Lisem i Psem zainteresowałem się po reaktywacji Króla Lwa (tak ogólnie, to całym filmwebem zainteresowałem się po reaktywacji Króla Lwa). A było to tak: Jakieś siedemnaście lat temu, w pewnym ośrodku, zauważyłem małą książeczkę pod tytułem "Rudek i Cooper". Historia w miarę mi się spodobała, ale poszła w zapomnienie. Później szukając Króla Lwa w sklepach, natknąłem się na bajkę "Lis i Pies", a na odwrocie zauważyłem te same obrazki, co we wspomnianej książeczce. Postanowiłem obejrzeć. Na stronach internetowych zauważyłem polski dubbing, widzę Leszka Zdunia i Marcina Przybylskiego. Pomyślałem "Fajnie" gdyż obydwu ich bardzo lubię i cenię (a szczególnie Leszka). Jednak dubbing okazał się być największą pomyłką, jakiej dopuścili się polscy "eksperci" od lokalizacji.
No dobra, może to nie do końca ich wina, ale ktoś to chyba nadzorował no nie? Leszek Zduń jest dobrym dubbingerem, jestem tego świadom, ale tutaj się po prostu nie postarał! Brzmi strasznie sztucznie! Z Przybylskim jest DOKŁADNIE tak samo! W niektórych momentach nawet przykro było mi ich słuchać. Rolę dziecięce też były na wyjątkowo niskim poziomie. A po takich filmach jak "Mój brat niedźwiedź" i "Król Lew" (zostanę zlinczowany za to porównanie :P) możemy być pewni, że rolę dziecięce nie muszą brzmieć... No dziecinnie... Krzysztof Stelmaszyk jest jednym z moich ulubionych aktorów i wyjątkowo dobrze wczuł się w rolę świrniętego dzięcioła. Podobnie jak Jacek Braciak (ale Krzysztof wypadł lepiej). Jednak były to niemal trzecioplanowe role! Dlatego uznałem, że dubbing ratuję Joanna Węgrzynowska-Cybińska, która wcieliła się w rolę Wiki. Niektórym może być znana jako Gloria z Happy Feet. Zagrała Wiki perfekcyjnie! Przez co była moją ulubioną postacią w całym Lisie i Psie.
Piętą achillesową jest jednak inna aktorka... A mianowicie: Krystyna Tkacz... Zagrała sowę o pieszczotliwym imieniu "Cioteczka". I to był chyba największy błąd reżysera... W dialogach, jeszcze mógłbym ją przełknąć, jednak na nieszczęście, sówka wykonuję WSZYSTKIE partię wokalne! Ja się pytam: Kto w ogóle puścił ją do mikrofonu!? Kiedy w ostatnich scenach otworzyła dziób, to zacząłem zapłakany krzyczeć: "Błagam cię kobieto! Nie śpiewaj!"... I być może mnie posłuchała, gdyż nie zaśpiewała już więcej ani nutki... Poważnie, wokal = KOSZMAR!
Film oceniłem na 10/10 gdyż takiego wątku dramatycznego, inne bajki mogą tylko pozazdrościć. Jest tu ponad wiekowy morał. Dodatkowo kiedy widziałem minę Toda, rzucającego się na Miedziaka... Ciarki mnie przeszły... Byli przyjaciółmi, ale wtedy nie miało to znaczenia... Tod musiał bronić swoją ukochaną i siebie... Dodatkowo w tym filmie nie podoba mi się właśnie Miedziak (a raczej jego zachowanie). Sprawił wrażenie lekkiego hipokryty, egoisty i durnia... Lecz mimo wszystko wcale go za takiego nie uważam.
Trudno mi tu oceniać dubbing, ponieważ oglądałem film w oryginalnej wersji językowej i nie wyobrażam sobie, żebym mógł go oglądać. Jak kiedyś bardzo lubiłem polski dubbing tak teraz o wiele bardziej wolę oglądać bajki Disneya w amerykańskiej wersji.
Poza tym jak czytałem recenzje to nie mogłem połapać się kto to jest Miedziak, bo dla mnie to Cooper.
A sam film strasznie mi się spodobał, zwłaszcza wątki dramatyczne. Szkoda, że ten film nie jest znany szerszej publiczności w Polsce, ale jak nie dało się go dostać w Polsce to nie ma się co dziwić, że ludzie nawet nie wiedzą, że tak piękny film powstał.
Sam film trzymał mnie w napięciu do samego końca. Historia niezwykłej przyjaźni, która musiała przetrwać próbę czasu mimo tego, że Cooper stał się psem myśliwym to na końcu pokazał, że jednak prawdziwa przyjaźń to nie tylko pusty frazes tylko coś o wiele więcej.
A jeszcze spodobała mi się scena, gdy Tod zobaczył swoją ukochaną, heh w 100% pokazali jak wygląda zakochany facet.
Zgadzam się. Co do wszystkiego w 100% ;).
Mnie się najbardziej podobały sceny z Todem i Wiki ^^. No i końcowa scena, jak Tod i Miedziak się na siebie patrzą i wspominają swoje słowa. Cud Disneyowskiej kinematografii!
" - Cooper?
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem.
- A Ty moim, Tod.
- I zostaniemy nimi na zawsze, prawda?
- Tak, na zawsze."
Ahh te słowa bardzo mnie wzruszyły, to było cudowne zakończenie filmu. Gdy Tod i Cooper mówili te słowa jak byli mali to wtedy nie nabierały takiego znaczenia jak na samym końcu filmu. Wtedy były to słowa dwóch przyjaciół, którym dobrze jest razem, nie myśląc o tym co może być w przyszłości.
Ale na końcu to co innego. Doświadczamy, że przyjaźń może narodzić się między każdym, bez względu na pochodzenie, zainteresowania i jeżeli jest prawdziwa przetrwa próbę czasu może być do końca życia.
Widać było, że Todowi bardziej zależało na przyjaźni, w końcu to on z utęsknieniem wyczekiwał kiedy wreszcie Cooper wróci z domku polowań, ale po tym czasie to już nie był ten sam Cooper, chociaż tyle, że na początku ostrzegł swojego starego przyjaciela, żeby sobie poszedł, bo stare czasy minęły.
I biedny Tod znalazł miłość, chociaż na początku było zabawnie jak chociażby próbował złapać rybę :D
Zgadzam się dubbing jest beznadziejny, a Beniamin Lewandowski jako mały Todd... wymiotować się chce "o jeja" mnie dobiło.
Początkowo uznałem, że to kiepski pomysł umieścić Leszka Zdunia w tak melancholijnym filmie, uznałem go za "stworzonego do wyższych rzeczy", ale teraz myślę, że jest na odwrót - koleś zdubbingował go idealnie (zwłaszcza że lisy to jedne z moich ulubionych zwierzaków), i dla mnie to jest facet, który z najgorszego łajna może zrobić arcydzieło.