Film słabiutki. Co tam jest z komedii? Podstarzały wąsaty amant wywijający w kulawych pląsach do kiczowatej muzyczki? Dramatyczne dla mnie nie jest zakończenie (wybitnie przewidywale, bo jak by się miała ta idealna sytuacja zakończyć?), ale fabuła, w której śliczna młoda kobieta zamyka cały swój świat w zakładzie fryzjerskim i wychodzi za pierwszego lepszego klienta, który całymi dniami siedzi gapiąc się na nią w tym zamkniętym światku. Całość przyprawiona pseudorefleksyjnymi mądrościami typu Paula Coelho.
Taka sielanka nie mogła się skończyć inaczej. Wyobrażasz sobie, żeby film od początku do końca przedstawiał by rajski obrazek nieskończonej miłości i skończył się wesołą sceną z dwojgiem staruszków na bujanych fotelach, z uśmiechem na twarzy trzymających się za rękę? Nie wiem, czy wiedziałam od początku, że ona popełni samobójstwo, ale co to za różnica w jakiej formie ukazano końcową tragedię, skoro przynajmniej od połowy filmu wiadomo, że jakaś tragedia nastąpi.
Nie sposób nie zgodzić się z autorka tematu. Film słabiutki, cukierkowy. Osłodą były dla mnie zdjęcia, lubię takie cieple kolory...4/10
Kowal przekwalifikowany na rzeźnika ma chyba większą wrażliwość - nie mówiąc o fryzjerze. A gdzie atmosfera, problem przemijania i inne odczucia. To sztuka oddać to tak skromnymi środkami wyrazu nie siląc się na arcydzieło.
Tak, sztuką jest oddać kwestie, o których piszesz. Problem w tym, że ten film tego nie oddaje. Kilka urokliwych kadrów jak kilka retro-fotografii to za mało na dobry film. A samobójstwo bohaterki? Cóż- głupia sprawa.... Biedna, tak bała się że coś przeminie. Gdyby większość tak myślała, kto miałby babcię?Kto miałby szansę przeczytać książkę dobrego autora w średnim wieku? kto posłuchałby ciekawego wykładu leciwego profesora? itepe.. .Rzucanie się w sztormowe fale całkiem ładnie wygląda ale...... wciąż- dobrego filmu z tego nie zrobi. Bardzo nudny był niestety
Żal mi Cię, kolego, że tak mierne masz oczekiwania wobec dobrego filmu. Ten film należy do wyśmienitych. Bez cienia wątpliwości. To nie jest, jak piszesz, film, w którym ma się coś konkretnego wydarzyć. Od początku do końca film jest odrealniony. Nikt w rzeczywistości nie tańczy w idiotycznych pląsach. Nikt nie wali w pysk z takim wdziękiem, jak żona jednego z bohaterów. Nikt nie nosi kąpielówek wydzierganych na szydełku. I nikt - albo są w tej kwestii kompletnie nieliczne wyjątki - nie wieńczy takiej miłości w tak ciekawy sposób.
Czy zauważyłeś zmianę filtru w pewnym momencie? Czy coś Ci się zaświeciło, że to jest opowieść o czymś, o czym my wszyscy, jak żyjemy, marzymy - najczęściej do samego końca? jak mogło Ci umknąć przesłanie - o uczuciu, które jest możliwe. I to zdanie: "wszystko w życiu jest możliwe, jeśli dostatecznie bardzo chcesz; jeśli mimo to się nie udaje, to znaczy że mieliśmy zbyt mało przekonania", czy jakoś tak. To o tym jest ten film właśnie.
Każdy mężczyzna, który zobaczy filmową Matyldę, zapala papierosa (jeśli jara), albo wypija szklankę zimnej wody, żeby nie zbzikować z zachwytu. To jest kosmos - umieć sfilmować takie uczucie. Aż trudno mi opisać moją wdzięczność dla twórców tego arcydzieła. Absolutna trufla wśród paskudnych irysów.
Radzę Ci, zerknij na ten film jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze. Z pewnością dostrzeżesz w nim prawdziwą magię. Wszystkim polecam!