tyle, że w filmie grafika była słabsza niż w wyżej wymienionych grach ;) mimo wyraźnie małego budżetu i dziwacznego scenariusza (maszyna ch*j-wie-skąd mająca misję zamienienia ludzi w mutanty ch*j-wie-po-co, armie uzbrojone po zęby nie dające rady przeciwnikom wyposażonym jedynie w "ostrą rękę", itp. itd.) nie najgorzej się to oglądało, zapewne dzięki dużej dawce przemocy :) 6/10.
"maszyna ch*j-wie-skąd mająca misję zamienienia ludzi w mutanty ch*j-wie-po-co"
A co to za różnica skąd jest ta maszyna. Tytułowa kula w filmie z Sharon Stone i Dustinem Hoffmanem też pochodziła:
"ch*j-wie-skąd"
i jakoś nikomu to nie przeszkadzało :)
Jasne, masz rację, nikomu nie przeszkadzalo, i gdyby "Kroniki Mutantów" były bardziej dopracowane w innych miejscach, gdyby film podobałby mi się bardziej, nie zastanawiałbym się skąd pochodziła maszyna i jakie było jej przeznaczenie. Tak było np. z filmem "Sunshine", który był napakowany głupimi scenami po brzegi, a jednak podobał mi się jako całość, więc mogłem przymknąć oko na błędy scenariusza. W kronikach niestety kwestia maszyny to jedna z wielu rysek w spękanej skorupce całości. Ale, powtarzam, mimo to, oglądało się go całkiem przyjemnie :) pzdr.