Czasy gorsetowe, że tak powiem, są dla mnie jakieś takie niezrozumiałe.... z jednej strony
kobieta ma być szarą myszką zapakowaną po zęby w czepki, suknie, płaszcze, gorsety, 10
halek i Bóg jeden wie co jeszcze... potrzeba armii ludzi żeby ją z tego wydostać, a jakim
cudem bidula korzystała z ubikacji to ja już nawet wolę nie myśleć :P
Gdzieś czytałam, że jak przez przypadek, wysiadając z powozu, gdzieś tam spod sukni
wyszła kostka (oczywiście w bucie i pończochach) to każda kobieta w takiej sytuacji była
zawstydzona bo to nie wypada tak "intymnej" części ciała pokazywać.
No i oglądam sobie "Księżną de Montpensier", a tam scena nocy poślubnej. Rozbierają
dziewczynę do naga na środku pokoju, wszyscy sobie spacerują jak po jarmarku, zarówno
kobiety jak i mężczyźni, a przy drzwiach stoi sobie strażnik... później scena gdy Franciszek
wparował do sypialni po nocy Marii i Filipa, gdzie też niespecjalnie się przejęła faktem, że
obcy facet ogląda ją nago.
Więc jak to w końcu z tą nagością było? Bo się pogubiłam...O.o
nogi nie mogła pokazać w towarzystwie, a rozbierała ją służba. Służba przecież też kąpała itp. Trudno żeby myto kogoś nie patrząc jak się myje. Po prostu służba to "podludzie", oni się nie liczą :) no a po ślubie mąż może się gapić na swoją żonę.
Poza tym w dzisiejszych czasach też jest dziwnie. Np w stroju kąpielowym każdy Cie może widzieć, a w bieliźnie się wstydzi, mimo że czasem zakrywa więcej niż strój. Taki paradoks
To zupełnie normalny rytuał. Małżeństwa zawierane pomiędzy członkami rodzin szlacheckich czy królewskich nie były sprawą prywatną, lecz zwykłym interesem, często sprawą państwową. Za małżeństwo zawarte pomyślnie uważano małżeństwo skonsumowane, dlatego tak ważna była obecność świadków, którzy ten fakt potwierdzili. Po weselu para młoda prowadzona była do komnaty sypialnej, tam publicznie rozbierana (często oboje). Goście i świadkowie czekali tuż obok i nasłuchiwali, aż dokona się akt miłosny. Potwierdzeniem czystości i niewinności kobiety były oczywiście plamy krwi na pościeli (biada, jeśli ich nie było). Podobnie było w przypdadku, gdy kobieta z rodziny szlacheckiej lub królewskiej rodziła - nie mogła ona tego robić w prywatnej komnacie, czy innym domowym zaciszu, ale w publicznej sali z widownią, na której zawsze byli obecni świadkowie. Nie dziwi to, biorąc pod uwagę rozmaite machlojki i walki o pozycję, prowadzone w wyższych sferach. Wtedy nie było testów DNA i jeśli pewnego stanu rzeczy nie udało się potwierdzić poprzez wiarygodnych świadków (czytaj mężczyzn z rodzin szlacheckich), łatwo można było komuś zarzucić kłamstwo, cudzołóstwo, dzieci z nieprawego łoża itd.
Dla mnie ta cała Montpensier była jedną wielką ladacznicą najłagodniej to ujmując. Z jednego łoża wskakiwała do drugiego w ogóle nie licząc się z moralnością jaka wtedy panowała (przynajmniej powierzchownie), a zakochany w niej książę licząc na odwzajemnienie jej uczuć trwał w swoim złudnym przekonaniu do samego końca. Z perspektywy widza mam nadzieję. że w końcu umarła na wszystkie choroby weneryczne jakie mogły wtedy być (tak życzył jej książę pod koniec filmu) Nie podobał mi się film, jest wiele lepszych historycznych produkcji.