiego ;)
" -Tutaj, w komodzie – powiedziała Elsa wskazując dłonią mebel w rogu – Mamy pełno parasoli." - "mamy" w tym wypadku małą literą.
"Jeżeli Pan zechcę" - "Jeżeli pan zechce".
"Dziękuję Pani" - "Dziękuję pani" (Elsa chyba nie jest dla hrabiego panią w sensie "władczynią", "właścicielką" ;D).
"Więc, Hrabio?" - jeszcze raz: "hrabio" małą literą. "Księżniczko", "królowo", "panu" również (jeśli się mylę, zwróćcie mi uwagę).
"Naprawdę współczuje." - "Naprawdę współczuję".
"Miała nadzieję, że Anna dobrze się czuję" - "Miała nadzieję, że Anna dobrze się czujE".
"Wydaję mi się" - "WydajE mi się".
"Dlaczego zakładasz że [...]" - "Dlaczego zakładasz, że [...]"
"Myśl Elsa!" - "Myśl, Elso!"/"Elsa, myśl!" (używanie formy imienia w wołaczu nie jest błędem, ale lepiej je odmieniać, swoją drogą)
"Dlatego wiedziałeś co wypiła Anna." - "Dlatego wiedziałeś, co wypiła Anna".
"Świetnie rozegrałaś tą partię, Królowo" - "Świetnie rozegrałaś tĘ partię, królowo". Jeżeli mamy czasownik w formie żeńskiej (np. droga, gazeta, kartka papieru, notatka), to przed nią zapisujemy "tę", nie "tą" (np. tę drogę, tę gazetę, tę kartkę papieru, tę notatkę).

Oczywiście, kilka innych "chochlików" by się znalazło, ale na część przymknęłam oko, a pozostałych nie zauważyłam, pochłonięta czytaniem. Popracuj trochę nad interpunkcją i zwracaj uwagi na końcówkę (to nieszczęsne "ę" i "e". "Ę" używamy w przypadku określania czynności 1 os. l. poj. (dla przykładu: ja znajduję, ja żartuję, ja czuję), zaś "e" odnośnie do 3 os. l. mn. (on/ona/ono znajduje on/ona/ono żartuje, on/ona/ono czuje).

Wybacz mi ten wykład XD Po prostu mam alergię na wszelakie błędy (przy czym, rzecz jasna, zdaję sobie sprawę, że nierzadko sama popełniam ich od groma, a alfą i omegą nie byłam, nie jestem i (niestety xD) nigdy nie będę. Na swoją obronę powiem, że wciąż dążę do perfekcyjnego opanowania zasad języka polskiego :P).

Podsumowując:
Pomysł naprawdę świetny, stylistyka wymaga poprawy :)

I na koniec małe pytanko:
Jest szansa, że napiszesz coś jeszcze w podobnym klimacie? :D

ocenił(a) film na 10

"Jednak wciąż szablonowe. Szablonowy czarny charakter, szablonowe rozegranie akcji, szablonowy "koniec" antagonisty."

Nic, tylko się zgodzić. Chciałem nawet z początku uprzedzić, że opowiadanie nie jest niczym oryginalnym, lecz postanowiłem zostawić was z zupełnie nienaruszonym sugestią podejściem.

Powiedz tylko (każdemu zadaję to pytanie): czy zagadka była dla ciebie oczywista i doszłaś do winnego wcześniej, niż siostry, czy jednak dopiero gdy wszystko stało się już jasne? I czy znasz odpowiedź, na ostatnie pytanie?

"I błędy, błędy, błędy, które strasznie rażą mnie, jako humanistkę z krwi, kości i umysłu."

Uwierz mi, starałem się ich uniknąć z całego serca (czytałem tą historię kilka razy, zanim ją wstawiłem). Cóż, słaby ze mnie korektor :P.

"Ale wiesz co? Jest to najlepszy fick z KL jaki kiedykolwiek czytałam"

http://i0.kym-cdn.com/entries/icons/facebook/000/010/809/happy-oh-stop-it-you.pn g

"inspirowanymi dziełami Conan-Doyle'a?"

Samo opowiadanie jest inspirowane Doyle'm. Książki, które czyta Anna, już nie. Jeżeli usiądziesz przed użytymi nazwami (nazwiskiem autora poleconego przez Sir Bella, a także tytułem drugiego tomu) i trochę pomyślisz, to może do czegoś dojdziesz. Połamania nóg ;).

