Dla mnie lepiej być nie mogło. Dostałem dokładnie to czego chciałem, czyli adaptację filmu animowanego, nie zaś książki. I jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Polecam każdemu, kto lubi baśnie.
Moja recenzja
http://wpajeczejsieci.blogspot.com/2016/04/ksiega-dzungli-2016.html
Chyba nieuważnie Oglądałeś / aś film, gdyż:
a: nie kopiuje on animacji z 1967 roku 1:1, a raczej opowiada własną historię, obiera własną drogę
b: wbrew pozorom, sporo czerpie on z książki Kiplinga.
To chyba ty nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi. Film jest ADAPTACJĄ animacji z 1967 (nie wiernym przełożeniem) i więcej ma z nią wspólnego niż z książką.
Może i jest adaptacją animacji, ale znacznie się od niej różni ( iny początek i zakończenie i wiele innych, większych lub mniejszych różnic ), ma też wiele wspólnego z książką, min. rozejm podczas suszy, czy nazewnictwo, np. małp.
Nadal nie łapiesz. Adaptacja to nie ekranizacja. Adaptacja przejmuje główny rdzeń danego dzieła, ale realizuje je odmiennie. Ekranizacja to wierne przeniesienie pierwowzoru na nowe dzieło, z zachowaniem niewielkich zmian.
Zatem dobrze określiłem, gdyż ten film jest adaptacją animacji z 1967 roku, zatem wziął jej główny motyw, dając w nowej otoczce z nowymi elementami.
Tylko po co robić adaptację filmu ( który już był adaptacją książki ), skoro jest książka?
To teraz mamy takie potworki, jak remake gry na podstawie filmu, który jest na podstawie gry ... ;)
Nowa adaptacja " Księgi Dżungli " ma niewiele wspólnego z klasyczna animacją z 1967 roku, poza imionami bohaterów i znakiem Disneya na czołówce ;0 mogli to inaczej wymyślić, zamiast jechać na sentymencie do klasyki.
Nie do mnie pytanie "po co to robić" tylko do producentów. W mojej opinii odpowiedź wydaje się prosta - dla kasy.
Tak czy siak, od strony czysto technicznej w klasyfikacji, omawiana tu produkcja jest adaptacja, w części wypadków luźną, animacji z 1967. Na to nic nie poradzimy. Czy nam się to podoba czy nie, tego typu produkcje będą powstawać coraz częściej. Pytanie tylko czy otrzymamy takie dzieła jak Maleficent, Huntsma: Winters War albo Kopciuszka czy tez pójdziemy na rozdrobnienie całego potencjału jak w Alicji w Krainie czarów. Liczę, że będzie więcej tego pierwszego, z naciskiem na baśnie skierowane do dorosłego odbiorcy. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, ze taki target to nisza i większość współczesnych widzów woli cukierkowaty obraz przesycony słodyczą.
Na Księdze dżungli też masa osób która wraz ze mną opuszczała salę marudziła- jaka nuda, niewiele się działo, za mało humoru, ten tygrys to jakiś dziwny.... i tak dalej.
Ja tam nie marudziłem, wiedziałem, czego się spodziewać a i tak zaskoczyli mnie tym, że film nie kopiuje animacji i jest od niej inny. Mimo wszystko, " Czarownica " bardziej mi się podobała, a do poziomu " Zootopii " to filmowi daleko, ale jest ok i nie jest to druga Alicja Burtona. A " Huntsman Winter War " jest ponoć mega słaby, więc darowałem sobie seans.