„Księżniczka Kaguya” to niezwykle zmyślnie napisana animacja. Na pozór opowiada historię na podstawie X-wiecznego monogatari o tytule „Opowieść o zbieraczu bambusu”. Na pozór za sugestią tytułu niczym kolejna bajka Disneya opowiada o następnej księżniczce. Wszystko jest na swoim miejscu. Są postaci nadprzyrodzone, pałac, a nawet cesarz. Ale nie tylko. Gdy się dobrze przyjrzeć mamy tu 3 odrębne opowieści. Pierwsza o księżniczce z księżyca zesłanej za karę na ziemię, aby przeżyła odczuwała i wycierpiała ludzkie życie w ramach pokuty. Druga o biednym drwalu i jego żonie, którzy w końcu zostają obdarowani dzieckiem. Trzecia zaś o pięciu śmiałkach, którzy pragną poślubić niezwykle piękną królewnę. Jednak to tylko fasada. Bardziej wprawiony widz dostrzeże wielopoziomową narrację o wielu bardzo współczesnych tematach.
Anime ukazuje proces dorastania Kaguyi, od dziecięcej radości do trudów dorosłego życia, ze wszystkimi jego rozczarowaniami. Mieszkając na wsi dziewczynka była szczęśliwa. Wolna. Wraz z przeprowadzką do miasta staje się niewolnikiem zachcianek ojca oraz panujących społecznych norm. Księżniczka jest kochana przez obojga rodziców, jednak ojciec chcąc dla niej jak najlepiej, nie rozumie jej prawdziwych pragnień i zmusza ją do czegoś czego ta nie chce. To pokazuje jak ważna jest równowaga między miłością rodzicielską, a pozwoleniem dziecku na podążanie własną drogą. Jednocześnie w połączeniu z małą sprawczością matki nabiera feministycznego wyrazu i krytykuje patriarchat ograniczający wolność kobiet. Kaguya jest kobietą współczesną. Postępuje wbrew tradycjom. Niechętnie uczy się od guwernantki. Odrzucając adoratorów wręcz walczy z ze światem rządzonym przez mężczyzn. Sekwencja poświęcona kolejnym zalotnikom jest również krytyką postrzegania kobiet przez pryzmat ich urody. W końcu jeden z zalotników na widok starej kobiety zamiast Bambusowej Panienki ucieka w popłochu. Jedynym mężczyzną, który mógłby poślubić Kaguye był jej dawny przyjaciel z dzieciństwa - Sutemaru, z którym łączyły ją szczere relacje i pasje. Nie byłbym sobą gdybym nie wspomniał o „Obywatelu Kane”. Kaguya tęskni za utraconym dzieciństwem i wolnością, którą miała przed zastaniem księżniczką. Pieniądze nie dały jej szczęścia, a wręcz przeciwnie.
Ze względu na specyficzną kreskę animacji długo zabierałem się za obejrzenie „Księżniczki Kaguy”. Niesłusznie. Całość została narysowana ręcznie, za pomocą pociągnięć węglem i aromatycznymi akwarelami, przywodzącymi na myśl japoński drzeworyt i zwoje (które miały posłużyć do opowiedzenia oryginalnej historii). Jednak w prostocie tkwi siła. Dzięki minimalizmowi animacja nie rozprasza szczegółami, a tylko lepiej oddaje emocje pozwalając szybko trawić historię.