"Skrzywiłam się tylko na widok wzmianek o ciąży Anny."

Nie mogłem sobie tego odpuścić, po prostu nie mogłem... Jeżeli czytałaś moją wypowiedź, na temacie o pomysłach na drugą część filmu, to jedną z moich sugestii było pokazanie Anny w ciąży. Po prostu byłoby to coś... Świeżego! Czy widzieliśmy kiedyś takie coś w Disney'u? Nie licząc kilkusekundowych scenek? Po prostu nie mogłem się powstrzymać. Mnie się ta wizja bardzo podoba, ale każdy lubi co innego ;).

""Może pokarzesz mu swój Lodowy Pałac" - "Może pokaŻesz mu swój Lodowy Pałac"."

Nie mogę uwierzyć, że to przepuściłem...

""Znała na pamięć tytuł i autora każdego z nich!" - zbędny wykrzyknk."

Zapewne. Wydaję mi się, że nie tylko w tym zdaniu ;).

""Dziękuje Kai" - "Dziękuję, Kai"/"Dziękuję, Kaiu" (nie jestem pewna, czy jego imię się odmienia. Na chłopski rozum, raczej tak, ale muszę sprawdzić)."

Słuszna uwaga. Sam się nad tym nie zastanawiałem. No i oczywiście przecinek.

""- Wiam Hrabio. Jestem Królowa Elsa [...]." - "Witam, hrabio. Jestem Elsa, królowa Arendelle" (moim zdaniem to po prostu lepiej brzmi)."

Racja ;).

Wiesz, zawsze chciałem używać pełnego tytułu Elsy. "Elsa The Snow Queen of Arendelle". Niestety w polskim języku jakoś trudno to ułożyć. "Elsa Królowa Śniegu z Arendelle"/"Elsa Królowa Śniegu Arendelle"/"Elsa Królowa Śniegów Arendelle"? Nie wiem, to wszystko brzmi dosyć dziwnie...

""Najmocniej przepraszam za tą... Kałużę." - "Najmocniej przepraszam za tĘ... kałużę"."

Faktycznie powinno być "Ę", z tym mam chyba największy problem. Jednak jeżeli chodzi o pisanie z dużej litery po wielokropku, to to jest coś takiego jak w przypadku "Chej". Wiem, że to błąd, lecz nie mam zamiaru z tego zrezygnować. Wybacz :).

""Zupełnie go zgubiłem w tej szarawce." - nie do się czegoś zupełnie zgubić, o ile dobrze pamiętam z lekcji polskiego ;)"

Możliwe ;).

"" -Tutaj, w komodzie – powiedziała Elsa wskazując dłonią mebel w rogu – Mamy pełno parasoli." - "mamy" w tym wypadku małą literą."

Faktycznie. Kontynuacja zdania (i bez wielokropka :P). Mój błąd :).

""Dziękuję Pani" - "Dziękuję pani" (Elsa chyba nie jest dla hrabiego panią w sensie "władczynią", "właścicielką" ;D)."

Tak. Chodzi o "Pani" w sensie że królowa, a nie zwrot grzecznościowy.

""Jeżeli Pan zechcę" - "Jeżeli pan zechce".
"Więc, Hrabio?" - jeszcze raz: "hrabio" małą literą. "Księżniczko", "królowo", "panu" również (jeśli się mylę, zwróćcie mi uwagę)."

I tutaj się zatrzymam. Nie wiem, czy mam rację, czy nie. Wydaję mi się jednak, że jeżeli mówimy o kimś konkretnym, używając jednak nazwy np. pełnionej przez niego roli, to piszemy z dużej litery. Dlatego właśnie "Pan", "Pani" (w odniesieniu do konkretnych osób), "Hrabia", "Królowa", "Księżniczka", "Grand" (to hiszpański tytuł szlachecki), pisałem z dużej litery.

Z drugiej strony, dlaczego nie piszę "służący"/"służąca", gdy mówię o Kaiu i Gerdzie, z dużej litery?

Hmm... Nie wiem!

Jestem w pełni świadomy, że zapewne się mylę (choć nie jestem w stu procentach pewny), jednakże pisanie "Królowa", "Księżniczka" itp. z dużej litery, kiedy mowa o konkretnej osobie tak mi już weszła w krew, że chyba z tego nie zrezygnuje. Tak samo jak z "Chej" i dużej litery, po wielokropku.

