Witam!
Wczoraj, jako że widać że film fajny, wybrałem się do kina. Znalazłem sobie najlepsze miejsce na obejrzenie 3D i czekałem. Koło mnie usiadł, widać było od razu, sceptycznie nastawiony do filmu facet z synkiem. Zaczęły się reklamy: "Zaplątani", "Tron: Dziedzictwo" ( muszę się wybrać ) oraz short WB o strusiu i kojocie.
Film zaczyna się tak jak to opisano - Soren wierzy, że strażnicy Ga'Hoole naprawdę istnieją, za to jego brat - nie. Pewnego dnia zostają oni porwani, do królestwa Stalowego Dzioba. Brat Sorena jest zafascynowany potęgą królestwa i zostaje tam żołnierzem. Za to Soren, wraz ze swoją przyjaciółką, uciekają. Spotykają po drodze dwoje przezabawnych sów, które pomagają im. Na drzewie Ga'Hoole poznają dziwnego osobnika - pisarza. Dopiero później Soren dowiaduje się że to ów tajemniczy pisarz był tym wojownikiem, jego idolem.
Organizują oni wyprawę aby pokonać Stalowego Dzioba raz na zawsze. Sowy walczą, a Soren jest tam bohaterem - ratuje strażników i pokonuje Stalowego Dzioba. I wszyscy żyją długo i szczęśliwie :P
Grafika powala na kolana - sowy wyglądają jak prawdziwe. Animacja to samo, lecąca sowa jeszcze nigdzie indziej tak nie wyglądała jak tu. Każde pióro inaczej się układało, krople deszczu rozbijają się idealnie. Po prostu arcydzieło :-)
Ale film nie może być idealny - muzyka wprawdzie pasowała, ale mogła być lepsza. No i oczywiście fabuła. Film o sowach tak, ale walka dobra ze złem jest znana chyba z większości bajek.
Ale film miał w sobie również coś takiego, czego nie da się określić słowami. Po filmie zauważyłem, że nie był prawie w ogóle śmieszny, lecz się nie nudził, przeciwnie - był bardziej interesujący. Wyobraziłem sobie Shreka bez kawałów Osła. To by byłą totalna klapa, a tutaj? Nie było żadnej postaci która śmieszyła mniej czy bardziej, jednak film był ciekawy.
I nawet facet, o którym wspominałem na samym początku, wyszedł z kina zadowolony.