Widzę, że nowa, wierniejsza komiksowi adaptacja Kruka stała sie zarzewiem fascynującego incydentu kałowego, zarówno wśród odbiorców, jak i „krytyków”. Człowiek mógłby pomyśleć, że ktoś przepisał na nowo Koran i powstawiał słowo „kut***s” w randomowych miejscach, a to tylko remake filmu o chłopie, którego zabili i uciekł.
Ale jeśli już musimy posługiwać się porównaniami, lets go. Cieszy mnie, że w nowym kruku Shelly ma osobowość, historie i twarz i do tego jest to przepiękna i zmysłowa twarz Twigs. Równie mocno cieszy mnie odcięcie ostrą kataną wszelkich family friendly elementów pierwszej adaptacji, takich jak pyskata dziewczynka z deskorolką czy poczciwy czarnoskóry policjant . Wreszcie cieszy mnie, że główny protagonista nie jest już Conanem Barbarzyńcą po roku w szkółce biblijnej, tylko lekko przećpana chłopina, którą miota jak szatan, zanim podejmie finalną decyzję i wyzbędzie się wątpliwości. I pisze to jako osoba, która darzy pierwszą adaptację sentymentem. Do fanatyzmu rodem fanek zmierzchu jednak zniżać się nie będę.
W mojej subiektywnej opinii Eric i Shelly w nowej części są po prostu mega hot. Piękni ludzie, piękne ujęcia, piękna muziczka, scenografia i kostiumy top topów a do tego taka piękna rozwałka. Ten film ma wszystko, by stać się kolejnym cult movie o miłości dla alternatywnych dzieciaków, obawiam się jednak, że nie zdoła się przebić przez chóralne „profanacja, jedyny prawdziwy papiez to byl papuez polak!”. No i szkoda.
Ja totalnie właśnie nie rozumiem tej całej "profanacji" jak to dosłownie jest zwyczajny film o typie, który robi rozwałkę z powodu straty ukochanej. Jest piękny i poetycki, ale jakby to nie film o drugiej wojnie światowej, gdzie przedstawili w niewierny sposób postacie historyczne, tylko zwyczajny film akcji na podstawie komiksu. To tak jakby powstała inna wersja Johna Wicka i ludzie stwierdzili, że nie, tak nie może być. Wcześniejsza wersja? Jaka głębia, jaki mrok, jaka niesamowita postać! Ale teraz, ugh. No ja nie wiem jak można było potraktować w ten sposób ten film. Absolutne zbeszczeszczenie wartościowej historii o potędze ducha walki, o miłości do zmarłej ukochanej i oddaniu aż po grób! Nie można tak, to jest świętokradztwo!
Oczywiście hiperbolizuję, ale tak dla mnie wyglądają niektóre opinie. Film jest bardzo dobry moim skromnym zdaniem, jedna z lepszych adaptacji. Czwórka, trójka były gorsze, dwójka też. Pierwsza część po prostu wyróżniała się, bo jedynie ta była serio solidnie zrobiona. Ale tutaj zdecydowanie nie jest gorzej. Najlepiej po prostu cieszyć się kinem albo zapomnieć, bo spinanie dupy o film, którego się nie lubi, bo tak, jest niezdrowe.
Słowo klucz - elegancka - kruk nigdy nie był elegancki, był brudny i niegrzeczny i dlatego cieszy się popularnością.
Jestem starym ;) człowiekiem którego wczesna nastoletniość zbiegła się z pierwszym Krukiem, a właściwie jego obecnością w wypożyczalniach video. To był absolutnie kultowy film, dla pokolenia nastolatków lat 90 to był film formacyjny w kontekście estetyki, muzyki, mody, jakiegoś romantycznego wzorca. Kolejne części pominę.
Wersja 2024 jest solidna, myślę że dla dzisiejszych dzieciaków może być równie ważna (?) jak wtedy wersja z Brandonem Lee. Bo jest to prosta historia o zemście, wielkiej miłości, parze pięknych ludzi, którzy mają w danym czasie odpowiedni wygląd, dominujące subkulturowo ubrania, w tle leci dobra muzyka, całość jest odpowiednio mroczna i z czynnikiem nadprzyrodzonym. There. Bill Skarsgaard jest dobrym Erikiem Dravenem (to świetny jednak aktor, w dodatku świetnie wyglądający - tu wystylizowany adekwatnie). FKA Twigs nie jest aktorką i to widać, ale jest słodka, urocza i ma odpowiednio alternatywny look ;) Jedyne co mi przeszkadzało to wybór aktora na głównego złola - pan obecny w co drugim serialu-prodeduralu totalnie mi nie leżał jako wysłannik piekieł XD Cała reszta? Spoko. Dużo krwi, okrucieństwa, niezłe sceny walki. Naprawdę do obejrzenia. Bill jako eye-candy dla nastolatek wypadł tu w punkt. I o tym jest Kruk, niczym więcej. Nie zaszło żadne świętokradztwo i blasfemia.