Wiem, że to może być wkurzające i wiem, że zapewne przez to moje opowiadania gorzej się czyta. Wiem, że to trochę bezczelne z mojej strony ("Wiem, że się mylę, ale i tak będę tak robił!"). Ale... Nie wiem, po prostu jestem już przywiązany do takiego stylu pisania. Przepraszam :).

""Naprawdę współczuje." - "Naprawdę współczuję".
"Miała nadzieję, że Anna dobrze się czuję" - "Miała nadzieję, że Anna dobrze się czujE".
"Wydaję mi się" - "WydajE mi się".
"Świetnie rozegrałaś tą partię, Królowo" - "Świetnie rozegrałaś tĘ partię, królowo". Jeżeli mamy czasownik w formie żeńskiej (np. droga, gazeta, kartka papieru, notatka), to przed nią zapisujemy "tę", nie "tą" (np. tę drogę, tę gazetę, tę kartkę papieru, tę notatkę)."

Tak, wielokrotnie zatrzymywałem się przy tego typu zdaniach i zastanawiałem się, czy "tę", czy "tą itp. Jak mówiłem, z tym mam największy problem ;).

""Dlaczego zakładasz że [...]" - "Dlaczego zakładasz, że [...]""

Ah, te przecinki! Wpieprzają się, gdzie ich nie chcę, uciekają, gdy ich potrzebuję!

""Myśl Elsa!" - "Myśl, Elso!"/"Elsa, myśl!" (używanie formy imienia w wołaczu nie jest błędem, ale lepiej je odmieniać, swoją drogą)"

Zgadzam się. Mój błąd.

"Wybacz mi ten wykład XD"

Nie ma sprawy! Nie muszę ci niczego wybaczać ;). Zawsze uważałem, że jeżeli już piszę się opowiadanie, to musi być przynajmniej sprawdzone stylistycznie, gdyż takie błędy po prostu odrywają od czytania. Wchodzisz w klimat, a tu nagle wyskakuje ci "rze może było słonę" i nic, tylko rozwalić butem monitor :P.

Dlatego jeszcze raz przepraszam, za "Chej", wielokropek oraz te wszystkie duże "K" i "H". Wątpię, bym kiedykolwiek się tego pozbył...

Skrytykowałaś głównie błędy stylistyczne, ale dziękuję ci za tą/tę uwagę, o sztampowości fabuły.

Czy chcę coś napisać w podobnym klimacie...? Ehh... Jestem cały czas w trakcie pisania (już chyba od roku) mojego drugiego opowiadania (pierwszym było to, które pisaliśmy wspólnie z foxbondem, a to, które właśnie przeczytałaś, jest trzecie). Nie jest to opowiadanie w tym stylu, jest raczej w typowo Disney'owskim stylu, czyli tragedia i przygoda (jednak nieco bardziej poważne, gdyż ja po prostu nie umiem tworzyć pociesznych, zabawnych historyjek :P). Nie wiem jednak, kiedy je skończę.

Mam w głowię parę pomysłów, ale są one jak dym. Ledwo dostrzegalne, choć nie wiadomo konkretnie, co się widzi. Jednak nie ma tam żadnej zagadki i śledztwa, a przynajmniej jeszcze.

Obecnie wpadł mi do głowy niezwykle szalony pomysł, na opowieść o Frozen niezwykle brutalną i dojrzałą, zupełnie wyjętą ze znanych nam realiów, a jedynie ze znanymi nam postaciami. I niech Bóg mnie powstrzyma, przed przelaniem tego pomysłu na papier, bo sam boję się, co z tego może wyjść!

Tak więc może napiszę, ale nie mam na razie pomysłu, ni nastroju ;).

użytkownik usunięty
andrzej_goscicki

"Ah, te przecinki! Wpieprzają się, gdzie ich nie chcę, uciekają, gdy ich potrzebuję!"
Ja też się z przecinkami nie lubię xD Przy okazji, jeszcze jedna uwaga: zwroty typu "och", "ach" zapisujemy przez "ch" (no chyba, że jestem totalnie niedoinformowana i w języku polskim zapisanie ich przez samo "h" nie jest błędem xD)

