Może to dziwnie zabrzmi, ale ten film zawiera w sobie jakąś prawdę o istocie życia i rodziny. Może nie dotyka widza tak do kości, jak znacznie bardziej spektakularne filmy Sama Mendesa, który przecież specjalizuje się w opowiadaniu o rozpadzie tej najmniejszej komórki społecznej, jaką jest rodzina, ale możliwe, że Dano, rezygnując z najbardziej wstrząsających zwrotów akcji (typu śmierć jednego z bohaterów), jest w tej dyskusji o rozczarowaniu życiem jeszcze bardziej prawdziwy. Wszystko, co dzieje się w tym filmie jest szalenie ludzkie - rozumiałam wybory męża, rozumiałam rozgoryczenie żony, a jednocześnie współczułam ich dziecku, które nie mając na nic wpływu, musiało przyglądać się jak jego dotychczasowe życie z niezrozumiałych względów, rozpada się na kawałki.
Bardzo podoba mi się wykorzystana w filmie rola fotografii - która ma za zadanie uchwycić moment i dzięki temu uczynić z chwili coś wiecznego - na fotografii zawsze będziemy już piękni i młodzi, zawsze będziemy podnieceni narodzinami nowego potomka i już zawsze nasza rodzina będzie w komplecie.
Bardzo doceniam również, że Dano w swoim debiucie nie idzie na łatwiznę i ani myśli oceniać postępowania swoich bohaterów. Rozumiemy ich i każdemu z nich współczujemy. To rzadki przypadek filmu, w którym ludzie po prostu popełniają błędy, a potem żyją dalej. Dzięki temu, film dodaje czegoś w rodzaju smutnej otuchy.
Pełna recenzja:
https://www.youtube.com/watch?v=csYT9mK7o7g
W mojej ocenie nie jest to poziom "Drogi do szczęścia" film Dano jest przestudiowany. Montana jakaś taka opuszczona, bo ile ludzi przewija się w tle? Niby jest podany problem bezrobocia a w tych kadrach to ja gwaru, tłumów nie zauważyłem. Raczej podkreślano, że w tym mieście to nawet zwierzęta wzięły i wyjechały do innego stanu. Tak w sumie to Montana została pokazana w dość negatywnym świetle jako nieprzyjazne miejsce dla przybyszów z zewnątrz. W Polsce, w literaturze jest pochwała prowincji a w USA odwrotnie. Spodziewalbym się, że główna bohaterka złapie kontakt z sąsiadka tak jak w "Pierwszym Człowieku" ale nie. Rodzina wydaje się być zamknięta. Czyżby fakt koczowniczego trybu życia a może brak umiejętności interpersonalnych? Na pewno w małżeństwie jest z powodu bycia w drodze kwas. On, mąż, ojciec "Dyzio marzyciel" widzi się w pracy, której sam nie potrafi określić, ważne by była "meska" Ona chce wyzwolenia z okowow domowego życia. No i syn, typowy "Heniu" z amerykańskich seriali z lat pięćdziesiątych. Wszystkiemu przygląda się tak jakby pierwszy raz w życiu widział, nie robi wrażenia zbyt lotnego a przy tym jest dość wyrośnięty. Już Kevin z "Cudownych lat" wydawał się bardziej ogarniac rzeczywistość a był młodszy.
Mnie zabiła długość tej produkcji.