"Zawsze uważałem, że jeżeli już piszę się opowiadanie, to musi być przynajmniej sprawdzone stylistycznie, gdyż takie błędy po prostu odrywają od czytania. Wchodzisz w klimat, a tu nagle wyskakuje ci "rze może było słonę" i nic, tylko rozwalić butem monitor :P"
*pisze się xD Oj tak, kocham wpadki typu "rze może było słonę" na tle nie najgorszego opowiadania. Są bezcenne :D

"[...] wielokrotnie zatrzymywałem się przy tego typu zdaniach i zastanawiałem się, czy "tę", czy "tą itp. Jak mówiłem, z tym mam największy problem ;)"
Zatem spieszę z pomocą: w języku polskim, gdy mamy do czynienia z rzeczownikiem w formie żeńskiej w liczbie pojedynczej, w celowniku (kogo? czego? [nie ma]) używamy "tę" (forma "tą" może wystąpić jedynie w mowie potocznej, wówczas za jakiś karygodny błąd uznawana nie jest (choć mnie i tak kole w uszy niesamowicie), natomiast gdy "tą" zapisujesz w czymś, co nie jest Twoją osobistą, prywatną notatką, dostępną do wglądu tylko dla Ciebie, to w tym momencie popełniasz zbrodnię :P Ale tu znów jest wyjątek: jeśli, na przykład w opowiadaniu, piszesz kwestię jakiejś niedouczonej postaci i jej "analfabetyzm" chcesz podkreślić w sposobie wypowiedzi, mówienia, możesz bezkarnie napisać "tą", bo jest to jak najbardziej uzasadnione):
Ta kura - tę kurę,
Ta zupa - tę zupę,
Ta sałatka - tę sałatkę.
Czyli krótka piłka:
Tą - tylko w mowie potocznej, ewentualnie w przypadku opowiadania, w którym wypowiada się jakaś niedouczona postać.
Tę - zawsze i wszędzie (szczególnie na papierze, choć przydałoby się, żeby ludzie zaczęli tej formy używać na co dzień).

"Nie wiem, czy mam rację, czy nie. Wydaję mi się jednak, że jeżeli mówimy o kimś konkretnym, używając jednak nazwy np. pełnionej przez niego roli, to piszemy z dużej litery. Dlatego właśnie "Pan", "Pani" (w odniesieniu do konkretnych osób), "Hrabia", "Królowa", "Księżniczka", "Grand" (to hiszpański tytuł szlachecki), pisałem z dużej litery."
Odnośnie do "Granda" nie wiedziałam, zwracam honor :) Ale uważam, że nie masz racji. Niewykluczone, że tkwię w błędzie, lecz nigdzie nie spotkałam się z zapisem zwrotów "Królowo", "Księżniczko", "Hrabio" wielką literą. Pogrzebałam trochę w internecie i znalazłam taką zasadę"
[Małą literą zapisujemy]
"– nazwy tytułów i stopni naukowych oraz zawodowych, np. profesor, magister. Nazwy te można zapisać ze względów grzecznościowych dużą literą, szczególnie w oficjalnej korespondencji"
Wnioskuję zatem, że w opowiadaniu "królowo", "hrabio", "księżniczko" powinniśmy zapisywać raczej małą literą.
I jeszcze raz wredna Ivy musi się przyczepić: formy "z dużej litery" czy "z małej litery" są błędne (zdaje się, że to rusycyzmy). Lepiej używać form "wielką/dużą literą"/"małą literą".
Poparcie znalazłam na stronie PWN w wypowiedzi profesora Mirosława Bańko:
"[...] Trzeba tylko pamiętać, aby nie pisać z dużej (wielkiej) litery, gdyż wyrażenia te mają złą opinię w wydawnictwach poprawnościowych, mimo że ich frekwencja w tekstach jest duża. [...]"

"Obecnie wpadł mi do głowy niezwykle szalony pomysł, na opowieść o Frozen niezwykle brutalną i dojrzałą, zupełnie wyjętą ze znanych nam realiów, a jedynie ze znanymi nam postaciami. I niech Bóg mnie powstrzyma, przed przelaniem tego pomysłu na papier, bo sam boję się, co z tego może wyjść!"
A niechaj Bóg skupi się na czymś innym i Cię nie powstrzymuje przed "przelaniem tego pomysłu na papier", ponieważ jestem szalenie ciekawa, coś wymyślił :D

Dobra, muszę sobie odnotować, by przestać czepiać się najmniejszych błędów u ludzi, to zdecydowanie wyjdzie mi na dobre xD

ocenił(a) film na 10

Wciąż nie odpowiedziałaś na najważniejsze pytania.

Czy zagadka była dla ciebie oczywista i doszłaś do winnego wcześniej, niż siostry, czy jednak dopiero gdy wszystko stało się już jasne? I czy znasz odpowiedź, na ostatnie pytanie?

Bardzo mnie to ciekawi :P.

użytkownik usunięty
andrzej_goscicki

Na ostatnie pytanie odpowiedzi nie znam :)
Nie doszłam do winnego wcześniej niż siostry, szczerze mówiąc hrabiego nawet nie podejrzewałam, choć powinnam byłam, bo na niego wskazuje fakt, że jako pierwszy z trzech gości pojawił się na zamku, a więc poświęciłeś mu najwięcej czasu, zatem można wnioskować, że odegra ważniejszą rolę.

ocenił(a) film na 10

Jeszcze skomentuje resztę twoich wypowiedzi, a chwilowo.

http://www.filmweb.pl/film/Kraina+lodu-2013-651932/discussion/%22Dama+z+Arendell e%22,2569160

Sama chciałaś ;). Wytknij mi wszystkie błędy (obok stylistycznych, proszę także o te literackie :P).

ocenił(a) film na 10

PS: Spójrz na to i powiedz mi, że to nie jest uroczę!

http://fc07.deviantart.net/fs70/i/2013/313/9/8/pitter_patter_of_little_feet___kr istanna_by_xxmemoriezxx-d6tp5uf.jpg

użytkownik usunięty
andrzej_goscicki

Jest urocze, zgoda. Przeurocze wręcz. Ale do Anny w ciąży nikt nigdy mnie nie przekona xD

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Tylko zobacz, że tutaj na narysowana postać Anny ma już mniej więcej 20 coś lat ;)

ocenił(a) film na 10
Maateek

Nie mogę edytować
narysowana* bez na

+ Kriss ma już obrączkę ;) więc wskazuje na to że sie z nią zaręczył ;x więc nie mogą tutaj mieć mniej niż 20 lat bo Elsa by pewnie znowu nie pozwoliła na ślub ^^

ocenił(a) film na 10
Maateek

Dla mnie wygląda tak samo młodo, jak na filmie, ale zgadzam się z tobą co do reszty.

Tylko czy ja gdzieś napisałem, że w moim opowiadaniu Anna ma ciągle osiemnaście lat :P?

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Oczywiście, że nie a czy ja napisałem, że u Ciebie w opowiadaniu piszesz, że ma osiemnaście lat? :)

ocenił(a) film na 10
Maateek

Wybacz. Zrozumiałem, że właśnie w tym kontekście pisałeś ten komentarz ;).

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Ahhhhhhhhhhh, damn!

"machnięciem dłoni ściągnęła z niej lud"

"LUD"!? Jaki "LUD"!?

Jak ja to mogłem przegapić...!?

andrzej_goscicki

Oj tam... Po to są błędy żeby ich unikać w przyszłości ;-)

ocenił(a) film na 10
filmomanka_6

Wiem, że nie ma się czym zamartwiać, ale taka gafa...

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Wchodzę na FW, a tu nowe opowiadanka :D Po prostu jestem w niebo wzięta.

Opowiadanie bardzo przyjemne w odbiorze, szkoda tylko, że przez pierwszą połowę praktycznie nic się nie dzieje. Późnie akcja zaczyna się rozwijać, jednak nadal pozostaje do bólu szablonowe. Kilka(naście) błędów też sie znalazło, jednak to bardziej gramatyczne a nie logiczne, więc zakłócały jedynie w niedużym stopniu odbiór.

Ogólnie gdybym miała oceniać to dostałbyś 7/10.

PS. I nie, nie znam odpowiedzi na Twoje pytanie.

ocenił(a) film na 10
_Basniowa_

No! I dziękuje bardzo! :)

Zwróciłaś mi uwagę na późne rozwijanie się akcji. Jest to wada, którą sam sobie wytknąłem gdy pisałem to opowiadanie ;). Pobicie ma miejsce w połowie, o ile nie później, a esencją kryminałów jest przecież to, że zagadka pojawia się na początku. Właściwie, to przez większość czasu nie można nawet podejrzewać, że jest to nowela kryminalna! Dziękuje, że zwróciłaś na to uwagę.

No i jako druga osoba napisałaś też, że jest szablonowe. Zastanawiam się jednak, co macie na myśli? Zagadka? Czarny charakter?

Zagadka przyznaję, nie jest niczym oryginalnym, gdyż w rzeczywistości jest zlepkiem różnych zagadek, z różnych filmów i książek kryminalnych.

Czarny charakter? Wydaję mi się, że bardzo trudno jest zrobić oryginalny czarny charakter w kryminale. Zazwyczaj jest to po prostu zuy człowiek, który robi zue rzeczy. Zwłaszcza, jeżeli mówimy o nowelce, a nie kilkuczęściowej serii.

Czy coś jeszcze było szablonowego?

Ivy na ten przykład, zwróciła mi uwagę na "szablonowe rozegranie akcji". I nie wiem dlaczego nie zapytałem się jej, o co konkretnie chodzi.

PS: Czasem się zastanawiam, czy ktokolwiek z was w ogóle zastanawia się nad tym pytaniem (nie licząc filmomanki) :P.

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Szablonowe... Nie wnosisz nic odkrywczego. Typowe rozegranie akcji, typowa zbrodnia, typowe pozbycie się niewygodnych świadków, bądź ogólnie postaci.

Ja szczerzenie będę się zastanawiać. niestety nie mm tyle czasu. Ale odpowiedź chętnie poznam.

ocenił(a) film na 10
_Basniowa_

O Bosze... ile błędów...
szczerze nie będę*
Niestety nie mam *
chyba wszystkie... Ale pewna nie jestem

ocenił(a) film na 10
_Basniowa_

No tak, w zasadzie jedyną oryginalną rzeczą w tej historii jest fakt, że bohaterkami są siostry Arendelle :P.

andrzej_goscicki

Musze zadać to pytanie. Czy chodzi Ci o to ze obraz został odnaleziony w niezwykle bliskim czasie z zaginięcie klejnotów. Znaleziono go w tym samym mieście /krainie, nie wiem jak to nazwać, w którym skradziono klejnoty?

Jeśli nie, to ja myślę dalej.

filmomanka_6

Sama sobie odpowiem. To byłoby za proste...

Chociaż zazwyczaj tak jest ze najprostsze rozwiązania są tymi odpowiednimi. Ale i tak za proste wg mnie. To myślę dalej...

ocenił(a) film na 10
filmomanka_6

Nie, nie o to chodzi ;). Co prawda to by pewnie wystarczyło, by wysunąć wniosek o kradzieży klejnotów, ale w tekście jest coś wskazującego na to znacznie bardziej.

ocenił(a) film na 10
ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Oświadczam, że za trzy tygodnie, zaczynając od dnia dzisiejszego, wszelkie sekrety, tajemnice i smaczki w moim opowiadaniu zostaną ujawnione i wyjaśnione.

Chyba że, w kwestii głównej zagadki, o której rozwiązanie was poprosiłem, ktoś poprosi, żebym wydłużył czas ;).

Miłych trzech tygodni życzę! A, i świąt też wesołych ;).

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

UWAGA!!!

Mamy dziś piąteczek. Numer na moim Frozen-kalendarzyku, to dziewiąteczka. Dziewiąteczka podzielona przez trójeczkę, daje trójeczkę. Trójeczka dodana do dziesiąteczki, daję trzynasteczkę. Trzynastego stycznia, we wtorek, jak pokazuje mój w sopel lodu wyczesany Frozen-kalendarzyk, mija termin wspomnianych przeze mnie w poprzednim poście trzech tygodni.

Tak więc dokładnie we wtorek wszystkie smaczki, tajemnice i ester-eggi, które macie zupełnie gdzieś, w moim grafomańskim opowiadaniu zostaną ujawnione! A ja wciąż nie otrzymałem odpowiedzi na najważniejsze pytanie: Skąd Elsa wiedziała, że to WŁAŚNIE klejnoty koronne Burgos były w obrazie? Przecież kradzież klejnotów, sfałszowany obraz, oraz pobyt w ciepłym kraju Hrabiego mogły być zbiegiem okoliczności (dosyć naciąganym, ale mogły!)! W opowiadaniu jest odpowiedź, która nakierowuje DOKŁADNIE na trop klejnotów!

Jako że mam dzisiaj wyjątkowo (nie żartuje: WYJĄTKOWO) dobry humor, postanowiłem trochę urozmaicić tą grę. Pamiętacie może te sławne książeczki? Kontynuacje Frozen?

Otóż osoba, która pierwsza znajdzie odpowiedź na moje pytanie, otrzyma ode mnie NAGRODĘ! Mianowicie: PIERWSZY TOM ZATYTUŁOWANY "All hail the queen!"!

Nie! To nie jest żart! Zaciskajcie rajty i wczytujcie się w opowiadanie! Jeżeli to będzie konieczne, mogę wydłużyć czas do ujawnienia tajemnicy.

Notka: Książeczka będzie oczywiście w języku angielskim. Nie gwarantuje także, że dostaniecie ją od razu po premierze. Mogę jedynie zagwarantować, że DOSTANIECIE ją na pewno.

Pozdrowienia! Niechaj mrozy Arendelle zawsze rozgrzewają wasze serca!

Asante sana, zjem banana...

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Cóż, spodziewałem się, że nikt mi w ten konkurs nie uwierzy. Wasza strata, mnie tam wszystko jedno :P. Jest 13 stycznia, minęły trzy tygodnie, a zatem teraz obiecane smaczki.

Z góry zaznaczam, że nie biorę was za kretynów. Po prostu uważam, że człowiek nie musi wiedzieć o świecie wszystkiego, dlatego niektóre aluzje i inspiracje mogły co po niektórym po prostu umknąć. Praktycznie nic w tymże opowiadaniu nie wzięło się z powietrza i tym postem chciałbym to udowodnić.

Jako że nie lubię "mieszać" Disney'owskiej fikcji, z naszą rzeczywistością, stworzyłem na potrzeby opowiadania dwa królestwa:

Burgos - w opowiadaniu jest to wersja, jak większość z was się pewnie domyśliła, Hiszpanii. Nazwa zaczerpnięta z mniej, lub bardziej wam znanego miasta na północy tego kraju.

Westford - mimo że Westford w założeniu jest moją wersją Wysp Brytyjskich ("zachodnie wyspy", a także stwierdzenie "pogoda w stylu zachodnich wysp", czyli po prostu "angielska pogoda"), to nazwa została zaczerpnięta od miasta w Stanach Zjednoczonych, niedaleko Bostonu. Za bardzo spodobał mi się jednak przedrostek "West" (z ang. "zachód"), by szukać czegoś innego ;).

Imiona bohaterów to nic szczególnego. Magnusson i Lindberg to najzwyklejsze nazwiska skandynawskie, tak samo jak Duarte hiszpańskie. Co niektórym mogło się pomylić: "Grand" to nie imię, tylko hiszpański tytuł arystokratyczny ;).

Inna sprawa z "Sir Joseph'em Bell'em". Jest to oczywiście najzwyklejsze imię i nazwisko w Anglii, lecz zostało w pełni zapożyczone z autentycznej postaci. I tutaj mamy pierwsze nawiązanie. Joseph Bell był lekarzem (stąd też "z wykształcenia jestem medykiem"), który potrafił diagnozować pacjenta jedynie obserwując go dokładnie, od stóp do głów i korzystając z umiejętności dedukcyjno-abdukcyjnych. Joseph Bell uczył w szkole, do której trafił Sir Arthur Conan Doyle. Owszem, Bell był pierwowzorem postaci Sherlocka Holmesa ;).

Co zmyśliłem, to zainteresowania naszego Westfordzkiego arystokraty. Nie wiem, czy Joseph Bell pisał książkę, czy podróżował, ani nawet czy w ogóle miał tytuł szlachecki. Te cechy zostały zaczerpnięte ze wspomnianego już Sir Arthura Conana Doylea. Bezpośrednie nawiązanie do znanego, angielskiego pisarza, to oczywiście oświadczenie, że Joseph będzie opowiadać o tej historii "swoim uczniom".

Idąc dalej od Josepha Bella. Pamiętacie autora, którego polecił Annie?

"Ragde Nalla Eop". Jeżeli przeczytacie od tyłu, po kolei każdy człon nazwiska, otrzymacie: Edgar Allan Poe.

Wiem, tania sztuczka ;). Być może jest to znany wam autor, jeden z pionierów powieści detektywistycznej. Napisał cykl opowiadań, których bohaterem był C. Auguste Dupin, uważany za pierwszego w historii literatury detektywa (w rzeczywistości, jak to wspominała Anna, był to "arystokrata, zajmujący się kryminalnymi sprawami hobbystycznie").

Jak pamiętacie, w momencie gdy widzimy Annę czytającą książkę tegoż autora, czyta już "drugą część". Jej tytuł brzmiał: "Tajemnica Mariana Tegora". Tutaj mamy kolejny "tani chwyt" z mojej strony :P. Drugie dzieło Allana Poe, w którym pojawił się C. Auguste Dupin, nosi tytuł: "Tajemnica Marii Roget". Po prostu zmieniłem "Marię", na "Mariana" i napisałem "Roget" od tyłu, no i gitara ;).

Takie bezczelne nawiązania, jak czapka z dwoma daszkami i fajka, pominę. Wydaję mi się też, że genezę zwrotu "To elementarne, droga Elso/Anno" każdy zna, więc przejdę dalej.

Teoria "dopasowania ogniwa do łańcucha", zarówno jak "wszechświat jest leniwy", a także ekscentryczne zachowanie Anny, a także Josepha, zostało zainspirowane postacią, a jakże, Sherlocka Holmesa. Mam nadzieję, że dobrze sparodiowałem jego zachowania i dobrze oddałem sposób rozumowania ;).

Nazwa burgoskiej trucizny "gelu gelidis" oznacza nic innego, jak "chłodny chłód" po łacinie. Inspiracja zaczerpnięta z mikstury "felix felicis", ze sławnej serii książek J.K. Rowling "Harry Potter".

Gdy trzeba ratować Annę, Elsa posyła służbę po "książkę Tadeusza Sędziwoja". Jest to taki polski akcent w mym opowiadaniu. Imię "Tadeusz", zostało zaczerpnięte od Tadeusza Grabianki, a nazwisko "Sędziwój", od Michała Sędziwoja. Obaj byli polskimi alchemikami.

Ostatnie nawiązanie jest naprawdę upierdliwe. Chodzi o dwa, wypowiedziane przez Annę zdania: "Jesteś lepsza ode mnie. Po prostu przez inne obowiązki brakuje ci czasem motywacji".

Kto zna się na twórczości Doyle'a ten wie, że Sherlock Holmes miał starszego (o siedem lat) brata, Mycrofta. Mycroft opisywany jest, jako posiadacz większego od Sherlocka talentu detektywistycznego, jednakże obrał on inna drogę życiową - pracował dla rządu. Był niezwykle pochłonięty swoją pracą, z tegoż powodu ukształtowało się w nim coś na miarę lenistwa. Mimo że często wyciągał dobre wnioski, wolał przyznać rację temu, kto się z nim nie zgadza, niż udowodnić swoje stanowisko. Tak właśnie chciałem przenieść charakterystykę dwóch braci Holmes, na dwie siostry Arendelle. Czy mi się udało? Nie mnie to oceniać ;).

Więcej nawiązań nie pamiętam, za wszystkie serdecznie żałuje, jeżeli jakieś sobie przypomnę, to jeszcze was nimi zaszczuje.

Jeżeli chodzi o główną zagadkę, to z czystej ciekawości dam jeszcze trzy dni na jej rozwiązanie. Czasem mi się wydaję, że nikt tutaj nawet nie zagląda, ale cóż... Mówiąc szczerze chciałbym już zamknąć to opowiadanie i niech spada w mroczne czeluście tego forum, tam, gdzie moje cztery poprzednie tematy. Tak więc za trzy dni podaję odpowiedź ;).

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Trzy dni minęły. Nikt nie wydawał się zainteresowany ani zagadką, ani konkursem. Cóż, trudno :). Jak obiecałem, umieszczam rozwiązanie zagadki.

Liczby, liczby, liczby...

Grand Duarte: Wie Królowa, co jeszcze bardziej nas poirytowało? Diadem był ozdobiony w CZTERY kamienie szlachetne. Razem z innymi grandami postanowiliśmy zrobić naszej Królowej prezent z okazji jej urodzin i dodać piąty. Wszystko było ZACHOWANE W TAJEMNICY...

[...]

Sir Bell: A i tak nie widziałem bardziej wartego uwagi skarbu, od diademu Westford.
Hrabia Lindberg: A tak! Widziałem go dobrych kilka lat temu, gdy byłem u was na misji dyplomatycznej. Przepiękne dzieło. Ma chyba SZEŚĆ kamieni, o JEDEN więcej, niż ten z Burgos.

Tak więc uznaję opowiadanie za w pełni zakończone. Niech teraz zniknie na zawsze, z pamięci internautów.